Na początek Peugeot 508 musi mieć sesję zdjęciową. Żeby tego dokonać musimy wstać o 3 rano! Czyścimy auto i jedziemy robić zdjęcia do relacji. Jakże inaczej wygląda Dubrownik o tak nietypowej godzinie. Ruch na ulicach jest minimalny, od czasu do czasu z knajpek wychodzą spóźnieni imprezowicze. Szybko przemykamy uliczkami, na które można wjechać i ustawiamy kolejne ujęcia. Klasyczne, ale i drapieżne linie 508 pięknie komponują się z zabytkową starówką. Bardzo żałujemy, że nie można wjechać bezpośrednio na nią, bo to co widać na zdjęciach to tylko zewnętrzne mury twierdzy. Ale i tak jest przepięknie. Jazda po krętych uliczkach zajmuje nam blisko trzy godziny. Samochód cierpliwie znosi nieustające zmiany miejsca. Bardzo wygodny przy tym jest bezkluczykowy system otwierania drzwi i przycisk Start-Stop. Doceniamy to rozwiązanie właśnie teraz, gdzie co 100 metrów zatrzymujemy się do kolejnych zdjęć. Kierowca ma naprawdę wygodnie.
Koniec zdjęć i dłuższa przerwa. Robi się tak gorąco, że nie sposób zwiedzać miasta. Tę przyjemność musimy zostawić sobie na wieczór. Nasz Peugeot jedzie więc poszukać plaży, na której ekipa testująca samochód zapozna się z nieco innymi przyjemnościami, niż jazda pięćsetósemką. Zostawiamy auto na parkingu i oddajemy się urokom ciepłej lazurowej wody oraz ocienionej (niezbędne w tym klimacie) plaży. Po powrocie znowu możemy sprawdzić jak skutecznie działa klimatyzacja. Wnętrze chłodzi się w ciągu kilku minut a trzeba wyraźnie podkreślić, że na zewnętrz w cieniu temperatura sięga 31 stopni. To wielka zaleta tego samochodu. Do wieczora dużo czasu, który warto spędzić na zwiedzaniu. Samochód znajdował się w ciągłym ruchu. Mniejsze i większe miejscowości wokół Dubrownika, kilka plaż, miejsca widokowe na wzgórzach – byliśmy wszędzie. Okolica jest bardzo urokliwa a zmienny krajobraz gwarantuje ciągłe wrażenia. W porze sjesty – bardzo zazdrościliśmy tego zwyczaju! – Peugeot 508 odpoczywał na parkingu a my… w kryształowo czystej i ciepłej (26 stopni) wodzie. Raj na ziemi.
Późnym popołudniem można ruszać na zwiedzanie. Znowu zaledwie kilka minut wystarcza, by nagrzane wnętrze zmieniło się w przyjemnie chłodne i komfortowe miejsce podróży. Nie przesadzaliśmy z klimatyzacją, wystarczy kilka stopni różnicy w stosunku do temperatury z zewnątrz, by poczuć się przyjemnie odświeżonym. Pojechaliśmy więc do Dubrownika. Jedną z tajemnic tego miasta jest sposób parkowania. Otóż miejsce do parkowania należy znaleźć z dala od zatłoczonego do granic możliwości centrum, najlepiej przy przystanku autobusowym. Wtedy godzina postoju kosztuje niecałe 3 złote a my dojedziemy do zabytków komfortowym, klimatyzowanym autobusem. Nie ma też problemu ze znalezieniem miejsca. Jedyny mankament to znalezienie parkomatu, oddalone są one tutaj o kilka kilometrów, ale bilety uprawniające do postoju można kupić również w kiosku. Natomiast przyjemność jazdy autobusem kosztuje około pięciu złotych. Sumarycznie i tak się opłaca, bo parkingi w centrum są 6 razy droższe.
Parkując naszego Peugeota 508, przekonaliśmy się jak zwrotne jest to auto. Upatrzone miejsce pomiędzy dwoma autami okazało się dość ciasne. Mimo to błyskawicznie udało się wjechać między nie, manewrując z użyciem lusterek i czujników parkowania. W naszej wersji mieliśmy je z przodu i z tyłu, więc wjechanie na parkowanie nie stanowiło żadnego problemu. A warto pamiętać, że 508 to samochód słusznych rozmiarów.
Auto musiało zostać a my udaliśmy się na zwiedzanie przepięknej starówki. Nie na darmo nazywają to miejsce perłą Adriatyku. Widoki zapierają dech w piersiach i gdyby jeszcze w środku miasta było kilka kanałów, to Wenecja mogłaby w zasadzie odejść w zapomnienie. Jest urokliwie, pięknie i … tłoczno. Warto zacząć zwiedzanie od przechadzki murami miejskimi, które otaczają całe stare miasto. Przy czym sformułowanie mury nie oddaje w żaden sposób ogromu tej budowli. To wielkie obwarowania, niekiedy sięgające kilkudziesięciu metrów nad poziom ulicy. Wspinaczka w upale może być sporym wyzwaniem. Z murów rozciąga się wspaniały widok na czerwone dachy i lazurowe morze. Po takim spacerze, który trwa około godziny, można już zanurzyć się w labirynt uliczek. Wąziutkie przejścia, wysokie domy, setki knajpek i sklepów, tysiące zapachów i różne języki – prawdziwy tygiel. Tak to wygląda. Godzinami można błądzić wśród wspaniałych budowli, podziwiać port, siedzieć w jednej z licznych jadłodajni czy po prostu na ławce. Czas mija tu błyskawicznie.
Turyści, którzy przyjeżdżają własnym samochodem, powinni poszukać noclegu nieco poza miastem. Jest to rozwiązanie tańsze i o wiele wygodniejsze, jeśli chce się zwiedzać okolicę a przy tym znaleźć ciekawą plażę. Pobliska Żupa Dubrownicka oferuje pod tym względem większy wybór niż sam Dubrownik. No i nie trzeba płacić za parkowanie a to argument bardzo istotny dla portfela.
Dubrownik składa się z dwóch części – po tej nowszej można bez problemu poruszać się autem. Peugeot 508 rusza więc w podróż po górzystym terenie. Podziwiamy widoki, nowoczesny port, setki domków, które przycupnęły na kolejnych tarasach, wąskie i kręte uliczki malowniczo porośnięte egzotyczną dla nas roślinnością. Jest naprawdę pięknie. Dzisiaj przejechaliśmy blisko 100 kilometrów, głównie po mieście i okolicznych wzgórzach. Średnie spalanie znowu spadło i teraz wynosi zaledwie 6,2 litra / 100 kilometrów. Od momentu wyjazdu z Polski przejechaliśmy 2000 kilometrów. Teraz drugie tyle mamy do przejechania z powrotem. Nie żegnamy się z Dubrownikiem na zawsze. Mówimy mu "do widzenia". Peugeot 508, nasz wierny i niezawodny towarzysz podróży, jest przygotowany do drogi. A my ruszamy do domu!
I dopiero teraz przeprowadzamy prawdziwy test samochodu na długim dystansie. Z Dubrownika do Warszawy pojedziemy bezpośrednio nie zatrzymując się już na żaden nocleg. Start – godzina 10:00. Do przejechania blisko 1.700 kilometrów. Czy damy radę? Początkowo przebijamy się przez wąską drogę do autostrady. Dwie pierwsze godziny jazdy mijają nam na jeździe w tempie 60 km/h. Spalanie nam znowu spada. Średnia dla całej drogi wynosi teraz 6,1 litra na 100 kilometrów. Po drodze podziwiamy jeszcze prace budowlane przy autostradzie. Tutaj nawet w dni wolne wszyscy pracują. W końcu i my dojeżdżamy do autostrady, która kończy się dopiero w okolicach Polski. Mkniemy 130 km/h godzinę. W okolicach Zagrzebia pierwszy krótki postój – tankowanie. Do baku wlewamy 65 litrów ropy. I już można jechać dalej. Godzina za godziną kilometrów ubywa. Kiedy do przejechania pozostaje ich mniej niż tysiąc robimy kolejny postój. Czas na zakup pamiątek i upominków. A później granica ze Słowenią, błyskawiczna odprawa i już jesteśmy na terenie Unii Europejskiej. Słowenię mijamy w kilkadziesiąt minut, wjeżdżamy do Austrii. Jadąc autostradami, czas mija błyskawicznie. Słuchamy coraz to innych stacji radiowych. Później Słowacja a my czujemy się prawie jak w domu. Około 23 dojeżdżamy do polskiej granicy. Stąd już tylko kilka godzin jazdy dzieli nas od Warszawy. I w końcu jest, po 16 godzinach przyjemnej jazdy. Wrażenia kierowców? Jak najlepsze – podróż minęła szybko, samochód sprawował się bez zarzutu. Łącznie przejechaliśmy niecałe 4 tysiące kilometrów. Średnia dla całej trasy wyniosła 6,2 litra / 100 kilometrów. Średnia prędkość podróży, według komputera pokładowego, 83 km/h – do tego wyniku przyczyniły się przede wszystkim polskie drogi. Z pewnym żalem oddawaliśmy 508 – to dobry, komfortowy samochód, który zdążyliśmy polubić.
Do następnego razu!
Najnowsze komentarze