Miałem się nie odzywać przez Święta w moralizatorskim stylu, ale nie wytrzymałem. Zabrakło mi do końca świątecznych dni kilku godzin, ale muszę sobie ulżyć i napisać. Bo zaczynam się czuć coraz bardziej zagrożony w tym katolickim przecież kraju.
Od razu się przyznam. Jeśli to ma dla kogokolwiek z moich Czytelników jakieś znaczenie – jestem katolikiem. Może nie przesadnie ortodoksyjnym, ale jednak katolikiem. Ale swoją wiarę staram się manifestować nie poprzez leżenie krzyżem w kościele tak, żeby wszyscy mnie widzieli, ale raczej przez czyny, przez zachowanie. Czyli jakby nieco inaczej, niż spora część moich rodaków… Dlaczego tak sądzę?
Słyszy się wcale nie tak znowu rzadko z ambony, że łamanie przepisów – także drogowych – to grzech. Ja tam nie wiem, może grzech, może nie. Ale wsiadanie za kółko po spożyciu alkoholu, to już proszenie się o kłopoty. Co gorsza – kłopoty nawet nie tylko dla siebie, ale i dla innych użytkowników dróg. Od razu zastrzeżenie – wiem, że po lampce wina, czy małym piwie zapewne nie przekroczy się dopuszczalnych prawem granic. Ale żeby tylko na lampce wina, czy małym piwie się kończyło… Chyba się nie kończy – od dzisiejszego ranka media alarmują, że przez święta złapano 1.444 nietrzeźwych kierowców. A więc takich, którzy najwyraźniej wypili więcej, niż lampkę, czy małe pełne…
Jak się to ma do tego, co wyznają ci ludzie? Wszak gdyby ich zapytać, to pewnie przez złapaniem przez policjantów sami twierdziliby, że są wzorowymi katolikami. Przecież świętowali! Byli w kościele, święcili pokarmy, dzielili się jajkiem, życzyli mniej i bardziej bliskim wesołych świąt. A potem wypili (może nawet niezbyt dużo, ale za dużo) i siedli za kierownicę. Po to, by przy niesprzyjających okolicznościach komuś radość płynącą z przeżywania Wielkanocy odebrać. By dla kogoś innego nie były to wesołe święta. Ale taka to już jest polska mentalność – co mnie obchodzą inni?
I gdzie to medialne gadanie o pokoleniu JPII? Czy wystarczy samemu siebie tak nazwać, by być godnym człowiekiem? A może lepiej o swej wierze, jakiego by się nie było wyznania, świadczyć uczynkami? To jednak już nie jest w polskim stylu. Rodacy więc wsiadają po spożyciu alkoholu za kierownice i dają popis ułańskiej fantazji. Niemal 300 wypadków, ponad 400 osób rannych i ćwierć setki zabitych – to bilans (jeszcze niepełny) świąt Wielkanocnych. Ludzie! Czy Wy chcecie sprawdzić, jak to jest ze zmartwychwstaniem? Czy liczycie, że dokonacie zaraz tego, co Chrystus? Czy naprawdę Polacy są tak bardzo durni???
Zastanawiam się często nad tym, jak karać takich „artystów”. Zabrać prawo jazdy? Przecież oni się tym nie przejmą, czego dowodem jest jeden ze złapanych typków, który miał coś koło trzech promili, ale prawka już nie posiadał. Czy brak uprawnień przeszkodził mu w poprowadzeniu samochodu, znowu naprutym, jak bela? Nie – on to ma gdzieś! Karać go konfiskatą auta? Te kilkunastoletnie strucle, to sobie weźcie – on kupi następnego! Konfiskować majątek? To nie takie proste – będzie trwało latami, a i tak skończy się niczym. Publikować podobizny w mediach? Były takie próby i też wielkiego skutku nie przyniosły – co kolejny dłuższy, czy świąteczny weekend, to znowu tysiąc, dwa tysiące pijanych kierowców.
Więc może zagonić takich pacanów do robót publicznych? Przymusowych. Łopata, miotła, łopata, miotła. Niech – w zależności od wskazań alkomatu – przez określony czas zasuwają przy sprzątaniu miast, czy budowie/remontach dróg, koniecznie w kamizelkach z wyraźnym napisem Pracuję, bo jechałem po pijanemu. Niech taki delikwent będzie kierowany do prac wyrokiem sądu ogłaszanym w trybie przyspieszonym, a żeby mu to z pracą zawodową nie kolidowało – pracodawca będzie go wysyłał na przymusowy bezpłatny urlop, właśnie na wniosek sądu. Ba – można nawet pracodawcy dawać 10% wartości pracy wykonanej przez skazanego, żeby ów pracodawca za bardzo nie tracił. Ale z drugiej strony po co – niech takiego pajaca nawet zwolni, jeśli uzna to za stosowne – odpowiednia zmiana w Kodeksie Pracy pewnie byłaby do przegłosowania w Sejmie jakiejkolwiek kadencji. Byłaby to kara dodatkowa, możliwa do wymierzenia, ale nie konieczna. Podejrzewam, że za pierwszym razem jeszcze pracodawca by zrozumiał, ale w przypadku recydywy w większości przypadków nie byłoby litości – po co im pracownik, który znowu ma urlop bezpłatny i to w terminie nieustalonym wcześniej z pracodawcą… ;-)
Strach wyjechać na polskie drogi. Pijaków nie ubywa, więc może naprawdę trzeba ich karać dotkliwie. Ci, którzy nie zdążyli jeszcze popełnić żadnego przestępstwa z powodu pijaństwa za kierownicą powinni być kierowani właśnie do tego typu prac porządkowych. Ci, którzy zdołali narozrabiać – spowodowali kolizję, czy wypadek – karę powinni ponieść surowszą, ale też na rzecz społeczeństwa i też z oznakowaniem. Sądzę, że Polacy, tak czujni na tle godności własnej, szybko przestaną jeździć po pijaku. A już na pewno ograniczą to zjawisko.
A wszystko to w tym katolickim kraju, który Bogiem wyciera sobie mordę przy każdej okazji, ale w gruncie rzeczy niewiele ma z Nim wspólnego. Ale tu apel do wszystkich – Wy też nie pozwalajcie, by człowiek „po spożyciu” siadał za kółko. Bo to nie jest problem tylko tych kierowców. Oni mogą „upolować” naszych bliskich, nasze mienie. To może więc być problem każdego z nas… A tego Wam, i sobie, naprawdę nie życzę.
Krzysiek Gregorczyk
Najnowsze komentarze