Jak jest przyszłość marki Citroën? Czy we współczesnym świecie korporacji znajdzie się odważny menadżer, który mimo ograniczeń narzucanych przez budżet oraz Carlosa Tavaresa będzie potrafił wychwycić to co najważniejsze i w trudnym otoczeniu konkurencyjnym znajdzie własną drogę?
Citroën, marka zrodzona z geniuszu założyciela, tworzyła samochody z jasnym przesłaniem: miało być przystępnie cenowo, wygodnie, auta wyróżniały się i były niedrogie w eksploatacji. Wizja rozwoju Citroëna zmieniała się, kształtowała dojrzewała i ta podróż zakończyła się szczytowym osiągnięciem epoki Andre Citroëna: modelem Traction Avant. Założyciel odszedł, ale duch pozostał.
Po wojnie Citroën miał jasno określoną wizję: wychowani przez Andre inżynierowie stworzyli dwa kluczowe samochody. Arcydzieło, w postaci bogini, czyli DS oraz samochód dla każdego, 2CV. Oba z unikalnym, niesamowitym zawieszeniem, bardzo różnym, ale służącym temu samemu celowi. Komfortowi. DS rozpoczął epokę komfortu a założenia tego projektu powielano potem w kolejnych modelach. Od DS zaczęło się też coś, co tak głęboko zapada w duszę miłośników marki: Amerykanów, Polaków, Australijczyków i dziesiątek innych nacji, tworzących tą największą na świecie społeczność.
Citroën był zawsze marką, która wyróżniała się na rynku motoryzacyjnym. Tworzył samochody unikalne, awangardowe, pobudzające do uśmiechu i optymizmu. Gdy inni ścigali się na zimne parametry techniczne, Citroën dodawał jeszcze pierwiastek duszy, innowacyjność i kreatywność. Tak jakby projektanci mieli nie tylko stworzyć samochód, ale tchnąć w niego duszę. Przykładów nie brakuje i często się to udawało. Bliżej czasów nam współczesnych takim autem był Citroën C4 Cactus pierwszej generacji: kłująca nazwa, wyróżniające się nadwozie, świetne pomysły – takie jak airbumps, owe panele – praktyczne, proste i… zarzucone potem przez Citroëna w niezrozumiałej decyzji w kolejnej generacji.
Mitologia Citroëna, tworzona przez dziesiątki lat powoduje, że tą marką interesują się ludzie wykazujący zainteresowania idące daleko poza motoryzację. Teraz, gdy marka znalazła się w szponach zimnej, nastawionej na zysk korporacji, przeżywa trudniejsze czasy. Mało zostało tam bowiem osób, które rozumieją historię, ducha, koncepcję a przede wszystkim mało jest osób, które czują. Od kilku lat obserwujemy powrót do komfortu, do wyróżniającego się stylu. Citroën C5 Aircross ze swoim zawieszeniem, potem C4, C5 X i wreszcie C4 X są powrotem do czasów komfortu. Jednak żeby odzyskać rynek trzeba trochę więcej: zaangażowania, przekazu i wyjścia daleko poza cele sprzedażowe, połączone z niestabilną i podporządkowaną bieżącym potrzebom polityką cenową.
Citroën musi się zmieniać! Jego obecność na rynku jest potrzebna klientom a nawet konkurencji, która będzie inspirowana, zaskakiwana i w efekcie też będzie robić lepsze auta. To gra, która nie ma końca. Tylko czy w czasach wyliczonego do ostatniego eurocenta finansisty Tavaresa znajdą się ludzie, którzy trochę wbrew tej wielkiej korporacji tchną raz jeszcze ducha Citroëna w markę? Postawią się zapędom, by tworzyć zunifikowane produkty z kilkoma logo – jak AMI, które najpierw miało być tylko szewronów a teraz jest… w sumie niczyje, bo każdy może je mieć? Przed nami ciekawe czasy, ale też czasy trudne.
Najnowsze komentarze