Dacia Duster już znowu jest w drodze. Czeka nas dziś trasa niedługa, za to połączona z jakimś zwiedzaniem. Zanim jednak to się stanie, zanim osiągniemy cel dzisiejszej podróży, wróćmy jeszcze na wybrzeże Morza Czarnego.
W pewnym momencie, przedwczoraj, miałem już trochę dosyć słońca. Wczoraj już było OK, więc dziś wcale nie chciało się z Konstancy wyjeżdżać. No ale Dacia Duster, którą przyjechaliśmy do Rumunii, nie może stać na parkingu, czy poruszać się tylko na kilkukilometrowych odcinkach. To samochód, więc powinien jeździć, a poza tym do jazdy się świetnie nadaje. Jest po prostu przyjemny. W stosunek tej przyjemności do pieniędzy, jakie trzeba na nią wydać, jest naprawdę korzystny.
Dodam, w związku z dzisiejszą podróżą, że drogi w Rumunii są bardzo dobrze oznakowane. Jeśli tylko kierowca nie jest ślepy i ma przynajmniej odrobinę orientacji na drodze (a tego od kierowców się wszak oczekuje), to na pewno się tu nie zgubi. Jak wspominałem, „nasza” Dacia Duster nie ma map Rumunii w systemie MediaNAV – po prostu ich nie wgrano. Taka wersja. Na szczęście kupiłem przed wyjazdem całkiem aktualną mapę kraju Drakuli. A mapy generalnie nie mają dla mnie tajemnic – już jako dziecko idąc do WC zabierałem ze sobą atlas geograficzny ;-) Jako młody chłopak dużo wędrowałem z plecakiem, a kiedy zacząłem jeździć jako kierowca, to nawigacje nie były niczym oczywistym. Na dobrą sprawę ich nie było.
Dziś przywykliśmy do tego, że mamy nawigacje samochodowe, przenośne, czy choćby w smartfonach. Ponieważ więc „nasza” Dacia Duster przestała na dotykowym ekranie wskazywać cokolwiek związanego z naszym położeniem, przeszliśmy na czytanie mapy. W ewentualnych kwestiach niepewności zawsze mogłem odpalić mapę w smartfonie, co faktycznie kilkakrotnie się zdarzyło. Zwłaszcza w samej Konstancy, żeby nie pomylić ulic, którymi dojeżdżaliśmy pierwszego dnia do hotelu. Na wszelki wypadek, jak będziecie kupowali Dustera, czy jakąkolwiek Dacię z MediaNAV zamówcie rozszerzone mapy Europy Wschodniej. To nie kosztuje wiele – raptem 300 zł. Warto jednak o tym pamiętać.
Wróćmy jednak jeszcze na wybrzeże. Będąc w Mamai, czy w Konstancy, czy w ogóle gdzieś w pobliżu warto zajrzeć do aquaparku Aqua Magic Mamaia. To obiekt pod gołym niebem, nie ma żadnych wodnych atrakcji pod dachem, ale przy takiej pogodzie… Z drugiej strony może i miałoby to sens – byłaby to chwila wytchnienia od słońca ;-) Taki przybytek ma np. aquapark w węgierskim Hajduszoboszlo, doskonale znany wielu polskim turystom.
Wstęp do Aqua Magic Mamaia kosztuje 70 lei na cały dzień. Bilety ulgowe (30 lei) przysługują tylko dzieciom i młodzieży do wzrostu 150 cm. Na teren Aqua Magic Mamaia nie można wnosić własnego jedzenia ani żadnych napojów. Szybko więc wróciłem na parking, gdzie stała „nasza” Dacia Duster, i schowałem w bagażniku dwie butelki napojów, które mieliśmy ze sobą. Nigdzie się tu zresztą bez napojów nie ruszamy.
Na terenie Aqua Magic Mamaia można oczywiście kupić zarówno coś do picia, jak i do jedzenia. Ba – są młodzi kelnerzy, którzy dostarczą Wam zamówione wiktuały na leżak! Można, rzecz jasna, pójść samemu do licznych punktów sprzedaży. Woda, napoje, czy piwo są w lodówkach. Ceny? Wyższe, niż w sklepach, co nie dziwi. Półlitrowa woda mineralna kosztuje 5 lei (francuska woda Evian jest droższa), napoje gazowane typu Mirinda, czy Pepsi, to 8-9 lei, podobnie piwo. Dostępne jest w butelkach (z reguły 330 ml), kubkach (lane „z klamki”) mieszczących bodajże 400 ml, bądź w półlitrowych puszkach. Akurat piwo bywa droższe w restauracjach – za Tuborga, czy Carlsberga (400-500 ml) zapłacić trzeba często nawet 12-14 lei.
Zdecydowanie taniej wychodzi kupowanie napojów, również piwa, w sklepach, zwłaszcza w marketach. Jest tu w jednym z centrów handlowych Auchan, w innym lokalna Cora. Zarówno tam, jak i w innych sklepach, nawet na stacjach benzynowych, można kupić piwo w 2,5-litrowych butelkach. W marketach taka butla potrafi kosztować nawet poniżej 7 lei! To niemalże za darmo! Na pewno kupię sobie taką butelkę do Polski – na grilla będzie jak znalazł ;-) A piłem już lokalne piwa i muszę przyznać, że są całkiem dobre.
Mocniejsze alkohole mają ceny zróżnicowane. Widziałem na przykład sklep, w którym polska wódka Belvedere (ta najzwyklejsza!) była droższa od stojącego obok francuskiego, znakomitego skądinąd Grey Goose’a. Obie butelki o tej samej pojemności 0,7 l.
Polskie marki są tu zresztą obecne. Tymbark ma szeroką ofertę napojów i nietrudno znaleźć parasole z jego logo. W Rumunii popularne są napoje typu „pulpa”, czyli z kawałkami owoców. Nasz rodzimy Tymbark też takie oferuje na tutejszym rynku.
Są też całe sklepy naszych sieci. Doskonałym przykładem są tu CCC, Smyk, czy House.
Mam wrażenie, że wiele produktów spożywczych jest w Rumunii nieco tańszych, niż w Polsce. Niewiele, ale jednak. I na pewno nie wszystkie. Być może wynika to z tego, że podstawowa stawka podatku VAT wynosi tutaj jedynie 19%, gdy u nas jest o cztery punkty procentowe wyższa. O ile pamiętam, u nas maksymalną stawką tego podatku są obłożone napoje, zwłaszcza gazowane. Tutaj mają one stawkę obniżoną, bodajże 9%. Polskie państwo jest znacznie bardziej pazerne ;-)
A propos napojów – duża, dwulitrowa Fanta, czy Mirinda kosztuje w markecie 5-6 lei. Co ciekawe gama smaków jest większa, niż w Polsce. Można tu kupić choćby winogronowe odmiany tych marek, u nas niedostępne. Ale kupowaliśmy takie już w innych krajach demokracji ludowej ;-) Może polskie oddziały Coca-Coli i Pepsi Co. pomyślałyby o wprowadzeniu ich na nasz rynek?
Będąc w tych okolicach (Mamaia, Konstanca), koniecznie zajrzyjcie do delfinarium. Połączony bilet do tego przybytku obejmuje również zwiedzanie niedużego ZOO oraz wystawy ptaków egzotycznych. Kosztuje 40 lei od dorosłego i 10 lei od dzieci i młodzieży. Można też skorzystać z seansów w planetarium (bodajże 8 lei) i z czegoś tam jeszcze ;-)
Pokaz w delfinarium trwa pół godziny i faktycznie może się podobać. Biorą w nim udział dwa delfiny plus dwie-trzy osoby z obsługi. Podobało nam się tam bardzo, a i obchód po ZOO jest przyjemny. Egzotyczne ptactwo również może się podobać. Na te atrakcje łącznie trzeba przeznaczyć minimum 1,5 godziny.
W Konstancy chciałbym Wam też polecić pewną restaurację. Nie należy do najtańszych, ale za to karta jest spora i każdy znajdzie tu coś dla siebie. W dodatku dbają o jakość, zarówno dań, jak i obsługi. Pośrodku jest spora fontanna, w której pływają żółwie, ale zupy z tych gadów na szczęście w karcie nie ma ;-) Restauracja nazywa się La Scoica i mieści się przy Bulevardul Mamaia. Dopracowana w szczegółach, ma część dla palących i dla niepalących (w Rumunii można palić w miejscach publicznych, czy też ogólnodostępnych, co może być uciążliwe dla ludzi nieuzależnionych od nikotyny) i naprawdę smacznie tu gotują, Mają też pizzerię, a pizzę dowożą na telefon.
Tymczasem nasza testowa Dacia Duster podąża już powoli w kierunku Polski. Dziś zaliczamy Bukareszt, ale tak pobieżnie, potem przemkniemy przez Pitești (tuż obok fabryki Dacii w Mioveni; to tu powstaje Dacia Duster), by osiągnąć Curtea de Argeș. A rano – Trasa Transfogaraska i powrót przez zachodnią Rumunię, Węgry i Słowację do Polski.
Krzysztof Gregorczyk.
Najnowsze komentarze