Naszła mnie taka refleksja, że kiedy człowiek bardzo mocno siedzi we francuskiej motoryzacji, nie wychyla nosa zza swojej kolekcji youngtimerów, takich jak Citroën Xantia czy Renaut Vel Satis, kiedy ciągle pojawiają się nowe auta testowe, to nie docenia, jak bardzo francuskie samochody różnią się na plus od niemieckiej czy japońskiej konkurencji pod względem designu. To oczywiście wizja subiektywna, nacechowana osobistym odbiorem poszczególnych marek.
Mając trochę czasu w sobotę wybrałem się na serię wizyt w salonach różnych marek. Zacząłem francuskich, obejrzałem sobie Citroëna, Peugeota i DS. Potem był salon Renault i Dacii. Te wszystkie samochody w redakcji dobrze znamy, ale spędziłem przyjemnie czas rozmawiając ze sprzedawcami, oglądając różne wersje zgromadzone w jednym miejscu, dyskutując przyszłe premiery. W każdym z salonów obsługa na duży plus.
Zresztą nie inaczej było choćby w Volkswagenie, do któreg poszedłem później. Podobnie jak w salonach francuskich przywitano mnie przyjaźnie, zapytano czy w czymś nie pomóc a gdy odpowiedziałem, że po prostu się przejdę i zobaczę samochody, dano przestrzeń do takiego zwiedzania. I o ile do obsługi nie mam żadnych zastrzeżeń, to już po chwili stwierdziłem, że taka wizyta to doskonały pomysł, aby przypomnieć sobie, dlaczego wolę samochody francuskie. Niemiecki design jest taki ciężki. Poza Volkswagenem Arteonem, który stał sobie w tym salonie, nie było ani jednego modelu, który miałby w sobie coś pod kątem wyglądu. Cały ten niemiecki design jest taki jakiś przyciężki, bez polotu. Albo czegoś w nadwoziu jest za dużo, albo jest zbyt proste, albo w ogóle do siebie nie pasuje. Te same nudne wnętrza, ten sam brak jakiejś wizji. No nie, Volkswagen to zdecydowanie jest moja bajka.
Podobnie skończyła się wizyta w Audi. Owszem, takie Audi A8 jest niewątpliwie luksusowe, wykończone bardzo dobrej jakości materiałami, ale większość tych samochodów kojarzyła mi się z wyglądu ze Skodą, prostą, wręcz prymitywną. To oczywiście kwestia gustu, ale serio nie wiem jak można coś takiego kupować, mając zresztą w pamięci aferę dieselgate, która obnażyła niemieckie oszustwo. Stałem w tym salonie Audi i myślami wracałem do DS Automobiles, gdzie byłem przed chwilą – moim zdaniem designem i poczuciem estetyki DS 9 bije na głowę Audi A6 a DS 7 to wyrafinowanie i poezja przy takim Audi Q3. I na zewnątrz i w środku.
Jeszcze gorzej wypadła Toyota i Lexus. Volkswagen i Audi miały jakąś tam swoją linię stylistyczną, ale japoński design a właściwie jego brak porażają i odrzucają. Tutaj lepsza jest nawet budżetowa jakby nie było Dacia. Niektóre samochody Japończyków zdają się opowiadać taką oto historię: spotkało się kilkunastu inżynierów, każdy przyniósł jakiś system lub element, wszystko jakoś polepili i włożyli do samochodu, co estetę musi po prostu odpychać. Mam wrażenie, że wiele modeli Lexusa i Toyoty to taki antysamochód – nie tyle brzydki, co jakby posklejany z różnych, nie pasujących do siebie fragmentów. Nadkola RAV4, za duże i mające dziwny kształt, odstające ekrany, jakby nie wpasowane na swoje miejsce, dziwne przełączniki wystające jak czółki jakiegoś obrzydliwego owada znad zegarów – nie, nie i jeszcze raz nie! Koszmar i chaos. Jakby zapomniano o ludziach a pracowały tu bezduszne i źle zaprogramowane roboty. Lexus zaskoczył mnie też negatywnie jakością wykończenia – odstający i mocno uginający się boczek drzwi w modelu NX wystawiał jak najgorsze świadectwo kontroli jakości.
Po tych swojego rodzaju torturach powrót do wygodnego, pięknego świata motoryzacji francuskiej był prawdziwym ukojeniem.
Najnowsze komentarze