Carlos Tavares, szef koncernu Stellantis, po raz kolejny zrzuca winę za niepowodzenia przemysłu motoryzacyjnego na czynniki zewnętrzne. Francuski magazyn Autos Infos przeanalizował agresywną retorykę Tavaresa – poniżej przytaczamy obszerne fragmenty tego materiału:
„Retoryka jest szyta grubymi nićmi, ale chyba działa. Pomimo wewnętrznych i zewnętrznych trudności swojej firmy, związanych zarówno ze zmianą kierownictwa, jak i złymi relacjami z sieciami dystrybutorów oraz potężnymi problemami logistycznymi, szef Stellantis nadal pokazuje dobre wyniki finansowe. Jednak owe dobre wyniki wynikają głównie z nadrabiania zaległości w dostawach samochodów zamówionych, ale niedostarczonych w ciągu ostatniego roku z powodu kryzysu półprzewodników.
Chiny: kozioł ofiarny, który wyjaśnia wszystko?
Carlos Tavares nie byłby sobą, gdyby odmówił sobie swojego ulubionego kozła ofiarnego: chińskich producenta samochodów. Mówienie, że wszystkie bolączki europejskich producentów, w tym Stellantis, wynikają z Chin podsyca europejskie nacjonalistyczne poczucie ochrony rynku, jednocześnie umożliwiając wyjaśnienie niemal wszystkiego, w tym własnych słabości.
Właśnie wczoraj, przy mikrofonie France Inter i podczas dyskusji przy okrągłym stole ze starannie dobranymi dziennikarzami, Carlos Tavares użył odpowiedniego słownictwa, aby potwierdzić prawdy, które powinny zostać zweryfikowane w późniejszym terminie […] Podsumowując to wypowiedzi , słowo „brutalność” jest często używane do opisania „inwazji chińskiej konkurencji na rynek samochodów elektrycznych na Starym Kontynencie”. Jeszcze kilka słów: „ekstremalna brutalność”, „walka”, „ofensywa”… i tak dalej. Aby uzasadnić rzeczywiste trudności Stellantis z samochodami elektrycznymi, dyrektor generalny dodał po prostu: „Musimy przetrawić 40% dodatkowych kosztów z powodu elektryfikacji. Elektryfikacji narzuconej przez Brukselę”, powiedział szef Stellantis.
Tavares tnie koszty a potem narzeka że nie jest konkurencyjny?
A jaka jest prawda? Rzeczywiście… brutalna: Stellantis nie inwestował i pozostał w tyle na rynku samochodów elektrycznych, oferując jedynie modele oparte na platformie wieloenergetycznej, a nie w pełni elektrycznej, w przeciwieństwie do Renault i Volkswagena. Dzięki mniej wydajnym i droższym modelom producentowi bardzo trudno jest pozostać konkurencyjnym na rynku samochodów elektrycznych, który w Europie przekroczył 15%. Miną kolejne dwa lata, zanim pierwsze modele o zasięgu 700 km, oparte na w pełni elektrycznej platformie STLA firmy Stellantis, trafią do sprzedaży.
Bruksela winna sukcesu, al… Tesli?
Bruksela jest idealnym winowajcą, aby wyjaśnić tę ofensywę chińskich marek. Jednak nawet w 2022 r. wiodącym na świecie producentem samochodów elektrycznych jest Amerykanin, a jest nim Tesla! To główny konkurent Stellantis na rynku samochodów elektrycznych. I jest to producent amerykański, a nie chiński! […]
Podwykonawcy zarobiliby wystarczająco dużo pieniędzy w ciągu ostatnich 30 lat!?
Na koniec Tavares w arogancki sposób twierdzi, że podwykonawcy i dostawcy również są winni, choć nie jest jasne, którzy z nich są celem ataku. Podwykonawcom Stellantis, którzy mogą narzekać, że nie są kojarzeni z dobrymi wynikami firmy, Carlos Tavares odpowiada po prostu: „Nasi dostawcy w dużej mierze korzystali z tych dobrych wyników w ciągu ostatnich 25 lub 30 lat! Wchodzimy w trudny okres dla nas wszystkich: absorpcja kosztów elektryfikacji oznacza nadwyżkę w wysokości około 40%”
Artykuł pochodzi z magazynu Autos-Infos.
Najnowsze komentarze