Pewien pracownik stacji benzynowej znanej i dużej polskiej sieci opisał kulisy swojej pracy. Szkolenia w czasie wolnym, wciskanie klientom wszystkiego, brak środków czystości do toalet i koszmarne połajanki od przełożonych. Poczytajcie…
„Stacja, na której pracuje jest korporacją, jeśli ktoś często na niej bywa to z pewnością domyśli się, o którą chodzi, ale ja tego głośno nie powiem, bo się trochę boję
Absolutny numer 1 – cele (targety)
Najbardziej drażniącą rzeczą jest to, że mamy ustalone z góry ile dziennie powinniśmy sprzedać kaw, fastfooda, płynów do spryskiwaczy i artykułów ze sklepu na ilość klientów. Przykładowo: było 300 klientów, więc powinniśmy sprzedać kawę za min. 300 zl, jedzenie za 600, płyny za 100 i artykuły za sklepu za 600. Absurdalne. Ja do teraz nie mogę tego zrozumieć, to jest stacja paliw a nie Starbucks, no jest nawet gorzej, bo mamy też cele tygodniowe i dzienne, np. dodatkowe espresso min. 3 razy, ciastko kokosanka i owsiane po 5 dziennie, świeży sok pomarańczowy 5 dziennie, burgery 8 dziennie i inne rzeczy. Jest nawet zabawniej, bo jeśli nie uda nam się osiągnąć tego celu, to kierowniczka regionalna najpierw pisze do nas na służbowy telefon, że jest zażenowana wynikami i mamy je podciągnąć, a potem łączy się poprzez Zoom z kierowniczką naszej stacji i ochrzania ja od góry do dołu czy to taki problem sprzedać płyn do spryskiwaczy??? I w zależności od humoru ucina premie kierownikowi stacji, nie nam.
I taki jest ten proces wciskania celów. Jak ktoś przychodzi zapłacić za paliwo, to ja nie mogę przyjąć płatności i tyle. Ja muszę:
– zapytać, czy ma aplikacje, a jeśli nie
– zachęcić do założenia i przedstawić aktualne promocje
– zaproponować kawę lub coś do jedzenia na ciepło
– zaoferować produkt promocyjny (czyli te ciastka albo płyny do spryskiwaczy np.) i z procesu który mógłby zająć 10 sekund robi się minuta albo i więcej. Ja wymęczony powtarzaniem wkoło Macieju tergo samego, klient zirytowany tym wciskaniem, wszyscy niezadowoleni.
A nie daj Boże ze pominiesz którąkolwiek z tych kwestii, gdy jest na stacji tajemniczy klient. Wtedy cała wizyta oceniona jest na 0% i kierownik ma ucinaną premie. Te cele dochodzą do takiej patologii, że my tutaj często w słabsze dni sami kupujemy te kawy, ciastka czy płyny, bo regionalna wysyła nam smsy typu „jak nie sprzedacie ani jednego płynu to wpisze to do raportu dla dyrekcji, a szkoda, bo macie ładne premie”.
Numer 2 – czystość
Na stacji jest darmowa toaleta dla wszystkich. Wszystkie muszą być sprawdzane i sprzątane co 0,5 h, musimy się podpisywać na kartkach, które tam wiszą. Masz ogromny ruch i nie masz czasu się na nie wybrać? No to się módl, żeby nie przyjechał tajemniczy klient. Bo oceni wizytę na 0% jak zobaczy brudny zlew albo obesrany kibel. Ale to jest jeszcze śmieszniejsze, bo zarząd ustalił nam „limit na chemię”, co oznacza, że miesięcznie dostajemy 8 butelek Domestosa i kilka butelek do czyszczenia łazienek. Jak się skończy przed końcem miesiąca, to trzeba sobie poradzić z użyciem samej wody. A nie wiem, czy próbowaliście kiedyś utrzymać czystość i przyjemny zapach w publicznej toalecie mając do dyspozycji tylko wodę (za zapach tez możemy oblać wizytę tajemniczego klienta).
A teraz wyobraźcie sobie, że macie chwilą czasu idealnie, żeby te kible wyszorować. Spędzacie pół godziny na czyszczeniu trzech toalet (męska, damska, dla niepełnosprawnych) i w momencie, w którym kończycie, zmierza do was armia kierowców tirów, którzy od razu tam wchodzą. A kierowcy tirów to największe oblechy na świecie. Zostawiają te kible w takim stanie, że już chyba każdy z nas się tutaj co najmniej raz przez to popłakał. Moją osobistą czarę goryczy przelał typ, który nie podniósł deski tylko na nią narobił dwójkę i przykrył papierem. Codziennością jest, że po umyciu podłóg stawia się ten potykacz „śliska podłoga – proszę nie wchodzić”, a typ ci wchodzi w brudnych butach „bo mu się siku chce” i trzeba myć jeszcze raz. Naprawdę tyle razy się popłakałem myjąc te podłogi, że tego nie zliczę.
Numer 3 – pominięty przez autora
Numer 4 – mecze piłki nożnej w sąsiednim mieście
Jak wszyscy wiedzą, fani piłki nożnej to w 90% podludzie. Jak tylko rozgrywa się jakiś mecz, to 15 minut przed jego końcem przyjeżdżają do nas busy policyjne wypchane typami w tym sprzęcie do pacyfikacji i mówią, ze mamy wyłączyć światła, zasunąć rolety i udawać, ze stacja jest zamknięta, bo będzie niebezpiecznie. Jak mecz jest mniejszy, to możemy mieć otwarte, ale co najmniej 10 policjantów stoi na całej stacji i pilnuje porządku.
Numer 5 – awantury o ceny paliw
Również ciężko mi zliczyć ile razy ktoś wszedł na stacje, ani be, ani me, ani pocałuj mnie w d… i zaczyna od „was to p…..o z tymi cenami? U konkurencji jest x groszy taniej na litrze, wy chyba z…. spadliście, że tyle zdzieracie”
Na początku jeszcze starałem się tłumaczyć, że to nie ode mnie zależy, że ja również uważam, że to za dużo. Ale po n-tej sytuacji już zacząłem mówić „to jak się coś nie podoba to zapraszam do konkurencji” dodam jeszcze od siebie, ze takie awantury rozkręcają mi tylko osoby uważane za „te wychowane w lepszych czasach, z szacunkiem do drugiego człowieka” czyli starsi ludzie, nigdy żaden 20-latek złego słowa do mnie nie powiedział. Już w ogóle pomijam absurd krzyków na pracownika stacji na najniższym szczeblu, no byczku, gdyby to ode mnie zależało to wszyscy tankowalibyśmy taniej no ale nie zależy wiec nie wiem jaki cel ludzie widzą w obwinianiu o to mnie.
Numer 6 – czyli coś co pojawia się w każdym handlu: drobne do wydania reszty.
Kochani, ja mogę mieć w pogotowiu kasowym tylko 200 zł w monetach, nie może być żadnych „dodatkowych” pieniędzy luźno leżących na kasie, żebym miał jak wydać resztę. I wyobraźcie sobie, że zmiana po mnie również musi mieć 200 zł w monetach na wydawanie reszty. I bardzo proszę, piątek rano, 4 osoby tankują na kwoty 234,72, każdy rzuca mi banknot 500zl i mówi „nie mam inaczej, a karty płatniczej nie używam”. Wtedy jestem załatwiony, bo już nie mam jak wydać. Jak to bardzo uruchamia ludzi. „Nic mnie obchodzi ze pan nie ma, jesteście stacją, musicie mieć pieniądze do wydania reszty”. No cóż, ale nie mam jeśli w utargu mam określona ilość pieniędzy, to system mi się blokuje i muszę wrzucić wszystko do sejfu.
Numer 7 – szkolenia
Wyobraźcie sobie, że wielka korporacja wymyśliła sposób jak przeszkolić pracownika ze wszystkiego co się da, ograniczając budżet do minimum. Otóż – aplikacja do szkoleń online✨
Oczywiście oficjalnie nie można się szkolić w trakcie pracy.
W trakcie pracy to trzeba cele cisnąć, a nie się szkolić, tak? Więc w wolnym czasie trzeba robić te szkolenia (oglądanie filmików, czytanie instrukcji, rozwiązywanie testów). Jedno szkolenie to ok. 45 minut. Szkoleń jest ok. 40. Wszystko powinniśmy robić w czasie wolnym od pracy, za darmo. A jak nie robisz szkoleń, to dzwonią z zarządu do kierowniczki z opr, że pracownicy nie są wyszkoleni i ma tydzień, żeby wszyscy mieli 100%, bo sama wróci na kasę. To już jest naprawdę przesada.
Ale oficjalnie pracownicy przeszkoleni? No przeszkoleni. Nie trzeba płacić pracownikom za czas szkolenia? No nie trzeba. A i osobom szkolącym nie trzeba płacić. Sytuacja dla państwa z wyższych szczebli idealna, no przecież takie coś nie powinno być legalne.
Numer 8 – absolutna świeżynka z samej góry: aplikacja do weryfikacji oferty stacji.
To już jest absolutne robienie na głowy pracownikom i utrudnianie im życia. Na służbowym telefonie mamy apkę, w której o określonej godzinie kilka razy na dobę pokazują się zadania.
Tak gwoli ścisłości: moje narzekania i wyrzuty dotyczą stricte korporacji, która narzuca nam te wszystkie cele, limity i inne wciskarstwo. Moja kierowniczka jest jedną z najcudowniejszych osób na świecie i to głównie dzięki niej chciało mi się tam chodzić, ekipa tez super – podsumowuje pracownik.
I co Wy na to?
edycja i skróty: redakcja, źródło: Twitter
Najnowsze komentarze