Stellantis chce wybudować nową fabrykę akumulatorów do samochodów elektrycznych. Carlos Tavares, chociaż sam jest z pochodzenia Portugalczykiem ogłosił, że zakłady zostaną zlokalizowane albo w Portugalii, albo w Hiszpanii. Kto da lepszą ofertę? Rozpoczęła się wojna na obietnice.
Rywalizacja pomiędzy Portugalią a Hiszpanią to swojego rodzaju konflikt i potyczka na obietnice. W grę wchodzi co najmniej kilkaset nowych miejsc pracy i duże inwestycje, dlatego oba kraje na poważnie przystąpiły do tego konfliktu licząc oczywiście na to, że zwyciężą.
Tavares chce uzyskać jak najlepsze warunki: zwolnienie z podatków, dopłaty do miejsc pracy oraz dopłaty do inwestycji. To model działania Stellantis przyjęty we wszystkich krajach. Blisko 100 mln zł dopłaciła do gliwickiej fabryki koncernu Polska. W ten sposób Tavares obniża sobie koszty działania i zwiększa i tak gigantyczne zyski koncernu.
Hiszpania i Portugalia przygotowują więc propozycję dla Tavaresa a każda z nich będzie zawierała odpowiedni pakiet wsparcia dla nowo powstających zakładów. Ostateczna ocena ma odbyć się pod koniec roku i wtedy będzie jasne, który z krajów zyska ową „gigafabrykę”, jak mówi się o zakładach produkujących akumulatory, mając oczywiście na myśli pojemność akumulatorów a nie rozmiary.
W fabryki akumulatorów inwestują dzisiaj wszyscy producenci aut, jest to bowiem niezbędny składnik auta elektrycznego a kupowanie tego podzespołu z Tajwanu czy Korei Południowej jest zbyt ryzykowne. Przyjęło się więc, że koncerny samochodowe same inwestują w produkcję, kupują też – jak Stellantis – firmy, które dostarczają metale ziem rzadkich do ich wytwarzania.
Najnowsze komentarze