W 2003 roku Piotr kupił w salonie dealerskim nowe Renault Clio II generacji. Od tamtej pory samochód służy członkom rodziny i jest familijnym rodzynkiem. Pozytywne doświadczenia z pojazdem zrodziły sympatię do marki i skłoniły do zakupu kolejnych modeli spod znaku rombu. Jak dbać o samochód, aby służył przez wiele lat bez większych usterek? Poczytajcie historię Piotra i Clio II, które od 21 lat pozostaje w rodzinie i cieszy niemal bezproblemową jazdą.
W 2003 roku wpadł mi do głowy pomysł na zakup mojego pierwszego nowego auta z salonu. Ze względu na wcześniejsze doświadczenia z motoryzacją brałem pod uwagę głownie auta francuskie i japońskie. Po pierwsze przekonywały bogatszym wyposażeniem (ale o tym wspomnę jeszcze za chwilę), a po drugie od 3 lat jeździłem już Clio I faza 3 z 1997 roku z silnikiem o pojemności 1149 cm3 (D7F) pod maską.
Renault Clio 1.1 kontra Toyota Yaris 1.0
Po skonkretyzowaniu naszych oczekiwań w stosunku do auta oraz weryfikacji stanu konta ;) ustaliliśmy, że do finału naszych rodzinnych zakupowych rozgrywek stanie Clio II faza 2 z silnikiem o pojemności 1149 cm3 i mocy 60 KM w wersji Alize oraz Toyota Yaris 1.0.
Przy podobnej cenie w Clio mieliśmy do wyboru auto z czterema poduszkami powietrznymi, ABS-em, asystentem hamowania, centralnym zamkiem i elektrycznymi szybami oraz oczywiście klimatyzacją lub Toyotę Yaris 1.0 z jedną poduszką powietrzną kierowcy i… dodanym po wielkich bojach i „z łaski” centralnym zamkiem :)
Zobacz także: Używane Renault Clio 1.5 dCi 2010 r – wrażenia użytkownika, opinie. Oszczędny diesel
Skoro doświadczenia z poprzednim Clio I z silnikiem D7F były pozytywne, to naturalną konsekwencją okazał się wybór kolejnego Clio z tym samym układem napędowym, zwłaszcza że porównanie wyposażenia nie dawało szans Toyocie a nam rozwiewało jakiekolwiek wątpliwości, co do ostatecznej decyzji.
Clio II nabija pierwsze kilometry
24 czerwca 2003 roku Clio II zagościło w naszej rodzinie i konsekwentnie zaczęło „nabijać” kilometry. Pomimo że auto miało ten sam silnik co Clio I, różnica pomiędzy generacjami była ogromna. Szczególnie w aspekcie komfortu. Nowy samochód miał dużo lepsze wyciszenie a klimatyzacja na pokładzie umilała nam rodzinne wyjazdy.
Dość szybko okazało się, że w samochodzie brakuje miejsca na bagaże. W końcu podróże z trzema kobietami na pokładzie owocowały coraz większą ilością ekwipunku, jakie musieliśmy pakować na każdy wyjazd.
Z technicznego punktu widzenia przez pierwsze trzy lata Renault Clio nie miało nawet najmniejszej usterki. Skróciłem interwały olejowe podawane przez producenta (jak zwykle w moich autach do roku i max 10 tys. km). Pierwsza wymiana została przeprowadzona po dotarciu auta, czyli z przebiegiem ok. 3 tys. km, co wzbudziło spore zdziwienie obsługi serwisu. Co roku regularnie zjawiałem się na przeglądy i wymianę oleju. Przy trzeciej wizycie i przebiegu 56 tys. km serwis zdiagnozował „przytkanie się” jednego z wtryskiwaczy. Gwarancja już się skończyła, ale podejrzany wtryskiwacz został wymieniony bezkosztowo w ramach gestu handlowego dealera, co otworzyło możliwości odbywania rodzinnych podróży.
90 tys. km i wymiana klocków
Przez następnych sześć lat autem opiekowało się ASO AutoReve z Torunia, ale serwis nie miał przy naszym Clio zbyt wiele pracy, ponieważ autko gładko i bez żadnych awarii pokonywało kolejne kilometry. Przy przebiegu ok. 90 tys. km okazało się, że powoli „kończy się” prawy wahacz, dlatego wymieniliśmy oba. Przy okazji ze względu na wykrycie luzu Renault Clio otrzymało nowe łożyska kół przednich (jeszcze nie szumiały) i zleciliśmy ustawienie zbieżności. Korzystając z okazji wymieniłem także, po raz pierwszy od nowości (!), klocki hamulcowe.
Użytkowaliśmy auto intensywnie (co widać na poniższym zdjęciu), próbowaliśmy nawet używać Renówki niczym SUV-a :) niezależnie od warunków drogowych i pogodowych.
Naturalny wybór: Clio III
Nasze dzieci rosły i powoli zaczęło nam brakować w Clio miejsca. Nasze dotychczasowe doświadczenia sprawiły, że naturalnym wyborem okazało się Clio kolejnej generacji. Otrzymaliśmy od naszego zaprzyjaźnionego dealera auto na weekend, po którym uznaliśmy, że przyszedł już czas na zmianę auta na większe.
Podjęliśmy decyzję, że kolejnym naszym samochodem będzie Clio III generacji z silnikiem 1.2 16V (D4F), ale po wyjściu z salonu okazało się, że staliśmy się posiadaczami Clio III faza 2 GrandTour z silnikiem 1.5 dCi (K9K) ;)
Ze względu na bezproblemową eksploatację Clio II faza 2 postanowiliśmy pozostawić ją (w końcu to muza) w rodzinie na kolejne lata. Za kierownicą zasiadła moja małżonka i ona z mniejszą co prawda intensywnością, ale wciąż nabijała kolejne kilometry.
Nasze granatowe cacko przejęło zadanie drugiego, a z czasem trzeciego auta w rodzinie, które poza standardowymi wymianami eksploatacyjnymi nadal cieszyło nas bezawaryjnością. Co prawda w między czasie udało się zerwać tylne okładziny, ale tu przyczyn należy upatrywać się w zaciągniętym ręcznymi i sporym spadku temperatury po obfitych opadach deszczu. Swoją rolę odegrało tu także zniecierpliwienie użytkowniczki niemogącej odjechać swoim autkiem :)
Z pokolenia na pokolenie
Kilometry nawijane na koła nie zmieniły znacząco kondycji Clio dlatego nasze uczucie do samochodu nie gasło. Kolejne lata znaczone były jedynie corocznymi wymianami oleju (nawet przy przebiegach rzędu 4 tys. km) i kolejnymi zakupionymi kompletami ogumienia.
Nasze córcie dorosły i zaanektowały granatowe Clio. Czyniły w nim swoje pierwsze kroki po zdaniu egzaminów na prawo jazdy, jako adeptki niełatwej sztuki i jednocześnie walki o przetrwanie na polskich drogach. Clio zarobił w ten sposób pierwsze drobne zarysowania na przednim zderzaku i atrapie chłodnicy. Niemniej jednak, jak zwykle Renault Clio wychodziło z takich starć obronną ręką.
Gdy przebieg przekroczył 180 tys. km siedzenia nosiły ślady użytkowania i lekko się przecierały, co zmusiło nas do zakupienia pokrowców oraz obszycia kierownicy skórą. Inne elementy auta nie noszą poważniejszych śladów. Ocynkowane nadwozie opiera się trudom jazdy w każdych warunkach, niemniej jednak zarysowane drzwi kierowcy (wyraźnie od wysokiego krawężnika) przekonały nas do zajęcia się problemem.
Nie na sprzedaż
Kilka razy zastanawialiśmy się, czy nie warto byłoby zamienić naszego pełnoletniego już auta na nowsze jednak pomimo błyskawicznego znalezienia kilku chętnych na zakup, dzieci nie pozwoliły nam na sprzedaż Clio.
W czasie pandemii okazało się, że nasza latorośl kończąca studia w Bydgoszczy potrzebowała auta by przemieszczać się, pomimo wprowadzonych ograniczeń, na uczelnię i z powrotem. W związku z tym podarowaliśmy jej Clio, które teraz zaczęło swoją służbę już nie tylko jako auto miejskie, ale także na trasie a my podjęliśmy decyzję o poszukiwaniu kolejnego samochodu. Oczywiście, po wszystkich wspomnianych doświadczeniach – jedynej słusznej marki.
Nasze granatowe Clio pozostaje w rodzinie córki, jako jedno z aut a na dłuższe trasy wybrała Renault Arkana 1.6 Full Hybrid :) A my? Jako stateczni już ludzie wreszcie mogliśmy sobie pozwolić na odrobinę luksusu w postaci Renault Laguny Coupe 2.0 dci w wersji Monaco GP.
Historia naszej rodziny „kręci się” dookoła auta, które było z nami zawsze na wszystkich wyjazdach, okazjach i przez kolejne lata na pewno z nami pozostanie.
Oby nadal były to lata bezproblemowe, chociaż mamy świadomość, że powoli niektóre elementy, zwłaszcza gumowe będą musiały podlegać wymianie. W końcu co to za miłość, która nie wymaga wyrzeczeń :)
Tekst: Piotr Karwowski
Edycja: redakcja
Zdjęcia: Piotr Karwowski, Klub Renault Clio
Najnowsze komentarze