Tym razem „Leszczyńskie barokiem stoi”, rajd z pełną wyzwań trasą. Czas na trochę wspomnień i zdjęć załogi o numerze startowym 01 – Jarek i Mikołaj Szprygnwald.
Do Boszkowa docieramy przed dziewiątą wieczorem w piątek, w sam raz na losowanie numerów startowych. Na swój numerek nie musimy długo czekać, gdyż
zostajemy wyczytani jako pierwsi! Krótkie omówienie rajdu i ważna
zasada: im mniej punktów, tym lepiej. Ponieważ śniadanko następnego
dnia już o 7:30, więc po krótkiej dyspucie ze znajomymi idziemy spać. Trzeba nabrać sił przed trudną trasą rajdu.
Zrywamy się zmobilizowani numerem startowym i na dzień dobry
spotykamy na parkingu… Jacka Cieplucha. Miła pogawędka na pewno ma
uśpić naszą czujność ;) . Po śniadanku ruszamy na etap zerowy z
Boszkowa do Włoszakowic, gdzie przed Pałacem (aktualnie urzęduje w nim Urząd Gminy) znajduje się start do rajdu. Komisja sędziowska skrupulatnie
Sprawdza nasz stan przygotowania pojazdów, a kto nie miał
gaśnicy, trójkąta, linki holowniczej, apteczki, kamizelki
odblaskowej, czy zapasowych żarówek rozpoczynał start już z punktami. Czyli mniejszymi szansami na wygraną.
Po pamiątkowym zdjęciu na schodach Pałacyku i po wyzerowaniu
licznika startujemy do I etapu, który wiedzie do Leszna, i zaczynamy
od postumentu Karola Kurpińskiego. Potem cmentarz i kościół we
Włoszczakowicach. Kto zapomniał miarki, na pewno miał problem z
ocenieniem miary obwodu lipy przed kościołem. Następnie próba
sprawnościowa, przy której nie mam litości dla opon i trawnika. Nasz Citroen dzielnie daje sobie radę.
Zerujemy licznik i hajda w drogę na Zbarzew. Po drodze mijamy
arboretum z ciekawymi okazami okolicznej flory oraz drewnianą,
kilkumetrową figurę oracza. Na ścianie Kościoła pod wezwaniem
Narodzenia Najświętszej Marii Panny z 1470r. liczymy epitafia
fundatorów kościoła i zmarłych proboszczów. Aby nie było tylko
barokowo jedno z zadań dotyczy pewnego buhaja rasy
holsztyńsko-fryzyjskiej z Państwowego Ośrodka Hodowli Zarodowej w
Osowej Sieni ;) . Otóż należało zmierzyć szerokość podstawy
postumentu, na którym paraduje spiżowy odlew onego. Mam nadzieję,
iż nie był to komentarz do aktualnej sytuacji politycznej w naszym
kraju.
Wjeżdżamy do Wschowej, gdzie zatrzymujemy się przy przepięknym
cmentarzu ewangelickim, na którym pochowany jest m.in. Mateusz
Vechner, nadworny lekarz Zygmunta III Wazy. Dalej trasa wiedzie na
rynek Wschowy, gdzie witani jesteśmy przez Burmistrza i korzystamy z
okazji podziwiania panoramy miasta w ratuszowej wieży. Co prawda
sapaliśmy jak małe lokomotywy wspinając się po stromych schodach,
ale było warto. Pod ratuszem podziw wzbudzała prześlicznej urody
DS’a. Klucząc wąskimi i brukowanymi uliczkami docieramy pod kościół
Franciszkanów, gdzie należy znaleźć kaplicę poświęconą Janowi
Pawłowi II. Ze Wschowy wyjeżdżamy na Święciechowice i po drodze
zatrzymujemy się przy XV-wiecznym Kościele pod wezwaniem św.
Marcina, gdzie należy znaleźć wiek zmarłej Ludwiki z Nieżychowskich,
oraz Pałacem Gurowskich (potem Barona von Leesen), gdzie błądząc
po parku szukamy zabytkowego kamiennego obelisku. W Święciechowej na
rynku kolejny hołd dla tych, co o polskość ziem tych walczyli, w
postaci pomnika, ale aby znaleźć odpowiedź, trzeba było pomnik
dokładnie dookoła obejrzeć. Dalej droga wiedzie do Leszna.
Wjeżdżając do Leszna podziwiamy lotnisko miejscowego aeroklubu z
niezliczoną ilością szybowców. Aż chce się polatać. Docieramy do starówki, gdzie w Kościele św. Krzyża musimy liczyć płyty nagrobne. Jeszcze kilka
zakrętów i trafiamy na metę I etapu mieszczącą się na rynku.
Po krótkim odpoczynku rozpoczynamy II etap od odcinka specjalnego na
rynku. Zerujemy licznik i jedziemy dalej, ale jeden błąd powoduje,
że tracimy sporo czasu, aby dotrzeć na punkt kontroli przejazdu,
który mieścił się… na rynku w Lesznie. Czuję się już na nieźle
zakręconego. Ruszamy do Rydzyny, gdzie czeka na nas przepiękny
Zamek, którego początki datowane są na 1400 rok. Po drodze szukamy
zająca. A właśnie: zająca. Widział ktoś zająca? Tam właśnie mieścił
się kolejny punkt kontroli przejazdu, na którym odbył się krótki
test z wiedzy. Dalej już prosta droga do Rydzyny, gdzie czekał także
obiad.
Po treściwym posiłku idziemy na krótki spacer po zamkowym parku, a
potem… zerujemy licznik i dostajemy kolejną kopertę z trasa i
zadaniami. Na III etapie jeszcze TYLKO 58 km i będzie koniec Rajdu.
Oj, już czuję zmęczenie, ale ambicja robi swoje – nie poddajemy się!. Nasza Xantia zostaje na rynku w Rydzynie, a my szukamy
Kościoła św. Stanisława Biskupa i biblioteki mieszczącej się w
XVII-wiecznym budynku. Na koniec dokładnie lustrujemy pomnik Świętej
Trójcy w poszukiwaniu metali (ciężkie czasy ;)). Dalej jedziemy na
cmentarz, gdzie groby są dowodem walki o polskość tych ziem. Po tych
punktach zjeżdżamy do salonu Citroena w Rydzynie, i niestety
jesteśmy rozczarowani(!). Salon odmawia wymiany naszej Xantii na
nowe C6! Skandal ;) No, ale kawa smaczna, mniam. Zostawiam
wizytówkę, może się jeszcze zastanowią. ;) Po drodze mijamy śliczne,
drewniane wiatraki i obeliski świadczące o walkach z zaborcą. W
Osiecznej biegamy po parku zamkowym (XVIII w.), żeby sprawdzić, jaki
kolor ma balustrada nad jeziorem, potem oglądamy macewny z kirkutu i
podziwiamy wnętrza Kościoła św. Trójcy. Największy zachwyt u mojego
pilota wzbudza wystawa wycofanego już sprzętu gaśniczego – ręczne
sikawki i wóz bojowy z motopompą. W Goniembicach (?) znów potrzebna
jest miarka do zmierzenia cyt. szerokości światła środkowej części
barokowej bramy kościoła NMP Wniebowziętej z 1775r. W Radomicku
wyjeżdżamy na drogę szutrową. Nie powiem, ile jechałem i mogę tylko
przeprosić Kolegów z Ami, że musieli jechać w kłębach kurzu za moją
Xantią. Potem zwalniamy, bo gdzieś po drodze schowany jest Jacek z
kolejnym testem na znajomość baroku. Z Boguszyna kierujemy się na
Włoszakowice, aby w końcu dotrzeć do Syreny w Boszkowie. Jestem
zmęczony i głodny, a przed wjazdem na metę głowa sama opada mi na
kierownicę. Na donośny sygnał trąbki podrywam ją do góry i pokonuję
ostatnie metry do mety. Zdajemy wszystkie dokumenty. Satysfakcja, że
nie otworzyliśmy koperty pomocniczej, no i że dotarliśmy do mety.
Lekko nie było, ale zabawa wspaniała.
Teraz mamy czas do 19-tej. Na metę dojeżdżają kolejne załogi. Na
parkingu trwa ożywiona dyskusja i widać, że emocje jeszcze nie
opadły. Zostało jeszcze ucztowanie i tańce.
W niedzielę po śniadaniu na wolnym placu Cytrynki ustawiają się do
pożegnalnego zdjęcia, co utrwala nawet nasza TVP oraz aparaty
wszystkich uczestników. O 12-tej ogłoszenie wyników i… okazuje
się, że miesiąc temu wykrakałem zwycięzcę.
Serdeczne podziękowanie dla wszystkich Współtowarzyszy niedoli i
gratulacje dla zwycięzców. :D
Gratulacje dla Stowarzyszenia Citroen Klub Poznań za profesjonalnie
przygotowaną imprezę, za bardzo ciekawą i wymagającą trasę oraz za
możność w niej uczestnictwa takich jak ja (czyt. z Klubu Cytrynki).
Przygotowano na podstawie wspomnień Mikołaja i Jarka z załogi nr 01.
Tekst Jarek Szpryngwald
Skróty i opracowanie: redakcja
Zdjęcia: Mikołaj i Jarek Szpryngwald
Więcej zdjęć z rajdu można znaleźć w galerii Pawła Wieczorka: http://picasaweb.google.co.uk/citroenxantiabreak/Boszkowo.
Najnowsze komentarze