Nie dalej, jak wczoraj, pojechałam na manicure i zaparkowałam niemal przed zakładem kosmetycznym. Wychodzę, a tu… auta nie ma! Oczywiście palpitacje, przyspieszony oddech, ale na szczęście na krótko. Auto stało. Tyle, że było zasłonięte wielkim vanem, więc myślałam, że już nie istnieje, a przynajmniej nie jest w moich rękach.
Gorzej miałam, gdy wyszłam kiedyś z pracy i poszłam na miejsce, w którym zaparkowałam, a tam… auta brak. Dopiero po dobrym kwadransie uświadomiłam sobie, że tego dnia akurat zaparkowałam gdzie indziej. Wielokrotnie ogromny stres przezywałam na parkingach w centrach handlowych albo przed dworcami, lotniskiem itd.
Ostatnio jednak trochę się pocieszyłam, że nie jest ze mną tak najgorzej, a wszystko za sprawą mojej koleżanki z redakcji. Otóż koleżanka mieszka poza Warszawą. Z tej racji czasem przyjeżdża do pracy samochodem. Ponieważ jednak redakcja jest w centrum Warszawy, a całodzienny parking kosztuje 30 złotych, wiec tez i bywa, że jej środkiem lokomocji są autobusy. Niedaleko niej mieszka nasz redakcyjny kolega, który kilka razy podwoził ja do domu. Pewnego razu znów zaproponował jej podwózkę, a ta skwapliwie skorzystała z okazji. Jak później opowiadała wparowała ucieszona do domu i poszła do garażu po auto, by pojechać nim na zakupy. Auta w garażu jednak nie było… już biegła dozownic na policje i zgłaszać kradzież, kiedy uświadomiła sobie, że zostało na parkingu przed pracą…
Koleżanka powiedziała, że dawno nie pamięta siebie zrezygnowanej siedzącej tak długo na podłodze w garażu i zastanawiającej się czy nie zacząć brać bilobil. Cóż… skleroza lepsza od kradzieży, ale uczucie, gdy nam kradną auto albo myślimy, że nam ukradli, jest niestety takie samo i do tego stopnia nieprzyjemne, że nikt nie lubi, gdy go dopada.
Najnowsze komentarze