Dziś, na weekend, proponujemy Wam lekturę przemyśleń luźnych, acz związanych oczywiście z motoryzacją, choć nie tylko francuską. Czym różnią się samochody francuskie od niemieckich? Czym różnią się ich kierowcy? Czy zgadzacie się z autorem niniejszego artykułu? Zapraszamy do komentowania i dzielenia się własnymi doświadczeniami.
Od jakiegoś czasu widywałem w telewizorze pewną reklamę, ale że dotyczyła ona Opla, więc specjalnie nie zwracałem na nią uwagi. Zastanowiło mnie wówczas tylko to, z czego oni robią takie przysłowiowe aj waj – przecież panoramiczną szybę z przesuwanymi wzdłużnie osłonami przeciwsłonecznymi wymyślił Citroën na potrzeby obu wersji C4 Picasso. No ale mniejsza o to. Wczoraj jakoś popatrzyłem na ową reklamę inaczej. Nie oznacza to oczywiście, że zamierzam kupić Opla ;-) ale chciałbym zwrócić Waszą uwagę na podejście tej niemieckiej firmy do kwestii bezpieczeństwa.
Zanim jednak się ponabijam z Opla – krótkie streszczenie przedmiotowej reklamy. Otóż jedzie sobie facet jakąś drogą. W pewnym momencie się zatrzymuje, wysiada z Astry (myślałem, że odpocząć po trudach podróży ;-) ), podchodzi parę kroków do przodu i wyciągając ręce do góry podbija górną krawędź obrazu. A ta jest nisko, bo film kręcony jest w konwencji dawnych filmów szerokoekranowych. Młodzi mogą nie wiedzieć, o co chodzi, bo wychowali się na kinach domowych i telewizorach 16:9, ale nieco starci nasi Czytelnicy z pewnością pamiętają, że były czasy, gdy za „szeroki ekran” płaciło się w kinach więcej, niż za standardowy…
Tak, czy inaczej – po paru próbach górna krawędź obrazu unosi się do fizycznej krawędzi ekranu. Ciekawe, czy osłony przeciwsłoneczne w Oplu też unoszą się dopiero przy którejś tam próbie ;-) Zresztą niech unoszą się nawet przy pierwszej. Mi nie podoba się w tej reklamie coś zupełnie innego. Otóż kierowca reklamowanej Astry zatrzymuje się na drodze w miejscu, gdzie jest… podwójna linia ciągła! A miejsca jest niewiele, więc ominąć się go nie da. Czy to jest w zgodzie z przepisami? Gdybyż chociaż zjechał na pobocze. Ale gdzie tam – on się zatrzymał tam, gdzie mu pasowało. Szkoda, że Opel reklamując swoje samochody olewa zasady bezpieczeństwa i przepisy ruchu drogowego…
Potem to się najwyraźniej przekłada na sytuacje drogowe w Polsce. Nie dalej, jak wczoraj jechałem przez pewne osiedle w moim mieście. Przede mną na skrzyżowaniu stał Opel Omega – skądinąd dość ciekawe auto. Wyjechał z podporządkowanej i… zatrzymał się na skrzyżowaniu. Nie – nie zepsuł się (przecież niemieckie się nie psują… ;-) ) – po prostu młodzieniec prowadzący Omegę zauważył na chodniku jakiegoś kolegę, zatrzymał się więc, żeby przez otwarte okno z nim porozmawiać. Na środku niedużego, ale dość ruchliwego skrzyżowania!
Rzadko trąbię na innych kierowców, ale wczoraj nie zdzierżyłem – użyłem klaksonu i wymownie popukałem się w głowę, bo debilizmu nabytego po prostu nie znoszę! Nie jestem jednak przekonany, czy koleś w Omedze i jego plastikowa panienka w ogóle zaczaili, o co mi chodziło – wyglądali na zdziwionych, czego ja od nich chcę. Cóż – pewnie wychowali się na reklamach Opla puszczanych w telewizorze 16:9 kupionym – jak i Omega – za pieniądze tatusia, który zadbał o dobra materialne, ale o podstawy wychowania i poszanowania dla przepisów – już niestety nie :-(
Od paru lat jeżdżę już stosunkowo niewiele, ale przez wiele lat pokonywałem miesięcznie średnio 4-5 tys. km. Mimo znacznie mniejszej teraz liczby przejeżdżanych kilometrów wciąż widuję mnóstwo kierowców (zwykle w Volkswagenach), którzy nagminnie nie używają kierunkowskazów. Podejrzewałem niecną praktykę niemieckiego koncernu o brak montowania odpowiednich świateł, albo chociaż żarówek, bo przecież VW słynie z tego, że za wszystko trzeba w jego autach dopłacać, ale przecież bez działających kierunkowskazów te samochody nie zdobyłyby homologacji! No, chyba, że seryjne egzemplarze nie są w pełni zgodne z homologowanymi modelami…
A może problem – jak w przypadku opisywanego zdarzenia z Omegą – leży w brakach kultury, wychowania, obycia właścicieli Volkswagenów? Może są nimi ludzie bezmyślni, a może tylko przeświadczeni o swojej wyjątkowości (nawet nazwa marki to podkreśla – „samochód ludowy”…) po prostu uważają innych użytkowników dróg za gorszych i niewartych uwagi, więc nie używają kierunkowskazów, by tym maluczkim życia nie ułatwiać?
Citroëny, Peugeoty, czy Renault mają zazwyczaj dobre wyposażenie już w standardzie. Co więcej – kierowcy tych aut zwykle korzystają z wbudowanych udogodnień – sygnalizują zamiar skrętu, używają głowy do myślenia po prostu. No ale to może wynikać z komfortu zawieszeń we francuskich samochodach. Na twardym głowa skacze, móżdżek niewielki się obija od wewnątrz o czaszkę, puchnie i traci swoje właściwości – może to jest wytłumaczeniem nieracjonalnych (i niezdrowych) zachowań niejednego kierowcy w samochodach niemieckich?
We wszystkich czterech swoich Citroënach miałem kierunkowskazy, miałem wiele innych udogodnień. Co więcej – korzystałem z nich, bo zawsze były sprawne. Może jednak kierowcy i właściciele samochodów niemieckich nie mogą korzystać z przykładowych „kierunków”, bo te drobne, acz potrzebne elementy mają po prostu zepsute? Eee – nie wierzę. Przecież stary mit głosi, że niemieckie się nie psują. Właśnie – mit…
Krzysztof Gregorczyk
Najnowsze komentarze