Jeździ całe życie francukimi samochodami. Najwięcej kilometrów pokonał Citroënem Xantią, która dzisiaj obchodzi swoje 30 urodziny. Zaprezentowany 1 marca 1993 roku samochód z miejsca spodobał się klientom. Był niesamowicie komfortowy, nowoczesny, miał świetną sylwetkę. Wiele osób jeździ nim do dzisiaj. Poznajcie historię pana Jerzego.
Dlaczego jeździ pan Citroënem?
Samochodami interesowałem się od zawsze kiedy pamiętam. I było to zainteresowanie zdecydowanie głębsze, niż przeciętne wśród moich kolegów. Nie tylko zbierałem resoraki ale też wycinałem zdjęcia samochodów z opisami technicznymi, starannie wklejałem je do zeszytów. Przeglądałem je potem setki razy.
I wcześniej niż inni zaczął pan kierować?
Dzisiaj byłoby to może źle widziane (ach to bezpieczeństwo) ale ja kierowałem autem siedząc na kolanach taty w wieku 6 lat! Biegi zmieniałem siedząc na fotelu pasażera już w wieku 8 lat. I nie trzeba było mi mówić, który to ma być bieg – wystarczyło słuchać silnika i odnieść to aktualnej prędkości i warunków na drodze oraz zamiarów kierującego. To było zawsze dla mnie oczywiste.
W jaki sposób zainteresował się pan motoryzacją francuską?
Był to na pewno wpływ mojego taty. W ramach wymiany młodzieży między Polską a Francją
pracował parę miesięcy przy budowie kolejki linowej w Alpach. Tam zakochał się w Peugeocie 403 i od tego czasu myślał o jego zakupie.
W kraju komunistycznym, którym była Polska, nie było to łatwe?
W domu mieliśmy głownie Łady – kolejno WAZ 2103, 2106, 2105 i 2107. Do tej pory mam do nich sentyment, w końcu to te pierwsze. Dopiero dwa lata po upadku systemu, w 1991 roku, udało się tacie ziścić jego marzenie.
Jakie to były samochody?
Peugeot 505 i 405. Dla mnie to był przełom: byłem zdumiony magią zawieszenia tych aut, które łączyło w genialny sposób przeciwstawne cechy w harmonijną całość: precyzję prowadzenia z niesamowitym komfortem jazdy uzyskanym dzięki starannemu zestrojeniu miękkiego resorowania i względnie długiego skoku koła ze świetnym tłumieniem – połączono zatem miękkość ze stabilnością.
A pana zainteresowania pozostały?
Oczywiście! Odkryłem wtedy brytyjska prasę motoryzacyjną i już wiedziałem, że prawdziwa radość z jazdy to nie moc i przyspieszenia tylko zabawa na wyboistych na zakrętach, dochodzenie to limitu, który powinien być łatwo osiągalny i przewidywalny. Peugeot oferował to wszystko, o czym wtedy pisano.
Potem pojawił się Citroën?
Nasz Peugeot 405 się starzał, tata zaczął myśleć o następcy. Zaszczepiłem mu ideę Citroëna Xantii, który i wtedy, i dzisiaj, uważałem za piękny i szlachetny oraz elegancki samochód. Odkupiłem od niego 405-kę, jeździłem i cieszyłem się każdym z 400.000 pokonanych kilometrów, do momentu, gdy moi rodzice zginęli w wypadku. Wtedy postanowiłem sprzedać 405-kę i przesiadłem się do Xantii.
Jak odebrał pan tą zmianę?
Dzisiaj sam się sobie dziwię, ale wtedy niżej oceniałem jej właściwości jezdne od starszej od niej generacji Peugeota – większy nacisk położono tu na relaks i spokój jazdy niż na precyzyjną gonitwę po zakrętach.
Zupełnie inne wrażenia?
Mniej czuły był układ kierowniczy, a zawieszenie miało zdecydowanie niższą
częstotliwość własną co przekładało się na mniejsza reaktywność całego auta przy szybkiej jeździe.
A dzisiaj?
Lata mijały, a z nimi kolejne setki tysięcy i te pozorne wady stały się zaletami. Niesamowitymi zaletami, które powodują, że nie chcę innego samochodu.
Dziękujemy za rozmowę.
Najnowsze komentarze