Z jednej strony krytykuje chińskich producentów i wieszczy wielkie zagrożenie dla Europy, z drugiej strony ogranicza produkcję, zwalnia pracowników i redukuje sieć dealerską, a potem inwestuje w chińskiego producenta samochodów. Informacja o tym, że Stellantis zainwestował w firmę Leapmotor musi budzić zdziwienie w świecie motoryzacji.
Stellantis, powstały z połączenia koncernów PSA i FCA, zmierza w wyjątkowo dziwnym kierunku. Carlos Tavares z wielkim zapałem zmniejsza rozmiar koncernu i wyciska ostatnie euro z każdego miejsca, które zdoła dostrzec jego czujne finansowo oko, a potem bierze kilka miliardów euro – zaoszczędzonych między innymi dzięki zwolnieniom i pozyskaniu subsydiów rządowych we Francji, Hiszpanii, Włoszech czy w Polsce, i wrzuca je w chińską firmę, która produkuje samochody. Jaki to ma sens?
Mówimy o potężnej transakcji, która wpompuje do Chin ogromne środki, ale nie daje Tavaresowi kontroli nad Leapmotor. Co więcej, Stellantis będzie sprzedawał elektryki Leapmotor w Europie: „Partnerstwo ma na celu dalsze zwiększenie sprzedaży Leapmotor w Chinach […] w celu znacznego przyspieszenia sprzedaży marki Leapmotor w innych regionach, począwszy od Europy” – czytamy w długim korporacyjnym komunikacie.
Czyli Chińczycy nie są już źli, a Domy Stellantis to będą teraz Domy Wielkiego Smoka? A jak oferta chińskich samochodów elektrycznych C01 oraz C11 ma się do oferty Citroëna, Fiata, Peugeota, Opla? Gdzie jest synergia? Nowe platformy Stellantis nagle będą niepotrzebne?
Na efekty współpracy obu firm będziemy musieli zapewne poczekać aby je ocenić. Na dzisiaj jedno jest pewne: komunikacja Stellantis jest niespójna a działania Tavaresa trudno zrozumieć.
Najnowsze komentarze