Jeszcze kilkanaście lat temu większość dostępnych dla nas, zwykłych kierowców samochodów była po prostu analogowa. Szczytem ekstrawagancji była klimatyzacja, elektrycznie sterowane szyby czy komputer pokładowy przekazujący szereg podstawowych danych. Obecnie zasypywani jesteśmy jesteśmy mnóstwem dodatków, które w teorii mają nam służyć i ułatwiać życie za kierownicą w rozmaity sposób. Jednym z powszechniejszych systemów jest start – stop. Dodatek obecny na rynku już od ponad dekady w praktyce nie daje zbyt wiele, przekłada się jednak na koszty serwisowe samochodu.
Przez jakiś czas lat testy homologacyjne nowych samochodów, weryfikujące poziom emisji szkodliwych substancji do atmosfery, odbywały się w warunkach laboratoryjnych na stanowiskach badawczych – które symulowały jazdę w różnych warunkach drogowych. Część z owej wirtualnej podróży pojazdu odbywała się w trasie, część w ruchu miejskim. Jednym z elementów miejskiej symulacji jest wymuszony postój w czasie którego pojazd musi pozostać włączony. Aby uzyskać lepsze wyniki badawcze producenci opracowali i masowo wdrożyli do produkcji system start – stop który w określonych warunkach wyłączał silnik i uruchamiał go ponownie.
W teorii rozwiązanie proste i genialne zarazem. W samochodach z manualną skrzynią biegów po zatrzymaniu, wrzuceniu luzu i puszczeniu pedału sprzęgła system wyłączał silnik – pozwalając oszczędzić pewną porcję paliwa. Uruchomienie jednostki następuje po wciśnięciu pedału sprzęgła. W pojazdach z przekładnią automatyczną silnik przestaje pracować po zatrzymaniu i przytrzymaniu pedału hamulca, uruchamia się natychmiast po jego puszczeniu.
Oszczędności są faktycznie, lecz ich wartości są symboliczne, często wzrasta za to irytacja kierowców i niestety ceny na pozór błahych elementów eksploatacyjnych. Jazda w korku niestety nie odpowiada laboratoryjnym warunkom testowym. Częste ruszanie, podjechanie kilku metrów i znów kilka sekund postoju. W takich warunkach wielu z nas pokonuje codzienną drogę do pracy. Włączony system start – stop, o ile poziom naładowania akumulatora mu na to pozwala, namiętnie wyłącza i włącza silnik co kilkanaście sekund zmuszając do tytanicznej pracy nie tylko rozrusznik i akumulator.
System start – stop nie popisuje się również po forsownej jeździe autostradą, gdzie pracujący na wysokich obrotach silnik bywał nagle gaszony tuż po zjeździe na MOP. W efekcie turbosprężarka która jeszcze przed momentem pracowała na pełnych obrotach wytwarzając wymagane ciśnienie doładowania zostawała bez smarowania – po wyłączeniu silnika praca układu olejowego także ustaje. O wpływie na trwałość nie trzeba chyba wspominać.
Oczywiście, system start – stop nie działa w każdej sytuacji. W większości modeli użytkownik może go dezaktywować przed rozpoczęciem jazdy. Co więcej system nie zacznie działać gdy poziom naładowania akumulatora jest zbyt słaby, silnik nie osiągnął minimalnej temperatury roboczej a także gdy klimatyzacja pracuje zbyt intensywnie pobierając pokaźne ilości energii elektrycznej. W pozostałych, sprzyjających sytuacjach system niestety nie jest w stanie czy faktycznie staniemy na czerwonym świetle na przeszło minutę, czy też dojechaliśmy do korka który przesuwa się co kilka sekund.
Wielu specjalistów uważa, że działanie systemu start – stop zwłaszcza w starszych autach ma negatywny wpływ na trwałość wielu podzespołów a przede wszystkim odbija się na finansach właściciela. Podstawowym przykładem jest konieczność zastosowania wydajniejszego akumulatora i rozrusznika, przystosowanego do dużo bardziej intensywnej pracy. Ceny regeneracji lub zakupu nowych rozruszników znacząco różnią się względem poszczególnych modeli – różnica jest jednak zawsze znacząca. Istotnie skraca się także żywot turbosprężarki w brutalnie gaszonym silniku po forsownej jeździe. Pamiętajmy także o częstej jeździe na niedogrzanym silniku. System start – stop zaczyna swoją pracy po minimalnym rozgrzaniu cieczy chłodzącej, wówczas temperatura oleju wciąż pozostaje niska – jej wzrost jest mocno utrudniony przez częste wyłączenie jednostki.
Rzecz jasna w pierwszych latach użytkowania właściciel nie dostrzeże negatywnych skutków pracy systemu start – stop, poza wysoką ceną i krótszym czasem funkcjonowania akumulatora. Dopiero w dłuższej perspektywie, na kolejnych właścicieli spadają koszty związane z szybszym zużyciem wspomnianych podzespołów.
Warto też wiedzieć, że system testów zmienił się niedawno na skutek wiedzy, jaką organy homologacyjne uzyskały po wybuchu tak zwanej afery dieselgate. Oszustwo Volkswagena zmieniło wymogi testowe i dzisiaj więcej jest w tym realnej jazdy. Producenci, na bazie wiedzy z poprzednich lat, modyfikują też działanie samego start-stop, ale w przypadku samochodów, które mają kilka lat i więcej, pozostaje to bez zmian.
Najnowsze komentarze