Prosta by nie powiedzieć prymitywna motoryzacja sprzed kilkunastu lat w kwestii kosztów eksploatacji deklasuje modne ostatnimi czasy samochody elektryczne. O ile w ruchu miejskim w pewnych warunkach auto elektryczne istotnie ma sens ekonomiczny, o tyle w trasie już absolutnie nie – dodając do tego mnóstwo straconego czasu na ładowarkach wychodzi nam niezbyt pozytywny obraz. Zwłaszcza jeśli przyjrzymy się Renault Clio III z dieslem o wartości markowego telefonu.
Samochody elektryczne jako wybór, zwłaszcza w mieście i jego obrębie są doskonałą alternatywą – zwłaszcza jeśli dysponujemy własną ładowarką zasilaną instalacją fotowoltaiczną. Wówczas rachunek kosztów faktycznie rysuje się w różowych barwach. Jednak tak prozaiczna wyprawa w weekend majowy z Łodzi w okolice Jastrzębiej Góry okupiona będzie ciągłym planowaniem przerw na ładowanie, szukaniem wolnych przyłączy, przymusowymi przerwami na kawę na mało widowiskowych parkingach i wysokimi kosztami całej podróży. Co więcej, gros użytkowników elektryków na autostradzie w trosce o zasięg porusza się najczęściej w tempie autobusów rejsowych oszczędzając każdy kilowat energii.
Na co więc nam imponujące osiągi elektryków, skoro i tak z nich nie skorzystamy w obawie o uciekające kilometry zasięgu i ryzyko nie dojechania do planowanej stacji ładowania? Alternatywą wciąż pozostają diesle, nawet te kilkunastoletnie, leciwe i możliwie prymitywne. Przy okazji majowego weekendu Pani Aleksandra sprawdziła jak jej trzynastoletnie Clio trzeciej generacji sprawuje się w trasie. Okazja była tym większa, bowiem wysokie temperatury w końcu pozwoliły na sprawdzenie naprawy układu klimatyzacji sprzed kilku miesięcy.
Trasa licząca 400 kilometrów w teorii dla Clio III 1.5 dCi o mocy 68 KM ze zbiornikiem paliwa o imponującej dziś pojemności 55 litrów nie jest żadnym wyzwaniem. Mały diesel w słabo wyciszonym Clio daje się we znaki od 120 km/h, wówczas w kabinie robi się niezbyt przyjemnie – szum powietrza wespół z warkotem silnika skutecznie utrudnia rozmowy czy słuchanie muzyki. Pani Aleksandra postanowiła więc odbyć nocną podróż z prędkością 100-110 km/h. Przy okazji za radą mechanika do pełnego zbiornika oleju napędowego trafił dodatek czyszczący układ wtryskowy – profilaktycznie.
Clio Pani Aleksandry pochodzi z 2010 roku, to wybitnie uboga konfiguracja w której jedynym dodatkiem jest manualna klimatyzacja, komputer pokładowy i fabryczne radio z CD. Brak tempomatu czy podłokietnika oraz przeciętne fotele miejskiego auta dają się mocno we znaki w czasie monotonnej kilkugodzinnej drogi. Niezbędna była jedna przerwa regeneracyjna, w efekcie podróż zajęła cztery i pół godziny. Wskazania komputera pokładowego były wprost absurdalnie niskie, ich sprawdzenie nastąpiło po powrocie do Łodzi przy ponownym tankowaniu do pełna.
Zobacz: aktualności motoryzacyjne ze świata Renault. Codziennie nowe, ciekawe
Na sam koniec majówki białe Clio także nocą ruszyło w drogę powrotną. Monotonię podróży wynagrodził wynik pod dystrybutorem, prosty rachunek pokazał, że cherlawy diesel spalił średnio 3.8 litra oleju napędowego na każde sto kilometrów. Zakładając takie tempo jazdy i zużycie paliwa Clio 1.5 dCi imponuje realnym zasięgiem na jednym zbiorniku paliwa.
Nawet podróżując tak defiladowym tempem oszczędnym dieslem dotrzemy bezpiecznie do celu zdecydowanie szybciej niż dowolny użytkownik samochodu elektrycznego drżący o znalezienie dostępnej i sprawnej ładowarki.
Najnowsze komentarze