Stellantis, jedna z czołowych grup motoryzacyjnych, stoi w obliczu poważnych wyzwań finansowych w pierwszym kwartale 2024 roku. Sytuacja ta budzi niepokój wśród dealerów, które wciąż odczuwają dotkliwe skutki agresywnej polityki oszczędnościowej. Efekt? Ostatnie miesiące przyniosły spadek przychodów grupy o 12%, co odbiło się także na giełdzie, gdzie wartość akcji spadła o 11%.
Niepokój wśród dealerów jest związany z kilkoma czynnikami. Po pierwsze, nadmierne samorejesltracje wymuszane przez Stellantis, co ma na celu utrzymanie udziałów rynkowych. Ta praktyka, choć krótkoterminowo korzystna, w dłuższej perspektywie może prowadzić do przesycenia rynku i spadku wartości pojazdów i jest po prostu niebezpieczna. Już dzisiaj place dealerów są przepełnione a jak niedawno się dowiedzieliśmy, także place producenta. Wynika to zarówno z oficjalnego raportu Stellantis za pierwszy kwartał jak i sygnałów od kierowców rozwożących auta po składach fabrycznych.
Kolejnym źródłem zmartwień właścicieli salonów jest obowiązek aktualizacji wyglądu salonów sprzedaży do nowych standardów, co wiąże się z kosztami rzędu setek tysięcy złotych i więcej. Dealerzy zastanawiają się, czy te inwestycje nie są przedwczesne w obliczu nadchodzącego kontraktu agencyjnego, który mógłby zobowiązać producenta do pokrycia części tych wydatków. Kwestionują też ceny, które są im narzucane za poszczególne produkty do wystroju.
Pojawiają się też problemy z handlem samochodami używanymi, szczególnie elektrycznymi, które gromadzą się na składach dealerów, wprowadzają dodatkową niepewność. Słabnące tempo sprzedaży używanych pojazdów elektrycznych, z wydłużającymi się czasami obrotu, odzwierciedla rosnące obawy o przyszłość tego segmentu rynku. W Polsce jest to jeszcze mało widoczne, ale Europa Zachodnia ma z tym spory problem.
Zobacz: Historia marek i motoryzacji, najciekawsze wydarzenia sprzed 100 lat i wiele więcej
Z perspektywy produktowej, nowe modele, takie jak Citroën ë-C3 (dostawy we wrześniu) czy Peugeot 3008, są opóźnione, brakuje też pełnej oferty silnikowej (w modelu 3008 na razie dostępny jest tylko napęd hybrydowy 136 KM i jedna wersja elektryczna), co może wpłynąć na ich przyszłą sprzedaż i reputację marki. W tak trudnym czasie, dealerzy i producent muszą znaleźć sposób na wyważenie między utrzymaniem konkurencyjności a ochroną długoterminowej wartości marki i satysfakcji klientów.
Zmniejszona ilość dealerów powoduje dłuższy czas oczekiwania do serwisu, ale kolejka do ASO w przyszłości może się znacząco zmniejszyć z powodu mniejszej sprzedaży nowych aut. Kłopotem dla osiągania zysków jest też polityka części zamiennych, wielu po prostu brakuje a z drugiej strony nie ma ograniczeń w obrocie co prowadzi do sytuacji, że dealerzy zarabiają dużo mniej niż kiedyś.
Zobacz: Wiadomości motoryzacyjne. Codziennie ciekawe, oryginalne, tylko u nas
Powyższe wyzwania rzucają cień na przyszłość Stellantis, które musi nie tylko radzić sobie z bieżącymi trudnościami, ale także przygotować grunt pod przyszłe sukcesy w coraz bardziej konkurencyjnym i zmieniającym się świecie motoryzacji. Jak zauważają eksperci, najbliższe miesiące będą kluczowe dla przyszłej strategii i stabilności finansowej Stellantis, a także dla zaufania i lojalności jego sieci dealerskich. A owo zaufanie jest już bardzo mocno nadwyrężone.
Zobacz: Testy nowych i używanych samochodów
Nic więc dziwnego, że we Francji oraz we Włoszech trwa ożywiona dyskusja nad tym, czy Carlos Tavares powinien dłużej pełnić funkcję szefa koncernu. Cierpliwość zdaje się też kończyć udziałowcom – i nie jest wykluczone, że w tym roku nastąpią jeszcze zmiany.
Najnowsze komentarze