Citroën C3 Aircross otrzymał swojego klona. Nazywa się Opel Frontera i do złudzenia przypomina starszego brata, szczególnie jeśli oba samochody ustawiamy obok siebie – na razie możemy to zrobić wirtualnie, na zdjęciu. Jak widać na powyższej ilustracji oba modele są identyczne, różniąc się jedynie detalami w rodzaju zderzaka, relingów czy kształtu tylnej klapy.
W momencie gdy powstawał koncern Stellantis a Carlos Tavares zapowiadał unifikację platform i modeli, wiele osób zastanawiało się nad sensem utrzymywania poszczególnych marek. Patrząc na Citroëna C3 Aircross stojącego obok Opla Frontery można powiedzieć, że te obawy są nieco uzasadnione. Bo czym realnie będą się różnić oba auta? Citroën będzie bardziej komfortowy, Opel mniej. Pod maską to samo, poziom wyposażenia podobny, fabryka ta sama.
To może zamiast produkować Citroëna i Opla zrobić po prostu inne nazewnictwo – niech to będzie Stellantis 3 Aircross i już. Przy konfigurowaniu niech będzie opcja komfort, bo przecież nie wszyscy to lubią, zamiast logo Citroëna czy Opla wstawmy S jak Superman. Dla koncernu same zalety – taniej, prościej, szybciej, nie trzeba nic mówić o historii ani martwić się o jakieś dziedzictwo marki. S to S. Ewentualnie na cześć pierwszego oszczędzacza i wielkiego tnącego koszty, jakiś model nazwie się Carlos.
Zobacz: Wiadomości motoryzacyjne. Codziennie, aktualne, ciekawe
Wracając jednak do biznesu – tworzenie podobnych aut nie jest niczym nowym ani dziwnym. Dziwne jednak będzie ich wystawianie w tym samym miejscu, w tym samym salonie. Przecież Stellantis ma swoje wielomarkowe punkty sprzedaży zbudowane tak, że Citroën i Opel dzielą tą samą przestrzeń, co najwyżej stoi tam jakaś ścianka. Gdzie jakieś wyróżnienie modelu? Gdzie wartość dodana dla klienta? Gdzie emocje, które towarzyszą markom samochodowym i motoryzacji w ogóle?
Zobacz: Testy nowych i używanych samochodów. pomiary, spalanie, opinie
W mojej ocenie to zabijanie motoryzacji i jej unifikacja jest receptą na dalszy spadek sprzedaży, z którym Stellantis ma ostatnio wiele problemów. Tak daleko idące oszczędności jak wykorzystanie tego samego nadwozia, w którym zmienia się zderzak, klapę i pas przedni, jest jednak przesadą. I trudno mi uwierzyć w to, że rynek zaakceptuje podejście Tavaresa. Kanibalizacja w grupie raczej wzrośnie niż zmaleje a na końcu kolejny dyrektor zarządzający Stellantis dojdzie do wniosku, że pomysł zrobienia samochodów S zamiast wielu marek jest genialny, bo oszczędzi się kolejne euro na logo i promocji.
Nie ten kierunek, naprawdę nie ten kierunek… W pogoni za oszczędnościami i zyskami Tavares stracił moim zdaniem z oczu klientów oraz ich potrzeby i widać to coraz bardziej.
Najnowsze komentarze