Uwaga! Będę generalizował. Będę uogólniał. Będę pewnie niesprawiedliwy dla części społeczeństwa. Ale też równocześnie będę pisał z obserwacji, a więc nie bez podstaw. Będę pisał o ogromnej części polskiego społeczeństwa. Niestety…
Kiedyś była inna rzeczywistość… Kiedyś rzeszowska kapela Wańka Wstańka & The Ludojades śpiewała:
Rumiani chłopcy na motorach Sworne dziewuchy podoczepiane Rumiani chłopcy na motorach Nowa kultura prosto z pola Wiejscy motocykliści Na swych błyszczących maszynach Wiejscy motocykliści Na swych błyszczących maszynach
Minęło bez mała dwadzieścia lat i „rumiani chłopcy” zamienili swoje wysłużone WSKi na samochody, znakomite, sportowo zawieszone, błyszczące, niemal nieużywane, bo kupowane od dziadków, którzy jeździli tylko do kościołów. Jakby w Niemczech ludzie tak gremialnie kościoły odwiedzali. Chyba, że jest to tylko kilku dziadków, którzy tak często zmieniają samochody…
Ostatnio jeździłem trochę po typowej polskiej prowincji. Nie po podwarszawskim Piasecznie, czy nawet podwrocławskiej Oleśnicy ;-) Takiej naprawdę prowincji. Gdzie we wsi stoją domy, a przed każdym praktycznie domem stoi zaparkowany samochód, a czasem nawet dwa. Koniecznie musi to być Volkswagen, lub Audi. Posiadacze innych marek po prostu godzą się na przyznanie im niższego statusu społecznego. Dlatego też nierzadko chowają oni wstydliwie swoje samochody przed wzrokiem zawistnych sąsiadów. Ale takich gospodarzy jest na polskiej prowincji niewielu, oj niewielu… To ludzie postrzegani, jako ubodzy, jako wywrotowcy, jako niewierzący wręcz, jako tacy, którym można bez konsekwencji miedzę przeorać…
Co gorsza wspomnianych na wstępie motocyklistów zamienili ich synowie, ale mentalność pozostała. Wiejscy motocykliści z reguły jeździli bez kasków, ewentualnie w kaskach najtańszych, pozlepianych z plastikowych, zepsutych opryskiwaczy, albo też ściągniętych po słusznej walce z milicjantem z sąsiedniej gminy. Ścierało się tylko białe literki MO z przodu. Teraz jeździ się wprawdzie na czterech kółkach, ale nierzadko w stanie takim, że chodzenie na czterech byłoby trudne… Jeździ się bez prawa jazdy. Jeździ się bez ważnego przeglądu rejestracyjnego, albo z przeglądem zrobionym za pół litra samogonu bez oglądania samochodu.
A jeśli nawet jeździ się z wszelkimi uprawnieniami i na trzeźwo, to bez elementarnych podstaw zachowania na drodze. Nierzadko zakręty bierze się tak, jak furmanką zaprzęgniętą do konia – z dyszlem, a więc lewoskręt zaczyna się odbiciem w prawo i dopiero wtedy kręci się kierownicą we właściwym kierunku. Nie patrzy się w lusterka, zresztą gdyby nawet się patrzyło, to i tak efekt byłby mizerny – połowa zwierciadeł pozwala bowiem sprawdzić stan nawierzchni za samochodem, a druga połowa – pogodę, ze szczególnym uwzględnieniem zachmurzenia. Lusterka wewnętrzne zaś służą tylko i wyłącznie do wieszania płyt CD, a ostatnio nawet DVD – niech wszyscy wiedzą, że wkroczyliśmy raźno w XXI wiek!
A teraz uogólnijmy jeszcze bardziej. Nie jest tak, że te wszystkie cechy, jakie wyżej opisałem (i mnóstwo innych, które pominąłem) są przynależne tylko wiejskiej części społeczeństwa. Niestety coraz więcej złych zachowań obserwuje się także na ulicach miast. Wraz ze wzrostem ilości samochodów na drogach nie wzrasta, niestety, kultura jazdy. Powiedziałbym wręcz, że jest odwrotnie – kultura spada. Wszyscy zatem powinniśmy popatrzeć na to, jak jeździmy – czy na pewno zawsze, kiedy wymaga tego sytuacja, włączamy kierunkowskazy, czy na pewno mamy dobrze ustawione światła, czy nie stwarzamy swoimi manewrami zagrożenia na drodze? Pragnąłbym, by kierowcy samochodów francuskich uchodzili za tych lepiej jeżdżących, za przewidywalnych, za kulturalnych. Bądźmy awangardą pozytywnych zachowań na drogach, bez względu na to, gdzie mieszkamy…
Krzysiek Gregorczyk
Najnowsze komentarze