W 1896 roku wyobraźnię polskich mediów rozpalały samojazdy. Tak wtedy nazywano pierwsze pojazdy, sprowadzone do Warszawy. Przegląd Tygodniowy Życia Społecznego, Literatury i Sztuki w obszernym artykule opisywał nowy wynalazek i jego możliwy wpływ na życie miast oraz wsi. Niektóre przypuszczenia okazują się nawet dzisiaj niezwykle trafne. Jak więc wyobrażano sobie rozwój motoryzacji w Polsce? Poczytajcie:
„Panowie Alfred Grodzki i Emil Sokal, sprowadzając do Warszawy pierwszy „samojazd”, ani się może domyślali, jak ważną będzie to stanowić epokę w pojęciach naszych o życiu miast i miasteczek. Jakże bowiem kolosalnej zmiany należy się spodziewać w fizyo-nomii i ekonoraii tych siedlisk ludz-kich, które my „sercem” kraju lub da-nej okolicy przywykliśmy nazywać!
Niech tylko czytelnik wystawi sobie Warszawę lub Pacanów – na jedno to wychodzi — za lat, zamiast kłaść pozytywną cyfrę, zostawmy tu lukę, którą przyszłość wypełni, gdy z ulic i dróg znikną całe szeregi wozów i powozów zaprzęgowych w jedną lub szkap parę. Poczciwe te zwierzęta, nieodstępni w lokomocyi nasi towarzysze, znane będą wtedy tylko wieśniakom a i to jedynie w obrębie gospodarstwa lub w zapadłych kątach prowincyi nieposiadających dróg bitych. Albowiem miejsce końmi ciągnionych wehikułów, zajmą „samojazdy” większe lub mniejsze, cięższe lub lżejsze, na jedną lub na setkę osób, poruszane naftą, benzyną (gazoliną), ścieśnionem powietrzem a może i elektrycznością.
Zobacz: Pierwsza wyprawa w historii Polski odbyła się na samochodzie Peugeot.
Ówczesny wygląd ulic miasta nietrudno chyba będzie sobie wyobrazić. Znikną ciężkie, turkoczące wozy i powozy, zastąpią je lekkie, małych rozmiarów, zwinne samojazdy, kursujące wśród doskonałej ciszy i niezmąconej kurzem atmosfery. Rozwój mechaniki pozwoli udoskonalić budowę wehikułów, czego niepodobna było uczynić przy pociągowej sile konia. Zwierzęta te zaprzęgane w pojedynkę lub parę, same sobą zajmują tyle miejsca co i powóz, kopytami sprawiają hałas a działając zbyt słabo lub za silnie, wymagają wozów niezgrabnych, ciężkich, o budowie grubej, wytrzymałej. Tymczasem samojazd poruszany siłą wewnętrzną moce być o połowę krótszym, czyli zajmować miejsca będzie u połowę mniej, niż wóz obecny; korpus zbudowany z lekkich a wytrzymałych krat metalicznych, będzie zgrabny i szczupły a koła wyrobione z materyału elastycznego, sprawować się będą na bruku cicho, bez tego piekielnego hałasu, jaki obecnie panuje na ruchliwych ulicach miast większych. Usunięcie konia z miasta spowoduje nader ważne a pożądane i błogosławione następstwa. Przedewszystkiem odetchną nasi stróże, zmuszeni codziennie zamiatać i wynosić własnemni rękami setki fur nawozu, marnowanego najbardziej nieprodukcyjnie.
Odetchną też i mieszkańcy… świeżem powietrzem, gdyż lubo koń jest nader szlachetnem stworzeniem, to jednak, płacąc długi naturze, nie przyczynia się swą obecnością do hygieniczności miast wielkich. Znikną tjeż stajnie w mieście, składy siana, słomy i owsaa na to miejsce powstaną może obszerniejsze lokale dla ludzi biednych, dziś zmuszonych do trucia się powietrzem suteryn lub poddaszy. Za względu oa konia, reforma ta okaże się również korzystną dla niego; wykluczony od pociągu w wozach, powozach miejskich a nawet dźwigania ciężarów po ulepszonych szosach, po których będą kursować samojazdy, koń albo stanie się przedmiotem zbytku, albo też podzieli (do czasu) los różnych czysto rolniczych bydląt i, wysłużywszy się jaku współpracownik, pójdzie pod nóż rzeźniczy. A to jest los dobry.
Widok szlachetnych wyścigowców lub wierzchowców na starość zaprzężonych do bryki, wychudzonych i okulawiałych – przestanie razić naszych oczu, gdyż będzie należał do minionej przeszłości. Zyska też i rolnictwo; konie wiejskie, nieobjadane przez szkapy miejskie, będą spożywać więcej siana i owsa, gdyż produkty te spadną w cenie, jedząc zaś więcej i będąc silniejszemi, produkować muszą piękniejsze potomstwo i nawet chłop nasz pożegna się z betką, tą rzeczywistą parodią konia. Zmniejszenie się uprawy owsa nie przeraża nas wcale, zwiększy się bowiem tym sposobem powierzchnia pod uprawę innych, korzystniejszych dla człowieka roślin.
Ale wróćmy jeszcze do miasta; nieobecność konia i ciężkich turkoczących wozów nietylko dobrze wpłynie na jego fizyonomię, na poprawę zdrowotności, ale także na finanse kasy miejskiej. Przedewszystkiew, skoro zostanie usuniętą jedna z głównych przyczyn niszczenia bruków, których remont stanowi jedną z najważniejszych pozycyj w budżecie, skoro oczyszczanie ulic stanie się również tańszem i łatwiejszem, kasa miejska zyska poważną nadwyżkę, którą będzie można użyć na inne, pożyteczniejsze cele. Sumy te jeszcze bardziej wzrosnę, gdy nałożony zostanie na samojazdy stosowny podatek; bardzo bowiem prawdopodobną jest rzeczą, iż skutkiem łatwości utrzymania samojazdów, liczba ich ogromnie wzrośnie.
Każdy zamożniejszy mieszkaniec, którego przeraża nietylko koszt utrzymania konia, ale i nieodłączne z tego powodu kłopoty, pozbywszy się tej obawy, zapragnie na swój użytek posiadać własny samojazd. Jeżeli obecnie kołowce tak się upowszechniły, iż konkurencyę robią innym rodzajom środków komunikacyjnych, to samojazdy upowszechnią się jeszcze szybciej, gdyż są dogodniejsze, nie wymagają natężenia sił pasażera, zręczności i służyć mogą każdej płci i każdemu wiekowi. Być może ktoś zarzuci, iż samojazdy będę nieprzystępne cenę, oraz wymagają wiadomości do kierowania niemi. Zapewne, na początek, zanim mechanika nie uprości, nie upraktyczni przyrządu, będzie on drogim, ale z czasem cena spadnie do rozmiarów, jakich dziś przewidzieć trudno.
Zobacz: Nowe samochody Peugeot. Sprawdź ofertę na najnowszy model Peugeot 308.
Tak było i z kołowcami, które ongi kosztowały do trzystu rubli a dziś w Ameryce porządna maszynana za sześćdziesiąt rubli nabytą być może. Co zaś do kierowania samojazdami stwierdzono obecnie, iż dwudniowa praktyka jest dostateczną do nabycia wiadomości technicznych w tym względzie.
Ale cóż się stanie z woźnicami, z tą nieśmiertelną rasą naszych „sałaciarzy”? Niestety, przyjdzie chwila, gdy ostatni woźnica, trzasnąwszy z bicza, położy się do grobu a w muzeach osobliwości oglądać będę figury z wosku, naśladujące zaginiony typ dryndziarza. Smucić się jednak tem nie ma czego, postęp bowiem ludzki to ma do siebie, iż uśmiercając jedne zajęcia, jedne fachy, stwarza natomiast inne, daleko wyższe, szlachetniejsze, korzystniejsze. Woźnica nasi wymrą, ale ich synowie i wnukowie będę mechanikami prowadzącymi samojazdy publiczne. Każdy zaś przyzna, że zatrudnienie mechanika jest znośniejsze, niż obsługa konia a nadto że będzie popłatniejsze, tego chyba zaprzecząć trudno.
W dzisiejszym stanie mechanicznego urządzenia samojazdów, i koszta utrzymania wehikułu wraz z kosztam puszczenia go w bieg są tak niskie, iż towarzystwa utrzymujące podobne powozy (w Anglii), projektują kurs za jazdę o połowę niższy nad praktykowany w fiakrach i omnibusach ciągnionych przez konie. Przesądzać co będzie ta lat dwadzieścia—niepodobna.
W każdym razie powołanie do ruchu tylu maszyn spowoduje popyt na mechaników, powstaną szkoły tychże i wytworzy się nowy stan podobny, tylko wykształceńszy i lepiej płatny, do stanu obecnych woźniców a można być pewnym, te będzie dwa a może trzy razy liczniejszy. Manipulacya z samojazdami zostanie ulepszoną i uproszczoną. Właściciel wehikułu raz w tydzień lub częściej pojedzie do fabryki po obrok, to jest po zapas siły; zapłaci oznaczoną cenę za tyle a tyle miar lub ciężarów i otrzyma nabój siły, który pozwoli mu przez odpowiedni czas przejechać daną liczbę drogi.
Nietylko na ulicach miast wielkich ale i po szosach, w punktach węzłowych, jak dziś zajazdy i karczmy, będą się wznosiły zakłady lub składy wyrabiające lub dystrybujące siłę motoryczną dla podróżnych i turystów. Nim to jednak nastąpi, nim samojazd wywoła taki przewrót w przemyśle i sposobach komunikacyjnych, myśl mechanicznego transportowania po zwykłych drogach znajdzie naprzód zastosowanie do powozów publicznych takich, jak sikawki i wozy strażackie, ambulanse pogotowia ratunkowego itd. W Berlinie i kilku innych miastach istnieją jut tego rodzaju urządzenia i nie ma kwestyi, iż znajdą one naśladowców. Dla naszych straży prowincyonalnych, skarżących się na brak koni, których udzielenia w razie pożaru stale odmawiają nasi zacni kołtuni małomiasteczkowi, tanie parowozy mechaniczne (Tretmotorwagen) będą sprawą pierwszorzędnej ważności, albowiem poruszany nogami ludzkiemi, czy naładowany siłą wóz, będzie mógł w każdej chwili wyjechać do ognia. Bo przy motorach benzynowych zapalanych elektrycznością, działanie motor następuje bardzo szybko.
A teraz jedna uwaga. Czytelnik przyzwyczajony widzieć na miejscu naczelnem naszego pisma artykuły aktualne, może zapytać, jaki cel mamy, puszczając wodze fantazyi i wróżbiarstwu przyszłości? Otóż to, cośmy powiedzieli wyżej, w znacznej części nie jest żadnym wyrazem złudnej wyobniśni, ale bardzo realnym problematem dość nieodległej przyszłości.
Jeżeli dotąd mechanika w zastosowaniu do samojazdów nie postąpiła tak znacznie, jakby się tego można było spodziewać, przyczyny szukać należy w ograniczeniach, jakie urzędy bezpieczeństwa publicznego stawiają temu rodzajowi lokomocyj a z drugiej niskiemu dotąd stanowi motorów, jakie się posługiwały niebezpieczną i kłopotliwą parą albo naftą i ciepłem węgla lub drzewa. Z chwilą jednak, gdy mechanika uczyniła tak cudowne wynalazki z siłą elektryczności lub sprężonego powietrza, z regeneracyą pewnych ciał gazowych, ulepszenia na tej drodze są już tylko kwestyą niedługiego czasu.
Zdaje się właśnie, że chwila postępu w budowie samojazdów nadeszła. W Europie Zachodniej, mianowicie we Francyi i Niemczech, cały szereg mechaników i wynalazców pracuje nad rozwiązaniem tego zadania a odbywające się od czasu do czasu porównawcze próby do wodzą ciągłego w tym względzie postępu.”
Dwa lata po publikacji powyższego artykułu słowo samojazd zostało już zastąpione naszym współczesnym samochodem. Oto Kurier Warszawski donosił 13 marca 1898 roku, że „Ogólną uwagę przechodniów zwracał wczoraj pomiędzy godz. 4 a 6 po południu, pędzący szparko wymijający z wielką łatwością ekwipaże na ulicach: Krakowskiem Przedmieściu, Zjeździe, Nowym Świecie i Marszałkowskiej samochód 4-osobowy. Jest to nowy powóz; z fabryki „braci Peugeot” we Francji przez p. Stanisława Grodzkiego, który w lecie r. z. odbył podróż samochodemdem z Warszawy do Paryża. Nowy samochód na bruku warszawskim, zaopatrzony w oryginalny poziomy benzynowy motor Peugeota, jest podwójną „Victorią” z budą, dającą się przenosić z łatwością na przednie lub tylnie siedzenie. Powóz ten waży 800 kilogramów, osadzony jest na elastycznych resorach a kola zaopatrzone w w pełne obręcze gumowe. Szybkość samochodu p. Grodzkiego daje się normować odpowiednio a dosięga 50 kilometrów na godzinę.”
źródło: Przegląd Tygodniowy Życia Społecznego, Literatury i Sztuki R.31, nr 38 (19 września 1896) oraz Kurjer Warszawski. R.78, nr 75 (16 marca 1898).
pisownia oryginalna. ilustracje z tekstu
Originally posted 2022-01-22 18:29:58.
Najnowsze komentarze