Wszyscy się chyba ze mną zgodzicie, że kierowcy w naszym kraju generalnie mają pod górkę. Nawet wtedy, gdy jadą z górki ;-) Może nie jest to klasyczna teoria spiskowa, ale musicie przyznać, że wiele się sprzysięgło przeciwko nam…
Nie będę tu – przynajmniej tym razem – marudził o strasznych opłatach, wręcz kontrybucjach, jakie nakłada na nas nasze tanie państwo. Nie będę wspominał o cenach samochodów i ich relacjach do naszych realnych wynagrodzeń. Zajmę się drogami, ale też nie w klasycznym ujęciu – jak większość. Zrobię to po francusku ;-) Czyli inaczej.
Żniwa w wielu regionach kraju już się niemal pokończyły, choć nie brak jeszcze miejsc, gdzie zboże stoi na polach i czeka na kombajn, albo inną snopowiązałkę. Rolnicy – cześć ich trudowi w walce o wyżywienie wiecznie głodnego społeczeństwa – korzystają z dróg publicznych swoimi maszynami wykonującymi zresztą jakże pożyteczną pracę. Niestety mnóstwo jest przykładów na to, że czynią to bezmyślnie!
Przed kilkoma dniami media trąbiły o Golfie, który wbił się w header kombajnu. Słuszne oburzenie wyrażali liczni internauci komentując fakt jazdy kombajnu w pełnym uzbrojeniu – zgodnie z przepisami ruchu drogowego czegoś takiego czynić nie wolno. Ale jak nie wolno, to szybko – wielu rolników stwierdza w myślach, że przecież oni tylko troszkę, tylko kawałek przejadą. Poza tym są zmęczeni żniwami (mają prawo!), więc nie chce im się po prostu zdejmować headera. Jadą więc z nim na drogę, gdzie ruch niemały, bo to i wyjazdy wakacyjne, i standardowy transport się odbywa. Jadąc w ten sposób rolnik znowu ma prawo, ale w… Wiecie, gdzie ;-)
Owszem – w przypadku wspomnianego wyżej Golfa byłoby wszystko OK, gdyby kolega kierowca nie przeszarżował. Jemu się jednak najwyraźniej wydawało, że wspaniały niemiecki samochód o rewolucyjnym niemieckim zawieszeniu (sztywnym, więc sportowym) z zakrętu nie wypadnie na przeciwległy pas drogi, i to bez względu na rozwiniętą prędkość. No i się chłopiec przeliczył… Brak myślenia okupił życiem, zdaje się, że nie tylko swoim… Z drugiej strony dobrze – ewolucja zadziałała i jednostkę nieprzystosowaną do życia wyeliminowała. Bo gdyby w miejscu kombajnu drogę przekraczała matka z dzieckiem w wózku, albo przejeżdżałby przez nią wózkowicz-inwalida, to co wtedy? Zginęłyby osoby niewinne. A tak – kara została winnemu wymierzona błyskawicznie.
Czy można uniknąć wypadków drogowych związanych z maszynami rolniczymi? Na pewno nie, ale można je ograniczyć. Póki co mamy jeszcze lato, ale szkolna dziatwa już czuje nadciągającą jesień – początek kolejnego roku nauki tuż tuż. Skończą się więc żniwa i kombajny znikną z przemierzanych przez nas dróg, ale za jakiś czas rozpocznie się kampania buraczana. I nie chodzi mi o transport nośników cukru – to można przeboleć. Wspomniana jednakże jesień wiąże się z niekorzystnymi dla kierowców warunkami. Wcześniej robi się ciemno, deszcze pojawiają się częściej, na drogi opadają liście z przydrożnych drzew. Piękna polska jesień znowu zbierze żniwo w postaci rannych i zabitych. A co do tego mają buraki?
Już wyjaśniam! Buraki rosną na polach. Nie przetwarza się ich jednak na cukier i wysłodki w miejscu narodzenia, lecz zwozi – zwykle najpierw do składów buraczanych, a stamtąd dopiero do cukrowni. I o tą pierwszą podróż mi chodzi. Wozy i furmanki, ciągnięte zwykle przez traktory, wyjeżdżają z pól na drogi, przy okazji nanosząc na asfalt błoto. Błoto, bo ziemia przecież moknie podczas deszczy – jakże licznych o tej porze roku. A pewnie niejeden z Was doskonale wie, jak takie błoto na asfalcie potrafi spowodować uślizg kół!
Mnóstwo takiego błota znajduje się na jezdniach. Nie tylko lokalnych, ale i krajowych. Powoduje to realne zagrożenie dla szybszych, niż kierowcy ciągników, użytkowników dróg. Wszak błoto owo potrafi być przez taki transport rozwleczone na długości nawet kilkunastu metrów! A wtedy o poślizg nietrudno. Sytuacje ograniczonej widoczności, zmiennych i zwykle niekorzystnych warunków atmosferycznych, nieoświetlonych rowerzystów i furmanek, pijanych (ze szczęścia, że żyjemy w takim pięknym kraju) rodaków pogarsza więc jeszcze błoto nanoszone z pól.
Czy da się temu jakoś zaradzić? Zapewne tak. Tylko z pewnością w Polsce jest to niewykonalne. U nas nic mądrego nie da się przeforsować na szczeblu ogólnokrajowym. Wiecie, jak kwestie opisywanego wyżej błota są rozwiązane w takiej na przykład Austrii? Tam zjazdy na pola są… wyasfaltowane. Kilka dosłownie metrów, czasem kilkanaście (może zależy to od rodzaju gleby?) od szosy – w pole odchodzi kawałek asfaltu. W ten sposób rolnik wyjeżdżający siłą rzeczy ubrudzonym ciągnikiem z podobnie ubrudzoną przyczepą, czy maszyną – gubi to błoto na dojeździe do szosy. Zwykle te kilka metrów wystarczy, żeby największe kawały błota odpadły i nie brudziły ogólnodostępnej jezdni. Proste? Owszem. Drogie? Nie sądzę. Ale trzeba pomyśleć, a u nas są z tym przejściowe problemy…
Kończą się wakacje, dni stają się coraz krótsze, za niespełna miesiąc zamienimy lato na jesień. Uważajcie, drodzy kierowcy samochodów francuskich. My przecież mamy nawet nieco gorzej w tej sytuacji. Komfortowe zawieszenia izolują nas od wielu nierówności na drogach i nie każde błoto wyczujemy. A do radykalnego zmniejszenia przyczepności nie potrzeba go dużo. Nie dajcie więc w sobie uśpić czujności!
Życząc Wam jak najmniej komplikacji na drodze, nie tylko tych związanych z pracami polowymi
pozdrawiam serdecznie.Krzysiek Gregorczyk
Najnowsze komentarze