Menadżerowie wysokiego szczebla, którzy odeszli ze Stellantis i znaleźli pracę w innych koncernach motoryzacyjnych, krytykują swojego byłego pracodawcę za doprowadzenie do skrajności w wielu obszarach.
Metoda Carlosa Tavaresa to obcinanie kosztów do momentu, gdy procesy przestają prawidłowo funkcjonować, mówią. Rzekome oszczędności to tak naprawdę zabieranie wszelkich zasobów, w tym ludzkich. Za przykład podają restrukturyzację sieci sprzedaży, z której z powodu wprowadzenia wszystkich marek do jednego procesu obsługowego trzeba będzie zwolnić tysiące pracowników – od szefów stref po osoby odpowiedzialne za obszary takie jak marketing czy obsługę księgową. Warto zauważyć, że problem ten dotyczy także Polski.
Menadżerowie ostrzegają też, że Stellantis może wkrótce mieć poważny problem z rynkowymi regulacjami. „Wiele korporacyjnych zasad jest inwazyjnych w stosunku do obowiązującego prawa”.
„Jeśli Tavares myśli, że jednym małym zespołem obsłuży 10-14 marek, które do tej pory działały zupełnie oddzielnie, to tak się po prostu nie da. Już dzisiaj procesy obsługowe i zakupowe są maksymalnie spowolnione. Dostawcy miesiącami czekają na pieniądze” – opowiada jeden z byłych pracowników. – „Różnica między osiągnięciem 5 mld a 7 mld euro zysku to wyczerpanie zespołów” – wyjaśnia inny członek grupy, która odeszła ze Stellantis.
I to właśnie rażący brak zasobów jest jednym z głównych powodów, dla którego pracownicy uciekają ze Stellantis. Kolejny to biurokracja. Tavares sformalizował wiele procesów w taki sposób, że są one maksymalnie wydłużone, a pracownicy nie chcą części z nich realizować z powodu trudności, jakie napotykają. „Gdy pojawił się program dobrowolnych odejść większość osób z miejsca złożyła dokumenty. Nikt nie chce pracować w takich warunkach” – mówią byli pracownicy.
Źródło: La Tribune, własne
Najnowsze komentarze