Renault na rajskiej tropikalnej wyspie? Jak najbardziej, francuska marka ma w Indonezji swoje salony a na ulicach można od czasu do czasu spotkać auta z charakterystycznym znaczkiem rombu, chociaż uczciwie trzeba przyznać, że nie za często.
Z czym Wam się kojarzy Bali? Wyspa miłości, rajskie plaże, wspaniałe azjatyckie jedzenie oraz ekskluzywne hotele – to wszystko tu rzeczywiście jest. Na szczęście nie na całej wyspie, która zachowała swój pierwotny, nieco bałaganiarski i tropiklnu charakter. A jak się tutaj żyje a przede wszystkim jak się jeździ? Poczytajcie.
Upał, wysoka wilgotność, niebieskie niebo przez większość roku a na ulicach setki, tysiące mniejszych i większych samochodów. To wszystko z dala od rajskich ośrodków przy plaży. Życie motoryzacyjne na Bali kwitnie. Ruch duży, hałas, dźwięki klaksonów są wszechobecne przez większość dnia.

Motoryzacja w Indonezji jest bardzo rozwinięta. Odległości, przynajmniej na Bali, może nie są duże, ale ruch na ulicach panuje ogromny. Europejski, raczej rozpieszczony przez nasze zasady bezpieczeństwa pieszy, który zaryzykuje przejście, tutaj może czekać i czekać. Nie ma co liczyć na to, że ktoś się zatrzyma. Przechodzenie w Azji to zabawa w żabkę. Pamiętacie taką grę na pierwsze, jeszcze 8-bitowe komputery? W Indonezji, podobnie jak w wielu innych krajach regionu, zagracie w nią za każdym razem, gdy będziecie chcieli pokonać ulicę, tylko, że w tzw. realu. Stawką będzie Wasze zdrowie lub życie. Serio, bo ludzie tu jeżdżą szybko i raczej mało uważnie – każdy się spieszy, załatwia swoje sprawy.

Z drugiej strony mimo ogromnego ruchu stłuczek i wypadków nie ma aż tak dużo, jakby mogło się zdawać. Ale uważać trzeba.
Co jednak spotkamy na ulicach tego pięknego i gorącego raju? Przede wszystkim motorynki, motory i skutery we wszystkich odmianach i rodzajach. Jeździ nimi prawie każdy. To środek komunikacji rodzinnej, często widać mamę, tatę i jednego lub dwóch brzdąców uwieszonych na siedzeniach. A czasami nawet trzech. Gdy latorośl ma już 4-5 lat, jedzie z przodu, dumnie trzymając kierownicę, oczywiście bez kasku. Europejskim urzędnikom od bezpieczeństwa przepaliłyby się bezpieczniki w głowach ze stresu, gdyby to zobaczyli.
A motorami i skuterami, już zupełnie samodzielnie, jeżdżą też uczniowie, na oko mający 12-13 lat. Jeżdżą eleganckie businesswoman. Motor to także sposób na transport dużych towarów, wielkie worki czy obudowa z dużych skrzyń jest w Indonezji zupełnie normalna. Po 15 minutach przy hałaśliwej ulicy staje się to normalne i człowiek przestaje zwracać uwagę na takie drobiazgi. Popularność skuterów i motorów łatwo wytłumaczyć – to najtańszy tutaj sposób na przemieszczania się.
Po ulicach jeździ też mnóstwo samochodów. Bali, czerpiące zyski z turystyki, to miejsce dość wyjątkowe pod tym względem w Indonezji, bo sporo tu aut nowych. I pewnie dlatego Renault postanowiło tu otworzyć salon, chociaż o klienta tu niełatwo, o czym za moment. Dominują auta japońskie, europejskich marek jest jak na lekarstwo. Z francuskich samochodów udaje mi się zauważyć jednego Peugeot 405 w świetnych stanie oraz jedno Renault Megane. Dużo tu SUVów i mikrobusów we wszystkich odmianach, to pokłosie ruch turystycznego. Te pojazdy w większości są jednak znacznie mniejsze niż w Europie.
Na ulicach można też spotkać pojazdy napędzane siłą mięśni. Nawet na trasach szybkiego ruchu widywałem sporo rowerzystów – i to bynajmniej nie turystów czy dzieci. Znacznie bowiem częściej można zobaczyć ludzi, którzy pchają swoje wózki z towarem. Punkty usługowe, mini-sklepiki, piekarenki, przewoźne restauracje. W ciągu kilku dni widziałem cały chyba przekrój zawodowy od szewców, zegarmistrzów, złotych rączek po świetnie wyposażone punkty gastronomiczne i mini piekarenki. Na zdjęciu widzicie jedną z nich. Jedzenie z takiego punktu jest przepyszne, świeże i doskonale smakuje a przy tym tanie. W Indonezji każdy stara się pracować – nie pracujesz, nie zarabiasz.
Przy ulicach ciągną się setkami sklepy, warsztaty, restauracje czy firmy produkcyjne. Pracują w nich całe rodziny. Supermarkety? To miejsca tylko dla turystów. Miejscowi do nich raczej nie wchodzą. Ceny w takich miejscach bywają 3-5 razy wyższe. Kto chce spróbować lokalnego produktu, lokalnego życia, musi wyjść z hotelu i zanurzyć się w ten wielobarwny tłum.
W popołudniowym skwarze, w temperaturze sięgającej na ulicy 40 stopni, jadę Uberem do centrum Denpasar. W drzwiach jedynego salonu Renault na Bali wita mnie uprzejmy menadżer, pan Hendry Iswanto. Zarządza firmą od kilku miesięcy a dokładnie od kwietnia, bo wtedy właśnie uroczyście uruchomiono sprzedaż. Denpasar, największe miasto Bali, było siódmym miejscem w Indonezji, w którym pojawiło się Renault. Duży, nowoczesny budynek położony przy jednej z większych ulic, pozytywnie wyróżnia się na tle otoczenia. Jesteśmy w końcu w Azji, a więc architektura bywa tutaj… zróżnicowana, niska i raczej chaotyczna. To będzie chyba dobre słowo, które oddaje rozpiętość między nędzną lepianką, krytą strzechą a super nowoczesnym biurowcem rodem z XXI wieku. Salon Renault jest zupełnie nowy, tak jak nowe są samochody w środku.
Wybór modeli nie jest zbyt duży. Renault Duster w 5 kolorach, Koleos, Captur i Megane Red Bull edition. Tego ostatniego w salonie nie znajdziecie – ale jak mówi Iswanto jeden już się sprzedał. Nawet tutaj mieszkają miłośnicy szybkiej jazdy. Zastanawiam się tylko gdzie jeździ właściciel tego bolidu, bo dróg tu dużo, ale prędkość poruszania się jest raczej symboliczna. Na najbardziej pustej, płatnej drodze przez zatokę w Denpasar, nikt nie jedzie szybciej niż 100 na godzinę.
Rozmowa zaczyna się od sytuacji rynku. Renault nie ma tu łatwo, bo jeśli w Polsce wielu klientów jest pod silnym wpływem marek niemieckich, na Bali dominują w głowach marki japońskie. To wielkie wyzwanie dla sprzedaży samochodów, ale również spora szansa. Indonezja jest dla Renault rynkiem wciąż mało odkrytym. Sprzedaż na Bali w tym roku to dopiero 8 nowych samochodów. Dużo to czy mało? Dyskutujemy intensywnie z panem Iswanto i dochodzimy do wniosku, że jak na tutejsze warunki to jednak sporo. A to dlatego, że na przykład w pierwszym kwartale 2014 roku w całej Indonezji sprzedano 69 Renault. Więcej niż Audi, Land Rovera czy Peugeota. W przyszłości firma chce zaoferować modele specjalnie na ten rynek i powinno być znacznie więcej.
Renault jest tu marką droższą od konkurencji, postrzeganą jako coś z wyższej, europejskiej półki. Najtańszy SUV w Renault, czyli Renault Duster z silnikiem 1.5 dCi 85 KM kosztuje 256 milionów rupi (cena na 19 listopada 2015 roku – kurs rupi może się dość dynamicznie zmieniać). To więcej niż spora część oferty konkurencji. A oferta aut japońskich jest dostosowana do tego rynku, produkowana na miejscu, sporo tu modeli, których nie uświadczymy w Europie. Najtańsze auto w Indonezji kosztuje około 50 milionów rupii. To samochód, którego funkcjonowanie i cenę regulują specjalne przepisy.
Ale cena to oczywiście nie wszystko. Dużą zaletą Renault na tle konkurencji jest komfort jazdy. Na kilkanaście przejazdów, które miałem okazję odbyć na Bali, nie zdażył się ani jeden komfortowy. Japońskie samochody, którymi jeździłem, miały proste, prymitywne wręcz zawieszenie i jazda czymś takim nie jest wcale przyjemna. Jest twardo, ciasno, bo wnętrza tych azjatyckich modeli są przystosowane raczej do niskiego wzrostu. Renault oferuje dużo więcej przestrzeni i wygody. A coś pokroju Safrane byłoby tutaj uznane za mega-limuzynę.
Salon, który działa w Denpasar od kilku miesięcy, odwiedza kilku klientów w tygodniu. Renault planuje teraz większą kampanię reklamową i liczy na efekt działań w zakresie promocji wizerunku. Przydałoby się chyba lokalne Francuskie.pl, bo świadomość marki jest niewielka. Wśród killkunastu osób, które pytałem w różnych miejscach o Renault, znajomość firmy zadeklarowały tylko trzy.
Jak wyglądają ceny w Renault na Bali?
- Renault Duster 1.5 dCi 85 KM 4×2 – 265 mln (ok 80 tys. zł)
- Renault Duster 4×4 1.5 dCi 85 KM – 320 mln (ok 110 tys. zł)
- Renault Koleos 2.5 CVT – 430 mln (ok 140 tys. zł)
- Renault Megane Red Bull Edition – 770 mln (ok 250 tys. zł)
Wygląda na to, że powinniśmy się cieszyć z tego, co możemy znaleźć w polskich salonach :) Jednak tak naprawdę ceny europejskich modeli wynikają tutaj z faktu wysokiego cła na import. Co więcej, nie można, bez specjalnego oraz indywidualnego zezwolenia wydawanego przez ministra, importować aut o pojemności silnika większej niż… 3 litry. Rząd tłumaczy absurdalnie wysokie cła chęcią ochrony lokalnego rynku. I rzeczywiście, produkuje się tutaj sporo, szczególnie aut japońskich. Jednak eksperci ekonomiczni uważają, że wysokie cła są szkodliwe dla gospodarki Indonezji – z jednej strony windują ceny do niebotycznego wręcz poziomu, z drugiej zaś zniechęcają lokalnych producentów do obniżania kosztów i optymalizacji procesu produkcji.
Renault Duster produkowany jest jednak na miejscu. Indonezja liczy sobie 250 milionów mieszkańców a tylko 36 na 1000 osób ma samochód. Dlatego Renault montuje tu samochody we współpracy z firmą Indomobil Group. Na razie jest to tylko Duster, ale być może pojawią się kolejne auta. W tej chwili Koleos importowany jest z Korei Południowej a Megane z Hiszpanii.
Hendry Iswanto liczy jednak na to, że jego salon z każdym miesiącem będzie sprzedawał więcej aut. Na Bali mieszka na stałe sporo Europejczyków, którzy uciekli przed zmienną i niestabilną pogodą i spędzają tutaj emeryturę lub nawet stąd pracują. Posiadanie europejskiego samochodu jest w Indonezji uważane za dowód wysokiego statusu społecznego.
Żegnamy się przed salonem, robiąc jeszcze wspólne zdjęcie. Życzymy mu powodzenia i ruszamy w gęstniejący popołudniowy uliczny ruch Denpasar.
Dziękujemy firmie Renault Indonesia oraz salonowi Renault Denpasar za pomoc udzieloną podczas realizacji materiału.
Zapraszamy na stronę Renault Indonesia.
Najnowsze komentarze