Wszystkie samochody elektryczne są dobre, ale te z Unii Europejskiej są lepsze – mogłoby brzmieć zdanie pierwszego paragrafu nowej ustawy o elektromobilności. Co prawda do miliona aut elektrycznych w Polsce nam bardzo daleko, obietnice rządu pozostają bowiem w sferze bajek a Izera nie wypuszcza nic i zapowiada się, że już nigdy nie stworzy żadnego auta. Jednak brak sukcesów polskiej elektromobilności nie przeszkadza w walce z nią, którą ogłosiła właśnie Bruksela.
Oto dowiadujemy się, że producenci samochodów z Europy wylobbowali podjęcie zdecydowanych działań z importem chińskich aut. Trochę to pachnie schizofrenią, bowiem najpierw słyszeliśmy że trzeba walczyć o czyste powietrze i bezemisyjny transport a teraz nagle jest zmiana koncepcji: też walczymy, ale narzędzia do tej walki muszą pochodzić z Europy. To nie jest jeszcze prawo, tylko przyglądanie się, ale w języku dyplomacii – zakłamanym i pełnym niedomówień – oznacza wprost zakaz importu.
Konsekwencje owej walki z elektromobilnością będą na końcu niekorzystne dla nas, klientów. Najpierw doprowadzono bowiem do gwałtownego wzrostu cen nowych aut, teraz chce się zablokować rynek dla tańszych samochodów z Chin, na końcu zapłaci za to kto? Klient, czyli my. Nie ma znaczenia w jakim modelu będą oferowane samochody – czy będziemy je kupować za gotówkę, czy na kredyt, czy w leasingu czy najmie a może na minuty – będzie drożej!
Zobacz: testy nowych i używanych samochodów
Jak widać głupota i krótkowzroczność polityków nie jest tylko domeną Polski, co jednak wcale mnie nie pociesza. Patrzę z przerażeniem na rosnące ceny aut w salonach. Dokąd to wszystko zmierza?
Nie idźmy drogą zakazów i nakazów a rozsądku. Dość już pompowania wymogów bezpieczeństwa i ekologii bez oglądania się na koszty. Czas wrócić do podstaw.
Najnowsze komentarze