3,5 mld złotych miał przeznaczyć rząd Mateusza Morawieckiego na budowę polskiego samochodu elektrycznego. O takiej kwocie mówi umowa, którą ujawnił w dniu dzisiejszym Business Insider. Tymczasem do tej pory nic nie powstało, a jedyną realną rzeczą w tym projekcie są pensje.
Electromobility Poland to spółka, która została powołana do zbudowania polskiego samochodu elektrycznego. Przez osiem lat nie udało się niczego zbudować, za to wydano ogromne pieniądze na pensje a także promocje projektu w mediach. Zatrudniono również znakomicie opłacanych menadżerów z rynku motoryzacyjnego – trafił tam między innymi Wojciech Mieczkowski, wcześniej szef Opla w Polsce a później dyrektor generalny Stellantis Polska. W Electromobility Poland pełni funkcję dyrektora marketingu i ścieżki klienta.
Powiedz mi, po co jest ten miś
Spółka bardzo mocno stara się przekonać Polaków, że będzie działać dalej. Gdy tylko w prasie pojawia się krytyczny artykuł na ten temat, to od razu następuje medialny “kontratak”. Czego tak zażarcie Izera broni? W mojej ocenie swoich ogromnych pensji, bo niczym konkretnym pochwalić się nie może.
Nikt nie wie po co, więc nie musisz się obawiać, że ktoś zapyta
Wydanie 4 mld złotych na to, aby w Polsce znajdowała się montowania chińskich samochodów, to kompletny absurd. Zwłaszcza, że mówimy o montowni SKD (z angielskiego semi-knocked-down) czyli procesie polegającym na montażu gotowych, dużych podzespołów samochodu importowanych do kraju montażu. Do tego nie potrzeba ani spółki Electromobility Poland ani zespołu wysokopłatnych fachowców. Wystarczy wykorzystać jedną z istniejących fabryk – choćby tą zamykaną w Bielsku Białej, niezbyt długie szkolenie i można montować. Średniej klasy menadżer poradzi sobie z zarządzaniem produkcją, a sprzedaż na terenie Europy i tak będzie prowadzić ktoś inny.
Ten miś odpowiada żywotnym potrzebom społeczeństwa?
Propozycja aby w Izerę ładować kolejne miliardy, co miał czynić poprzedni rząd, uważam za skandaliczną. Na szczęście nowa władza już dużo ostrożniej obchodzi się z groszem publicznym i ma zamiar – jak dowiadujemy się nieoficjalnie – ten cały projekt Electromobility Poland po prostu zlikwidować a winnych rozliczyć.
To jest miś na skalę naszych możliwości
Czas zakończyć ten żenujący spektakl z Izerą i zacząć myśleć odpowiedzialnie o przemyśle motoryzacyjnym w Polsce. Od inwestycji zagranicznych mamy odpowiednie instytucje – niech rozmawiają z inwestorami i przekonują, za to im płacimy. A Izera? Cóż, na zawsze pozostanie przykładem porażki.
A potem się zrobi co? Protokół zniszczenia
Jak wyglądałaby historia Electromobility Poland w krzywym zwierciadle w punktach?
- Hej, zróbmy polski samochód!
- Ale spalinowego nie damy rady, zróbmy elektryczny!
- O, zrobimy konkurs na wygląd. Ale super rysunki
- Ale nie damy rady takiego dziwoląga zrobić, musimy inaczej!
- Coś nam nie idzie. Jak z tego wybrnąć?
- Ale nie mogą nas zamknąć, znajdźmy uzasadnienie że mamy trwać!
- Ogłośmy, że nie będzie polskiego samochodu ale polska montownia chińskich autek na bateryjkę
A po drodze wpadało po kilkaset milionów złotych i znikało… znikało… znikało. A potem zrobiliśmy protokół zniszczenia.
Najnowsze komentarze