Dwa dni temu miałam masę spraw do załatwienia na mieście. Jak wsiadłam za kierownicę po 10-tej tak jeżdżąc bez przerwy od urzędu do urzędu około 15-tej zjechałam do Domu Literatury na spotkanie z przyjacielem, jak i ja pisarzem. Samochód zaparkowałam na Podwalu i przydreptałam na piechotę na Plac Zamkowy. Przyjaciel siedział z synem w kawiarnianym ogródku i obaj pili piwo. Tak dawno nie piłam piwa, że i mnie się zachciało. Spytali o samochód. Odparłam, że nie ruszę się stąd przez wiele godzin, bo parkowanie bezpłatne, a ja chcę zjeść obiad i mam trochę pisania – wskazałam na ściskanego pod pachą notebooka. W „Literatce” zawsze dobrze mi się pisze. Tak więc jedno piwo mogę wypić, bo do wieczora jest czas, a ja będę jadła, siedziała, pisała itd. Przyjaciel jednak namówił mnie, bym wypiła więcej przekonując, że mogę porzucić tu samochód i odebrać go sobie jutro – przecież jest święto 3 maja, więc też parkowanie bezpłatne. Powiedział, że stawia, bym się niczym nie przejmowała. Przecież nie widzieliśmy się jakieś pół roku, zjedzmy coś razem, popiszesz jutro… itd. Uległam. W końcu wylądowałam u niego w domu dwie ulice dalej, gdzie jego żona dała nam obiad, piliśmy wszyscy wino, słuchaliśmy muzyki i w ogóle było bardzo wesoło. Po kilku godzinach pożegnałam się i chwiejnym krokiem z laptopem pod pachą ruszyłam Traktem Królewskim w kierunku Alej Jerozolimskich. Spacer pomagał trzeźwieć. Tak doszłam do do ronda De Gaulle’a gdzie wskoczyłam w tramwaj i dostałam się na rondo Waszyngtona skąd do domu miałam dwa kroki. Rano nie spieszyłam się po auto, bo przecież święto. Celebrowałam kąpiel, czytałam gazetę, piłam kawę, pisałam i… wreszcie koło południa wyruszyłam na Podwale. Pogoda była ładna, więc zdecydowałam się na spacer Traktem Królewskim znów od ronda De Gaulle’a na Plac Zamkowy. Wszelkie dojazdy były dookoła, bo w święta Trakt Królewski zmienia się w wielki deptak. Niepokój zaczęłam odczuwać już w okolicach Pałacu Prezydenckiego i Kordegardy, wzrósł w okolicach świętej Anny, a gdy minęłam kolumnę Zygmunta serce mało nie wypadło mi z piersi. Podwale było puste. Na początku ulicy stał znak, że w dniu 3 Maja w związku ze świętem jest zakaz parkowania. Zadzwoniłam do straży miejskiej, która kazała pofatygować się na Smolną, na wprost Muzeum Narodowego. Tak więc znów czekał mnie spacerek Traktem Królewskim. Na szczęście miałam towarzystwo. Przyjaciela, który mieszka na Starówce, a którego miałam odebrać z domu, bo planowaliśmy wspólny obiad w kilka osób. Ruszyliśmy więc we dwójkę spacerkiem na Smolną. Tam dostałam mandat 100 złotych plus jeden punkt karny i rachunek opiewający na 360 złotych za holowanie auta plus 28 złotych za dobę trzymania na strzeżonym parkingu. Musieliśmy dotrzeć ze Smolnej na Pocztę Główną, by to opłacić. Szliśmy oczywiście spacerkiem, choć pogoda nagle diametralnie się zmieniła, zaczęło padać i zrobiło się potwornie zimno. Po opłaceniu musieliśmy wrócić na Smolną, by okazać dowód wpłaty i odebrać kwity na samochód, który znajdował się w Wilanowie. Na szczęście koleżanka zabrała nas z poczty autem, a potem zawiozła do Wilanowa gdzie ok. 45 minut szukaliśmy parkingu. Do wspólnego stołu siedliśmy po 17-tej… nawet już nie głodni.
Ja stwierdziłam, że to piwo i wino poprzedniego dnia, a nawet ten obiad to były najdroższe pokarmy w moim życiu, choć przecież niby nie wydałam na nie nawet złotówki.
I tak myślę.. Jedyny pewny parking to ten przed własnym domem. Nigdy więcej nie dam się namówić, na porzucanie gdzieś samochodu i picie alkoholu. Za droga ta przyjemność. Piłeś? Nie jedź! Ja nie jechałam po alkoholu, a i tak zostałam ukarana!
Najnowsze komentarze