Strefy Czystego Transportu, czyli magiczne bariery, chroniące wybrane obszary miast przed nadmierną emisją z samochodów, powstają w Polsce jak grzyby po deszczu. Pierwsza ruszy w Krakowie, za chwilę dołączy także Warszawa. Jest jednak pewien prosty sposób na obejście wszystkich ograniczeń.
Strefy Czystego Transportu mają swoich zwolenników i przeciwników. Zmotoryzowani wypowiadają się o nich krytycznie, bo realny wpływ samochodów na jakość powietrza w miastach nie jest aż taki duży, a nic nie zatrzyma zanieczyszczeń przed swobodnym przemieszczaniem się po całym obszarze miasta – czy jest strefa, czy nie. No chyba że urzędnicy skończą przyspieszony kurs magii w Hogwarcie, ewentualnie w Toruniu, będą stali z różdżkami lub innymi magicznymi akcesoriami i powstrzymają ruch powietrza.
Jest jednak pewien bardzo prosty sposób, może daleki od ekologii, za to w pełni zgodny z prawem, aby w ogóle nie przejmować się Strefą Czystego Transportu. Samochody na żółtych tablicach, tak zwane pojazdy historyczne, będą mogły wjeżdżać do nich bez żadnych ograniczeń. To pewien paradoks, bo chociaż te stare auta nie emitują tlenków azotu, to jeśli chodzi o produkcję CO2 raczej się nie oszczędzają. Ale dzisiaj to jedyny legalny sposób na SCT i to do tego jeszcze całkiem, z punktu miłośnika motoryzacji, przyjemny.
Nasze piękne Citroëny, Peugeoty czy Renault, mogą stanowić wspaniałą ozdobę centrów miast, a jazda takim 2CV, DS, 405 czy R25 będzie tym przyjemniejsza, im większe restrykcje w SCT. Wystarczy wyłączenie z dowolnego miasta, bo wszystkie mają nawzajem swoje honorować.
I tak oto urzędnicy, pędzący na złamanie karku w przyszłość w imię poprawności politycznej oraz zgodnie z modą, doprowadzą do budowy skansenów w centrach miast. Jaka to wielka atrakcja turystyczna! Łatwo sobie wyobrazić, że ludzie z całego świata, gdzie tylko elektryki, będą do nas przyjeżdżali przenieść się w czasie, inhalować się zapachem benzyny, kapiącego oleju czy swojskim zapachem spalin. To perfuma!
Najnowsze komentarze