Jego kierowca jakiś czas temu zajechał mi drogę na rondzie De Gaulle’a, a potem natychmiast gwałtownie zahamował przed przejściem, a co za tym idzie tuż przed maską mojego auta. Gdy tylko to zrobił otworzyły mu się te tylne, podwójne drzwi. Zahamowałam dosłownie w ostatnim momencie. Gdybym tego nie zrobiła nadziałabym się na te drzwi i wątpię, czy ja wyszłabym z tego cało. Auto na pewno poległoby śmiercią tragiczną na miejscu. Na szczęście tym razem wszystko dobrze się skończyło. To znaczy prawie dobrze… Musiałam bowiem zjechać na bok na wysokości Muzeum Narodowego. Tam dobry kwadrans siedziałam w samochodzie ze zgaszonym silnikiem a serce mi waliło jak młot. Gdy dojechałam do domu byłam spocona ze strachu. Od tamtej pory unikam jak ognia jazdy za samochodami z podwójnymi drzwiami, a zwłaszcza za vanami Berlingo.
Kilka dni temu koleżanka opowiedziała mi swoją przygodę z tego typu autami. Otóż tuż przed nią jechał taki van (marki nie zapamiętała), a jego kierowca przewoził jakieś metalowe rurki czy też pręty. Pręty wystawały poza samochód przez niedomknięte tylne podwójne drzwi. Jeden z prętów miał nawet zawieszoną czerwoną szmatkę. Niby to ma ustrzec przed kolizją. Niby ustrzega, ale… co z tego? Otóż kierowca tego vana jechał dość szybko i taki rozpędzony postanowił najpierw gwałtownie zmienić pas na ten, którym jechała moja znajoma, a potem równie gwałtownie zahamować. W czasie gwałtownego hamowania vana jeden z drągów (czy też rurek) nagle wysunął się i o mały włos nie przebił maski auta znajomej. Też zjechała na pobocze, też siedziała w swoim aucie kwadrans, bo serce waliło jej jak młot, też zlała się potem…
Postanowiłam sprawdzić jak się do tego ma prawo. Czy można tak nie zamykać tylnych podwójnych drzwi? Czy można wozić rurki dłuższe niż samochód, tak by wystawały poza niego przez niedomknięte drzwi. Postanowiłam zbadać u źródła, czyli u rzecznika policji. I co się okazuje? Teoretycznie są to wykroczenia drogowe i podlegają karom mandatów, ale praktycznie…, kto to zweryfikuje? Kto udowodni, że jakiś tam człowiek jechał vanem Berlingo z otwartymi drzwiami? No pewnie nikt. Ja na bank nie. Bo zamiast robić zdjęcia, jako "corpus delicti", siedziałam w aucie na poboczu trzęsąc się jak osika. Znajoma robiła dokładnie to samo. Żadnej z nas nie przyszło do głowy fotografowanie „zbrodniarza”. Ale cóż… za mocno, choć może się to wydawać absurdem, śmierć zajrzała nam w oczy.
Czytaj nas w Google News:
Zapisz się na nasz newsletter teraz!
Najnowsze komentarze