Tu mam problem. Jak wybrać dziesięć samochodów z dużej ilości, gdy tak naprawdę chciałbym mieć każdy z nich, jakie tylko kiedykolwiek pojawiły się na drogach? Łącznie z konceptami. I gdy mamy trzy do dziś działające marki (główne), bo o DS nie piszę, to któraś z nich będzie musiała być wyróżniona. A w dziesiątce tych, które bym chciał mieć, nie załapałby się żaden model Simki, Facel Vega, czy nawet Panharda.
Oto więc moja dziesiątka. Z krótkim uzasadnieniem przy każdym z wybrańców.
Citroën 2CV – to auto podobało mi się “od zawsze”. Jest niebanalne stylistycznie, nietuzinkowe technicznie, buja się konkretnie, a do tego ma tak wspaniały pyszczek, że wygląda, jak coś najsympatyczniejszego, co stworzył człowiek. Ma, moim zdaniem, tyle uroku, że obdzieliłby nim z powodzeniem całą niemiecką motoryzację i jeszcze by mu dużo zostało ;-)
Citroën DS – legenda, bogini, samochód tak odlotowy, ze nawet dziś zmusza do odwrócenia za nim głowy, a co dopiero mówić o szoku, jaki wywołał w momencie swojego debiutu przed niemal sześćdziesięcioma laty. Auto technicznie tak zaawansowane, że świat nie był na nie gotowy, ale i tak sprzedano blisko 1,5 miliona egzemplarzy. Moim zdaniem szczyt komfortu w motoryzacji.
Citroën CX – następca bogini, kolejna legenda o niesamowitym komforcie zawieszenia i nowatorskich rozwiązaniach, zwłaszcza w dziedzinie ergonomii. Wspaniałe auto, o którym marzę od lat, najchętniej w przedłużanej wersji Prestige z podnóżkami dla pasażerów siedzących na kanapie.
Citroën C6 – z zewnątrz stylistycznie nawiązujący do CX we wnętrzu nie był już tak nowatorski, ale parę ciekawych rozwiązań się pojawiło, choćby Head-Up Display, czyli wyświetlanie niektórych wskazań na przedniej szybie, po raz pierwszy w samochodzie francuskim. Cudowna tylna część nadwozia i bardzo wysoki komfort jazdy, a do tego unikatowość modelu – sprzedano niewiele ponad 23 tysiące egzemplarzy.
Peugeot 205 GTi – wspaniały francuski hot hatch. Autko miejskie z mocnym silnikiem, które szybko przeszło do legendy. Dostępne za rozsądne pieniądze, w miarę proste w prowadzeniu, nie chciało odgryzać łba każdemu kierowcy, a przy tym tak cudownie niepozorne, że trudno sobie odmówić uśmiechu na twarzy na widok rozdziawionych paszcz wyprzedzanych kierowców ;-)
Peugeot 604 – to samochód w zasadzie nie wyróżniający się niczym szczególnym. Powstało niewiele ponad 153 tysiące sztuk, co na 10-letnią produkcję może się wydawać niewielkim osiągnięciem, ale też pamiętajmy, że debiutował tuż po kryzysie energetycznym lat 70. XX wieku, a i konserwatywną stylistyką nie zdobył sobie wielkiej estymy. Z pewnych powodów natury, dajmy na to osobistej, bardzo chciałbym taki samochód posiadać. I użytkować.
Peugeot 807 – jedyne auto w dzisiejszym Top 10, które mam :-) I pewnie właśnie dlatego się tu znalazło. Bo jest przestronne, odpowiednie dla mnie, ma sześciocylindrowy widlasty silnik benzynowy, który pozwala nim przyjemnie jeździć, a do tego w posiadanej przeze mnie wersji Pullmann zachwyca bogatym wyposażeniem i sześcioma odrębnymi fotelami, dzięki którym wszyscy podróżują w naprawdę dobrych warunkach.
Renault Floride – moje uwielbienie dla kabrioletów przejawia się w obecności Floride na tej liście, oczywiście w wersji ze zdejmowanym dachem. Ten samochód wyglądał rewelacyjnie, nie wiem więc, czemu kupowali go Amerykanie ;-) Lekkość stylu i niewielka masa (ok. 770 kg) pozwalały cieszyć się jazdą nawet z jedynie 50-konnym silnikiem 1.1! Nie był to demon prędkości, ani – tym bardziej – przyspieszenia, nie rzucał na kolana spalaniem, ale za to wyglądał, jak milion dolarów i Marilyn Monroe razem wzięte.
Renault 5 Turbo – to oczywiście za wariacki charakter tego samochodu, który przy masie własnej poniżej tony dysponował – w podstawowej wersji – mocą 162 KM, a były odmiany nawet przeszło dwukrotnie mocniejsze. Chciałbym go mieć, ale nie wiem, czy jeździłbym nim bardzo szybko, bo to samochód, który tylko czeka, żeby oderwać kierowcy najpierw kończyny, potem pokonać kolejny zakręt, i na koniec zdekapitować. Ale cóż to by była za śmierć!
Renault Avantime – kolejny samochód, których wyprodukowano niewiele, bo był najwyraźniej zbyt nowatorki i świat jeszcze do niego nie dorósł. Na drogi wyjechało niewiele ponad 8.500 egzemplarzy, a samochód zachwyca wieloma elementami – ma wspaniałe fotele ze zintegrowanymi pasami, trzydrzwiowe nadwozie przy sylwetce minivana i… rewelacyjny mechanizm otwierania drzwi. Wygląda, jak z kosmosu i rzuca się w oczy, jak gaz pieprzowy. Jest po prostu obłędny, jeszcze bardziej, niż Vel Satis, nad którego umieszczeniem na tej liście też się mocno zastanawiałem.
10 samochodów francuskich, jakie chciałbym mieć
KG; zdjęcia: archiwum
Najnowsze komentarze