Wracałem akurat z polskiej prezentacji prasowej Peugeota 208. Wyjechałem z Warszawy, jechałem spokojnym tempem, bo ruch był spory, a mi się specjalnie nie spieszyło, niemniej jednak „połykałem” co jakiś czas auta jadące wolniej. Ot, zwykły ruch drogowy na drodze krajowej.
Wśród takich wyprzedzonych pojawił się też motoryzacyjny cud nad Wisłą – Škoda Fabia. Nie zwróciłbym na to coś uwagi, bo nigdy mnie te wynalazki w żaden sposób nie zachwycały. Po prostu samochód do jeżdżenia, dość poprawny, ale nie posiadający żadnych cech, które mogą we mnie wzbudzić pozytywne ważenia, o ekscytacji już nawet nie wspominając. Ale tym razem zwróciłem tę uwagę, choć nie od razu. Po prostu parę minut po tym, jak go wyprzedziłem, nagle kierowca wspomnianej Fabii dostał totalnego przyspieszenia. Cóż – może odebrał ważny telefon, a może poirytowało go to, że ktoś przed nim wlókł się niemiłosiernie, więc wyprzedził naraz kilka samochodów, w tym i mnie. I nic by mnie to nie obchodziło, gdyby nie fakt ewidentnego łamania przez tego kierowcę prawideł bezpiecznej jazdy – wymuszał pierwszeństwo na jadących z przeciwka, a to nie było ładne. No ale cóż – najwyraźniej na niejednego kierowcę Škody przeszły już zachowania wielu zawodników jeżdżących Volkswagenami… O tych już pisałem kilkakrotnie.
No ale dobrze – ja też przecież czasem jeżdżę mocno ofensywnie i na pewno też niejednego użytkownik drogi zestresowałem swoim zachowaniem. Wybaczyłem więc pacjentowi w Fabii i jechałem dalej. Pokonawszy kilka kolejnych kilometrów znalazłem się jednak dziwnym trafem tuż za nim! Utknęliśmy w korku, dość częstym w tym miejscu, spowodowanym rondem obleganym zwykle na wszystkich czterech do niego dojazdach.
Pacjent w Škodzie zatrzymał się, mając przed sobą dobrych kilkadziesiąt metrów wolnej przestrzeni. „OK” – pomyślałem – „może bardzo serio traktuje sugestie o zachowaniu bezpiecznej odległości od poprzedzającego go pojazdu”. Ale auta przed nim się przesuwały, on też, ale wciąż utrzymywał nienaturalnie duży odstęp.
Uznałem, że w takim razie go wyprzedzę, bo zachowuje się dziwnie – hamuje zupełnie bez potrzeby, to znowu rusza relatywnie dynamicznie. Podczas jednego z takich postojów, z kilkudziesięciometrową pustą przestrzenią przed wyprofilowaną w porywający sposób maską Fabii, postanowiłem gościa ominąć. Wziąłem go z jego lewej strony, zgodnie z przepisami. On jednak, gdy zobaczył, że go omijam, nagle ruszył i wyciskając siódme poty z cudu czesko-niemieckiej myśli technicznej ruszył przed siebie. Ponieważ nie lubię na drogach publicznych głupiej rywalizacji i szalonych zachowań, odpuściłem i wróciłem za niego. To nie miejsce na tego typu konfrontacje, choć mój pewnie ze dwa razy większy i może trzy razy mocniejszy silnik dałby mu radę. Tylko po co?
Chyba dość podobnie pomyślała dziewczyna siedząca na prawym fotelu Fabii, bo najwyraźniej skomentowała jego zachowanie – jej mina była niezbyt zadowolona. Ale czułem, jak w gościu buzuje adrenalina ;-) Postanowiłem więc zabić go własnym spokojem i nawet ciućmoka nie obtrąbiłem. Co by to bowiem dało? To był ewidentnie człowiek myślący. A zgodnie z definicją człowiek myślący, to człowiek, który ma Škodę i myśli, że ma samochód…
Na szczęście na rondzie pajacyk skręcił w inny zjazd, niż ja, nie musiałem się więc obawiać więcej dziwnych, nieracjonalnych zachowań młodzieńca, który naczytał się różnych pisemek, i dał sobie wbić do głowy, w której najwyraźniej dużo miejsca jeszcze było, jakoby czeskie produkty z jakością Volkswagena były znakomitymi samochodami. No właśnie – z jaką jakością Volkswagena??? Osobiście rzekłbym, że z jego nijakością! Mogą to być nawet niezłe samochody, ale nie ma w nich ani krzty emocji, radości z patrzenia na nie też nie doświadczycie nigdzie, poza złomowiskiem. Moim zdaniem Volkswageny są po prostu nijakie i zgodnie z zasadami genetyki przekłada się to na Škodę. Dobrze, że Hiszpanie z Seata potrafili zadbać o indywidualizm i ciekawą stylistykę swojej marki, też przecież przejętej przez koncern VAG.
Niestety jakże liczne burackie zachowania wielu kierowców Volkswagenów coraz częściej zaczynają się przenosić także na kierowców Škód, do tej pory powszechnie uważanych jedynie za kapeluszników i drogowe pierdoły. Teraz zaczynają się pojawiać w modelach tej marki także buraki, cwaniaki i królowie astrachańskich szos, którzy wszystkich mają za nic. Niestety nie poprawia to ani wizerunku ogółu polskich kierowców, ani – co gorsza – bezpieczeństwa. Bo jak na kulturę w tym kraju liczyć niespecjalnie można, tak o wspólne bezpieczeństwo powinniśmy dbać na każdym kroku. Skoro nie dbają o nie zarządcy dróg pozwalający, by czyhały na nas liczne dziury w drogach, a znaki wprowadzały nie tylko zamęt, ale i zobojętnienie na niebezpieczeństwa, to musimy zadbać o nie sami. Niestety bez wspomnianej już kultury na drodze, nie wszystkie dziwne sytuacje da się ograniczyć.
Pan ze Škody z pewnością nie przeczyta tego tekstu, bo z czytaniem też może mieć problemy, podobnie, jak z panowaniem nad własnymi emocjami na drodze, a może i poza nią. Dziękuję Panu jednak za to drobne zdarzenie, boć przecie wylałeś Pan mnóstwo wody na mój antyškodowy młyn ;-) A to jest naprawdę bezcenne!
Krzysztof Gregorczyk
Najnowsze komentarze