„Jedziesz do rodziny na Podlasie. Nowocześnie, elektrykiem. Na miejscu jest cywilizacja, znaczy ładowarka. Możesz się na spokojnie naładować po trasie i właśnie taki masz plan” – tak zaczyna się relacja jak z horroru dla fanatycznych zwolenników elektromobilności, którą zamieścił w sieci jeden z internautów.
Opowieści o tym, że w Polsce życie z samochodem elektrycznym jest usłane różami to bajki dla naiwnych. Wystarczy pojechać na Podlasie i przekonać się na własnym samochodzie, że mamy tu poważny problem.
„Nie działa, wyrzuca błąd drugi dzień. Obsługi brak bo to mała prywatna firma, święta są. Rodzina nie ma wystarczająco długiego kabla, żeby spuścić go z 4. piętra bloku” – czytamy dalej.
Nikt nie obiecywał, że w życiu będzie lekko.
„Opcje? O ile, jak my, nie masz zapasu energii na taką ewentualność, to 15 km dalej jest kolejna ładowarka, można podjechać i spędzić przy niej Wielkanoc, bo to ładowarka AC.Albo jechać na dwa samochody, zostawić elektryka i wrócić z kimś spalinowym. A potem jeszcze raz żeby go odebrać. No ale to technologia przyszłości.” – słusznie zauważa internauta.
I czas na puentę:
„Ponad połowa Polaków mieszka w domach, ładować można wszędzie, szybko, a jak dobrze zakombinujesz to za darmo. Ale są też sytuacje jak wyżej i można o tym głośno mówić i próbować coś zmienić, albo udawać dalej że to idealna technologia dla każdego, a problemy i ograniczenia są tylko w Twojej głowie, idioto nieogarniający krzywej ładowania” – podsumowuje swoją przygodę właściciel elektryka.
Jedziesz do rodziny na Podlasie. Nowocześnie, elektrykiem. Na miejscu jest cywilizacja, znaczy ładowarka. Możesz się na spokojnie naładować po trasie i właśnie taki masz plan.
Nie działa, wyrzuca błąd drugi dzień. Obslugi brak bo to mała prywatna firma, święta są. Rodzina nie ma… pic.twitter.com/8RUGMi8j3e
— orson_dzi (@OrsonDzi) March 31, 2024
źródło: Twitter
Najnowsze komentarze