Na podstawie proekologicznego artykułu z norweskich mediów, redaktor serwisu Spidersweb, Piotr Barycki, zdaje się sugerować, że Norwegia ma teraz poważny problem z samochodami na prąd: „Elektryczna pułapka Norwegów. Część prawie nowych aut trzeba złomować, zamiast naprawiać” brzmi sensacyjny tytuł. W rzeczywistości norweskie media nie piszą o żadnych pułapkach, a raczej o zmartwieniach właściciela warsztatu demontażu i złomowania pojazdów oraz cechach swojego systemu ubezpieczeń, w tym tzw. szkodzie całkowitej.
„Zwykle, gdy wydatki (na naprawę – dopisek redakcji) są tak wysokie, firma ubezpieczeniowa powie, że naprawa nie opłaca się. Samochód należy zezłomować. Limit wynosi 60 procent (ceny nowego auta – dopisek redakcji). Jeśli koszt nowych części i pracy warsztatu jest większy, to kasacja. Branża od lat decyduje, że tak powinno być” – czytamy w oryginalnym norweskim tekście.
Warto zwrócić uwagę, że takie szukanie sensacji na siłę ma jednak swoje konsekwencje, bo artykulik Spidersweb o elektrykach zacytowało m.in. RMF FM, a zdumieni słuchacze mogli odnieść wrażenie, że auta elektryczne są problematyczne, bo nie da się ich naprawić, tylko złomuje. Co w rzeczywistości napisali Norwegowie?
Norweski artykuł, na który powołuje się Piotr Barycki, opowiada o stacji demontażu i złomowania pojazdów, którego właścicielem jest niepełnosprawny mechanik, od dzieciństwa pasjonujący się samochodami, któremu nie podoba się fakt, że niektóre (!) auta można by ratować, a trafiają na złom. Tekst porusza problematykę recyclingu i zwraca uwagę na fakt, że Norwegowie ze swoją prężnie działającą i bogatą gospodarką mało korzystają z używanych części i napraw powypadkowych, woląc wziąć pieniądze z ubezpieczenia i nowy samochód. Kupując elektryka w Norwegii nie płaci się m.in. podatku VAT. Norwegowie postępują rozsądnie – czy ktoś z Was naprawiałby auto po wypadku, jeśli zamiast tego może od razu dostać fabrycznie nowy samochód?
„To nie samochody elektryczne same w sobie stanowią problem. Problem polega na tym, że zbyt wiele samochodów elektrycznych ma zbyt krótkie życie” – mówi wprost bohater norweskiego tekstu, Tom Grønvold. Tego cytatu jednak u Baryckiego nie znajdziecie.
Elektryczna pułapka Norwegów. Część prawie nowych aut trzeba złomować, zamiast naprawiać – pisze Piotr Barycki w tytule. W rzeczywistości sens oryginalnego artykułu sprowadza się do tego, że właściciel stacji utylizacji pojazdów uważa, iż złomowanie lekko uszkodzonych samochodów jest złe i można dać im drugie życie, ale w Norwegii się tego nie robi, jeśli wartość naprawy przekracza 60% ceny nowego auta. Tom Grønvold demontuje trafiające do niego samochody, wyjmuje z nich elementy i podzespoły i sprzedaje używane części, głównie do innych krajów, bo na rodzimym rynku jest małe zainteresowanie. Czy to rzeczywiście owa „elektryczna pułapka”? Nic na to nie wskazuje.
W kontekście krzykliwego tytułu Baryckiego dość karykaturalnie przedstawia się skala przedstawionego w norweskim tekście problemu: w 2019 roku sprzedano tam 142 tysiące samochodów. Na złomowisko bohatera artykułu, jedno z największych w kraju, trafia rocznie zaledwie 2.600 aut po wypadkach. Nie wiemy ile z nich jest elektrycznych, ale to właśnie na złomowanych elektrykach Spidersweb wydaje się budować całą sensacyjną narrację. Dla kontrastu – eksperci uważają, iż w Polsce na złom trafia rocznie nawet 600 tysięcy samochodów, a część złomowana jest poza oficjalnym systemem stacji demontażu. Mocno uszkodzonych aut z klasycznym napędem też się wszak nie opłaca naprawiać (ubezpieczyciele u nas również orzekają szkody całkowite). A wcale nie trzeba do tego dużo – elementy nowoczesnych konstrukcji bywają dziś tak drogie, że nawet niewielka, a pechowa stłuczka, może skutkować orzeczeniem szkody całkowitej.
Tom „mówi o samochodach jako o żywych istotach” – pisze autorka oryginalnego artykułu, kreując obraz wrażliwego, proekologicznego właściciela.
W szerszej perspektywie norweski tekst można więc rozumieć m.in. jako swojego rodzaju krytykę stylu życia bogatego społeczeństwa, które wyrzuca lekko uszkodzone samochody, bo stać je na zakup nowych, co stoi w sprzeczności z proekologiczną polityką światową, m.in. ONZ.
Nie martwmy się jednak o Norwegię. W Polsce praktyka jest przecież zupełnie inna. Niezależne warsztaty potrafią wyczyniać cuda ze skasowanymi samochodami, nawet takimi po poważnych wypadkach. Zapewne sprzedaż szpachli i ćwiartek w naszym kraju bije wszelkie europejskie rekordy. Ale to już temat na zupełnie inny artykuł…
fot. Youtube, Spiderweb
źródła:
Najnowsze komentarze