Nie tylko Volkswagen, ale też Tesla zmniejsza swoją produkcję, oficjalnie tłumacząc to… problemami z dostępnością części i podzespołów. Jednak za tymi korektami może stać zupełnie inne zjawisko: wyczerpywanie się potencjału rynku. Samochody elektrycznie nie są dla każdego i wielu klientów zwyczajnie nie jest w stanie ich kupić z powodu sposobu, w jaki użytkują swój pojazd.
Korekta produkcji, którą wprowadziły Volkswagen i Tesla a za nimi zapewne kolejni producenci, wywołuje temat popytu a właściwie pojemności rynku, bo jak się okazuje, nie jest on nieskończony. Do niedawna wiele osób uważało, że wymiana samochodów spalinowych na elektryczne będzie płynna, teraz jednak taki scenariusz wydaje się być kompletnie nierealny. Na przeszkodzie stają bowiem najsilniejsze mechanizmy rynkowe jakie można sobie wyobrazić: potrzeby i możliwości klientów. A tych nie zmieni się ustawami ani zachętami.
Nie przekonują mnie opowieści o dynamice wzrosty rynku elektryków. Dynamika może być wysoka, ale pojemność rynku już nie.
Nie każdy może dzisiaj jeździć elektrykiem i z całą pewnością nie każdy może sobie na niego pozwolić. Brak infrastruktury ładowania odczuwamy bardzo mocno w Polsce: na osiedlach nie powstają nawet zwykłe punkty ładowania, o szybkich nawet nie wspominając. Jednak główną barierą pozostają finanse: elektryki są bardzo kosztowne i nawet niewielkie obniżki cen, które wprowadzili producenci (ostatnio Renault obniżyło ceny Kangoo Electric) tego nie zmieniają.
Producenci to muszą widzieć i zapowiadają wprowadzanie tańszych elektryków od przyszłego roku. Ale co się kryje pod słowem tańszy? 25.000 euro jako cena bazowa, a raczej 30.000 euro znając nasze uwarunkowania, co dla klienta oznacza 120 tysięcy po dopłatach za miejski samochodzik z zasięgiem 300 km. Nadal dużo, nawet jeśli będzie to tak ciekawy projekt jak Renault 5. Citroën odgraża się, że zejdzie z poziomem ceny C3 w okolice oferty Dacii Spring, ale to mało realne.
Być może elektryki natrafiły właśnie na ścianę, która zbudowana jest z potrzeb i możliwości klientów i nie da się jej objechać, skończą się opowieści o dwucyfrowych marżach i wielkich zyskach a wróci – dla nabywców – normalność. Jeśli nie, to nowe auta staną się dobrem rzadkim a my zbudujemy nową piękną Kubę motoryzacji.
Co nie zmienia faktu, że elektrykiem lubię jeździć, widzę ich zalety i chciałbym, żeby były bardziej dostępne. Samymi chęciami jednak…
Najnowsze komentarze