Troszkę jeżdżę po naszych polskich drogach. Może już nie tak wiele, jak jeszcze kilka lat temu, ale bez samochodu życia sobie nie wyobrażając, podróżuję. Podróżuję samochodami prywatnymi, ale czasem też służbowym, należącym do zatrudniającej mnie firmy, bo Francuskie.pl, to tylko przyjemność i wielka pasja, a nie sposób zarobkowania. Mniejsza o to – tak, czy inaczej, co miesiąc parę kilometrów za kierownicami różnych samochodów pokonuję. A że motoryzacja mnie pasjonuje, więc chłonę wszelkie wrażenia wszystkimi zmysłami. To czasem boli, bo przerażenie mnie wypełnia z powodu głupoty co poniektórych użytkowników dróg…
Kilka przykładów tylko z ostatnich dni:
1. Volkswagen Jetta zaparkowany na przystanku autobusowym przy drodze krajowej, acz już w granicach administracyjnych miasta wojewódzkiego; przystanek dla autobusów komunikacji miejskiej przede wszystkim, ale i międzymiastowe (dawniej zwane PKS-ami) się tam zatrzymują;
2. Škoda Favorit jadąca drogą krajową, już na terenia niewielkiego miasteczka, sukcesywnie zwalnia, zwalnia, zwalnia… Przed nią pusto, więc kierowca, w obowiązkowym kapeluszu, czy innej podobnej czapce, coś planuje, ale co? Zwalnia bez naciskania hamulca (nie świecą się światła „stopu”), lecz hamując silnikiem, a że jest pod górkę, to nawet dobrze to idzie. Wreszcie w ostatniej chwili, przy prędkości może 10-15 km/h, wrzuca kierunkowskaz, bo „łun tu bydzie stawał”;
3. Opel Vectra, miasto powiatowe. Kierowca wrzuca kierunkowskaz w lewo, bo zamierza zaparkować na miejscach ku temu przeznaczonych. Niestety zdaje się nie zwracać uwagi na podwójną linię ciągłą namalowaną praktycznie na całej długości (jakieś 2-3 km) ulicy. Na szczęście nie łamie przepisów – dostrzega nagle miejsce parkingowe po „swojej” stronie, tuż przed samochodem, więc na śliskiej, oblodzonej drodze wrzuca kierunkowskaz w prawo i niedokończony manewr przerywa parkując jednak po prawej;
4. Volkswagen Touareg, droga krajowa, wylot z miasta wojewódzkiego. Skrzyżowanie z wysepkami, między nimi pas dla skręcających w lewo w drogę podporządkowaną. Kierowca zwalnia, więc najprawdopodobniej będzie skręcał, ale kierunkowskaz włącza dopiero po rozpoczęciu manewru. Już myślałem, że w Touregu „migacze” są instalowane za dopłatą i ten klient postanowił na opcjach zaoszczędzić…
5. Audi 80, miasto powiatowe, jedna z centralnych ulic. Samochód zaparkowany idealnie na przejściu dla pieszych; pozwolę sobie na brak komentarza…
Mógłbym tak długo, ale po co. Już po tych pięciu przypadkach widać pewną prawidłowość. Albo wybrałem przypadki w szczególny sposób, albo prawidłowość owa rzeczywiście istnieje. Spójrzcie na marki samochodów. Niemieckie, bądź zależne od koncernu niemieckiego. 80% przypadków powyższych dotyczy samochodów koncernu VAG. I nie – to nie samochody są winne, tylko jeżdżący nimi ludzie. Czy przypadkiem niektórym kierowcom niektórych marek nie wydaje się, że skoro mają samochód określonej marki, to są panami szos, nie dotyczą ich przepisy i wszyscy powinni ze szczególną uwagą na nich patrzeć? Ale jak dla mnie – nie z powodu ich samochodów, tylko z powodu debilnych zachowań…
Czy to więc prawidłowość, czy statystyka? Może być bowiem proste wyjaśnienie problemu – akurat takie przypadki wpadły mi w oczy, bo przecież większość (zdecydowana?) samochodów poruszających się po Polsce, jest produkcji niemieckiej. Ot, takie zboczenie naszego narodu. Niemcom wypominamy wszelkie krzywdy wojenne i historyczne w ogóle, ale jednocześnie uwalniamy ich od ich historycznych (czytaj: wyeksploatowanych) pojazdów…
Owszem, widuję naprawdę głupie zachowania na drodze również w wykonaniu kierowców jadących samochodami marek francuskich, czy japońskich. Ale mam wrażenie, że nawet statystycznie, po uwzględnieniu ich procentowego występowania w naszych warunkach, jest tych wariactw mniej. To się chyba nawet da jakoś wytłumaczyć. Jak?
Otóż wiadomo, że tzw. szara masa, ogół, czy gawiedź ;-) wybiera określone rozwiązania, bo nie chce się wychylać. To typowe zachowanie konformistyczne, w Polsce bardzo rozpowszechnione. Sprawdza się to również w kwestii motoryzacji – ludzie kupują chętnie niemieckie samochody, choć są one zwykle droższe i gorzej wyposażone, niż ich japońskie, czy zwłaszcza francuskie odpowiedniki o porównywalnych parametrach (jakże ważnych w Polsce) – wieku i przebiegu. Zakup auta nieniemieckiego wymaga już trochę nonkonformizmu, o co w Polsce tak naprawdę wcale nie jest łatwo. To widać szczególnie w przypadku samochodów osobowych, bo np. francuskie kombivany królują w rankingach sprzedaży, a i dostawcze Citroëny, Peugeoty, czy Renault nie mają się czego wstydzić. Z osobowymi jest zupełnie inaczej, jakby nagle – twierdzenie oparte na narodowych legendach – osobówki się psuły. Jak to więc jest – Francuzi potrafią zaprojektować i wyprodukować świetne samochody dostawcze i osobowo-dostawcze, a zwykłych osobówek nie? Bzdura, prawda?
Jak więc wspomniałem – zakup francuskiego samochodu osobowego jest w pewnej mierze przejawem nonkonformizmu. Chęcią wyróżnienia się. Oczywiście nie mówię o przypadkowych zakupach, tylko o świadomym wyborze marki, a nawet modelu. Taka nonkoformistyczna postawa często (choć nie zawsze) jest cechą ludzi lepiej wykształconych, obytych, skłonnych do eksperymentów, a wręcz postępowych, niekonserwatywnych. Z kolei ci inni, ta szara masa, ogół, czy gawiedź przejawia cechę tzw. owczego pędu. Zachowania tej grupy często bywają nie do końca racjonalne, nieprzemyślane. To się potem przekłada także na styl prowadzenia samochodu – kilka przypadków bezmyślności, czy wręcz głupoty i nieprzestrzegania prawa wskazałem powyżej. Inne sami pewnie nadzwyczaj często widujecie na przejeżdżanych przez Was drogach.
Czy próbowaliście kiedyś przeanalizować częstotliwość nie korzystania z kierunkowskazów przez kierowców różnych marek? Albo poruszam się w dziwnym regionie (choć bywam przecież w różnych miejscach naszego kraju i poza jego granicami), albo to statystyka, albo – ku czemu się skłaniam – właśnie prawidłowość, ale jak dla mnie na przykład najczęściej ignorują posiadanie „migaczy” kierowcy Volkswagenów. Kiedyś się nawet poważnie zastanawiałem, czy kierunkowskazy nie są w tych samochodach wyposażeniem opcjonalnym, wymagającym dopłaty, bo jeszcze nie tak dawno wszystko w Volkswagenie wymagało dopłaty ;-)))
Uważajmy więc na tych wszystkich królów szos, którym wydaje się, że wystarczy mieć niemiecki samochód, by przestały ich obowiązywać przepisy o ruchu drogowym, a także proste myślenie. I cieszmy się, że jesteśmy w grupie tych, którzy potrafią myśleć samodzielnie ;-)))
Krzysiek Gregorczyk
do ilustracji użyłem zdjęcia zamieszczonego na stronie krakoff.info
Najnowsze komentarze