W ciągu ostatnich dwóch tygodni przejechaliśmy kilka tysięcy kilometrów po Polsce, większość z tego po autostradach. Wniosek? Zakaz wyprzedzania się przez ciężarówki, który wprowadzono 1. lipca na autostradach i drogach szybkiego ruchu, to fikcja. Mamy państwo z kartonu, które nie potrafi egzekwować przepisów, jakie samo wprowadza.
Tylko wczoraj na autostradzie A1 na odcinku pomiędzy Gdańskiem a Katowicami można było zaobserwować kilkanaście ciężarówek, które z uporem maniaka wyprzedzały się, wprowadzając zamieszanie przy i tak sporym ruchu. Wszystkie zdjęcia, które tu widzicie, pochodzą właśnie z tego fragmentu.
Prawo stanowi, że kierującemu pojazdem kategorii N2 (do 12 ton) lub N3 (do 40 ton) zabrania się wyprzedzania pojazdu samochodowego na autostradzie i drodze ekspresowej o wyłącznie dwóch pasach ruchu przeznaczonych dla danego kierunku ruchu, chyba że pojazd ten porusza się z prędkością znacznie mniejszą od dopuszczalnej dla pojazdów kategorii N2 lub N3 obowiązującej na danej drodze. Zakazu nie stosuje się do wyprzedzania pojazdów wykonujących na drodze prace porządkowe, remontowe lub modernizacyjne wysyłających żółte sygnały błyskowe.
Wyjątkiem od tej zasady jest sytuacja, gdy wyprzedzany pojazd jedzie z prędkością znacznie mniejszą od dopuszczalnej. Wyjątek ten stosują wszyscy – w praktyce więc zakaz nie działa. Przepis o wyprzedzaniu stał się martwy. Wystarczyło kilka tygodni, by praktycznie nikt się nim nie przejmował.
Słowo komentarza: Nie ma co winić kierowców ciężkich pojazdów – winić można tylko i wyłącznie jak zwykle bezimiennych autorów idiotycznych przepisów, które nie są wystarczająco precyzyjne by uregulować sprawę, która jest tak ważna dla płynności ruchu i bezpieczeństwa.
Jaki zakaz? Wszyscy wyprzedzają się radośnie i… powoli.
Najnowsze komentarze