Luca de Meo, szef koncernu Renault ostrzega, że wprowadzenie normy Euro 7 będzie bardzo kosztowne dla klientów. Jednocześnie trzeba będzie zamykać fabryki i zwalniać pracowników.
Wejście w życie normy Euro 7 zmniejszy ogólny poziom emisji o około 4%. To bardzo niewiele w porównaniu do nakładów, które trzeba ponieść, aby wprowadzić całe rozwiązanie do produkcji. Mowa o kolejnym osprzęcie do silników, wykorzystaniu metali ziem rzadkich i wielu innych wydatkach – podnosi przemysł samochodowy. Dla klientów oznacza to przede wszystkim kolejne podwyżki cen. Luca de Meo szacuje, że będzie kwota ponad 2.000 euro czyli około 10.000 zł.
Patrząc na to praktycznie, cena Dacii Sandero wzrosłaby do około 73 tysięcy zł, Renault Clio do 82 tysięcy. Mówimy oczywiście o najtańszych wersjach. Dramat!
Największy problem z nową normą będą miały małe i średnie, bo to ich cena wzrośnie proporcjonalnie najwięcej. Nowe normy narzucają takie rozwiązania, które generują bardzo duże koszty: nowe silniki hybrydowe i nowe układy oczyszczania spalin. To wszystko kosztuje.
Nie jest to jedyny problem, związany z nową normą. Wejście w życie Euro 7 może doprowadzić do zamknięcia co najmniej kilku linii produkcyjnych a w skrajnym wypadku nawet czterech fabryk koncernu w Europie – wszystko na skutek konieczności dużych inwestycji w samochody spalinowe.
Norma Euro 7 powinna dążyć do równowagi między poprawą jakości powietrza i jego wpływu gospodarczego. Wprowadzanie jej na siłę to poważny błąd – uważają przedstawiciele przemysłu samochodowego i ostrzegają, że nie są w stanie utrzymać kosztu samochodu na dzisiejszym poziomie, bo zmiana wprowadzana normą Euro 7 jest zbyt duża, zbyt daleko ingerująca w konstrukcję samochodu, by odbyło się to przy minimalnych kosztach. Wystarczy powiedzieć, że praktycznie każdy silnik będzie musiał mieć wbudowany napęd elektryczny, czyli być hybrydą.
Czy rozsądek wygra z ideologią? Przekonamy się już niebawem.