Przeczytałem właśnie w portalu RoadLook.pl o najgłębszym tunelu drogowym na świecie, jaki oddano właśnie do użytku w Norwegii. Chyląc nisko czoła przed konstruktorami i wykonawcami nie mogę nie skomentować opinii wyrażonej we wspomnianym artykule.
Już w czołówce napisano: W Norwegii otwarto tunel drogowy Eiksundtunnel. Jest to najgłębsza taka budowla na świecie. Budowa trwała aż pięć lat Pięknie! Dalej można się dowiedzieć, że osiągnięcie zostanie wpisane do Księgi Rekordów Guinessa, ale pewnie długo tam miejsca nie zagrzeje, bo Norwedzy już planują budowę tuneli schodzących jeszcze niżej – przeszło 300 metrów poniżej poziomu morza. Cóż to więc jest obecnie osiągnięte 287 metrów? ;-) Cały artykuł możecie przeczytać tutaj.
Co jednak wzbudziło we mnie potrzebę napisania na ten temat? Czy tylko podziw? Jak się pewnie domyślacie – nie, bo wówczas nie miałoby sensu użycie w tytule określenia „relatywizm”. W gruncie rzeczy to drobiazg, ale kłujący w oczy. Chodzi o małe słówko, raptem dwuliterowe: „aż”.
RoadLook.pl zaprezentował typowo polskie podejście do tematu. Być może nie zwrócono tam nawet na to uwagi, ale mnie ubodło. Chłopaki w mało przyjaznym klimacie na powierzchni i średnio komfortowych warunkach poniżej, wydłubali dziurę (a w zasadzie trzy dziury, bo cały omawiany odcinek, to trzy tunele i trochę dróg na powierzchni liczących łącznie ok. 14 km.) o długości przeszło 7,7 km sięgającą blisko 300 metrów w dół, a Polacy piszą, że zajęło im to „aż pięć lat”. Polacy, którzy potrafią rocznie oddać do użytku kilka kilometrów zwykłej, powierzchniowej autostrady, którzy w ogóle dróg określanych autostradami mają raptem niespełna 700 km (źródło: NoweDrogi.pl), uważają, że pięć lat na wykonanie takiej pracy, to jest „aż” pięć lat…
I takie podejście my mamy w wielu sprawach. Nie będę generalizował i pisał, że zawsze i wszędzie jesteśmy tacy mądrzy i skorzy do pokazania własnej wyższości, ale czyż nie zbyt często nam się to przytrafia? Porywamy się z motyką na Słońce, ale czy naprawdę wierzycie w realizację zamierzeń drogowych planowanych z organizacją Euro 2012? Ja… wierzę, ale w te po ukraińskiej stronie. W Polsce to się nie uda! Wspomnicie moje słowa za cztery lata…
Podobnie jest w kwestiach samochodów. Nie tak dawno pisałem o polskim podejściu do Dacii i Rumunii w ogóle. Nie mamy już praktycznie żadnej polskiej marki samochodowej, a już na pewno nie mamy polskich samochodów osobowych. Owszem – składamy setki tysięcy aut, ale wszystkie mają obce logo na masce. Rumuni utrzymali swoją Dacię, choć należy ona do obcej im, ale zadomowionej na tamtejszym rynku Grupy Renault. Loganem zawojowali świat – nowe Dacie sprzedają się na kilku kontynentach i wciąż są wprowadzane nowe wersje, także użytkowe. Ale u nas Dacię i Rumunię się wyśmiewa, uważa się za coś gorszego. Jednak rumuński rynek samochodowy rozwija się bardzo dynamicznie i już należy do największych w Europie! I nie chodzi tylko o produkcję, ale przede wszystkim o sprzedaż! U nas zaś hołubi się wszystko, co ma geny Volkswagena, nawet, gdy są to stare silniki benzynowe w Škodach, czy charakteryzujących się niezbyt wysoką (eufemistycznie mówiąc) kulturą pracy dieslach opartych o technologię pompowtryskiwaczy. Przeciętny Polak nawet nie wie, o czym mówi, ale i tak kupi samochód niemiecki, a rumuński wyśmieje, choć diesle w Dacii są nowoczesne, oszczędne, dynamiczne i w dodatku czyste ekologicznie!
Mamy wiele wad, ale czy naprawdę generalnie niewiele sobą reprezentując na arenie międzynarodowej może powinniśmy czasem przemilczeć niektóre kwestie. Wtedy nie będą się z nas śmiać, nie będą nas uważać za przemądrzałków w najgorszym tego słowa ujęciu. Najpierw pokażmy, co sami jesteśmy warci, a potem dopiero piszmy, że inni produkują kiepskie samochody, albo wyliczajmy czas budowy najgłębszego tunelu na „aż” pięć lat. Wtedy dopiero będziemy mogli szczerze powiedzieć, że „Polak, to brzmi dumnie”…
Na razie bowiem więcej w naszych poczynaniach radosnej twórczości, z której można się pośmiać, niż faktycznych osiągnięć. Owszem – są dziedziny, w których nas cenią, ale w jakże wielu jesteśmy klasycznymi samochwałami, nadętymi, jak odpustowy balon?…
Krzysiek Gregorczyk
Najnowsze komentarze