Wczoraj na zaproszenie jednej z firm (spoza branży motoryzacyjnej) pojechałem do pewnego klubu, by wraz z innymi tzw. „dobrymi klientami” oglądać mecz Polska-Niemcy. Do pokonania miałem kilkadziesiąt kilometrów w jedną stronę, więc byłem jednym z nielicznych, którzy na trzeźwo przyglądali się rozpaczliwej walce naszych o… Nie wiem, o co ;-) Bo nawet nie o utrzymanie remisu. Ale ja tu nie o samym meczu chciałem…
Podczas pokonywania tych kilkudziesięciu kilometrów, w drodze na mecz, mijałem mnóstwo samochodów. Z poprzyczepianymi do nich na najprzeróżniejsze sposoby flagami, z szalikami owiniętymi wokół szyi pasażerów o wymalowanych twarzach. Narodowa przedmeczowa euforia. I fajnie. Są jednak sprawy, wokół których Polacy potrafią się zjednoczyć. Nawet Łukasz Podolski wziął sobie to do serca strzelając dwie bramki… A nie, to chyba nienajlepszy przykład ;-)
W każdym bądź razie wraz z ową euforią wielu rodaków poczuło przypływ adrenaliny, a ta, jak wiadomo, powoduje wiele różnych zachowań, nie zawsze racjonalnych. I część z tych kibiców, którzy jechali na oglądanie meczu samochodami, zapominało o ograniczeniach prędkości. Żebyśmy się dobrze zrozumieli – jestem wielkim wrogiem stawiania znaków ograniczających szybkość z częstotliwością stu na kilometr. Prędkość, to jedyne, za co w życiu płaciłem mandaty, z czego wynika, że jest to prawo łamane przeze mnie stosunkowo najczęściej. Gdybym nie przekraczał prędkości, to niemal nigdy bym nigdzie nie dojechał. Ale po pierwsze – przekraczam ją zwykle w stosunkowo niewielkim stopniu, a po drugie – jeśli ograniczenie naprawdę wymusza spokojną jazdę, to tak właśnie jadę.
W Polsce zresztą coraz trudniej przekroczyć dopuszczalną prędkość bez ponoszenia z tego tytułu konsekwencji. Jak nie policjanci z suszarką w krzakach, to fotoradar, jak nie fotoradar, to videorejestrator w cywilnym radiowozie. Ciężko jest szaleć po ciągle nierównych i zniszczonych polskich drogach, bo zaraz znajdzie się jakiś Wielki Brat, który ostudzi nasze zapędy. I wczoraj taką akcję widziałem.
Wyprzedził mnie i kilka innych samochodów jakiś niemiecki kabriolet, mniejsza o markę. W środku trzech fanów fryzjerstwa (pewnie zakłady usługowe tej branży odwiedzają co tydzień, ewentualnie nabyli maszynkę – jedną? – i sami golą się przy najkrótszej długości sierści), z czego co najmniej jeden ignorujący pasy bezpieczeństwa. Nie boli mnie, że mnie ktoś wyprzedza, nie mam jakichś kompleksów, czy chorych ambicji. Niemniej jednak ten manewr został wykonany dość brawurowo (acz nie jakoś wyjątkowo niebezpiecznie) i z dużo za dużą prędkością. A chwilę wcześniej wymijałem się z nieoznakowanym radiowozem… Po kilkudziesięciu sekundach we wstecznym lusterku zobaczyłem ów samochód, ceglaste Mondeo… Chłopaków najwyraźniej zirytował kabriolet i postanowili sprawdzić, kto nim jedzie i dokąd się tak spieszy.
Po jakichś 10 km spokojnej jazdy spotkałem oba auta stojące na poboczu. Mondeo okazało się szybsze ;-) Nie wiem, jaki był wymiar kary, ale pewnie bardziej dotkliwy, niż dwie godziny później w Klagenfurcie ;-))) I cieszy mnie to. Wiecie, dlaczego? Bo trzeba wiedzieć, kiedy można sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa. Niekoniecznie warto to robić w dniu, gdy wielu rodaków podróżuje w podnieceniu przed czekającym nas meczem narodowej reprezentacji, gdy ruch na drodze krajowej jest spory, a już na pewno nie powinno się tego robić, gdy ma się głowę pozbawioną włosów, a i pewnie czegoś jeszcze, za to dużo mocy pod maską. Tę moc trzeba bowiem jeszcze umieć opanować…
A wiecie, co mi się spodobało najbardziej? Że policjanci, to też patriotyczni kibice. Na oparciach przednich foteli mieli rozpostarty jakiś transparent, czy inną „kibicowską” flagę. Pięknie musieli tym prowokować do wyścigów ;-) Prowokacja, czy rzeczywiście chęć pomocy „naszym”? Pomysłowe!
I tylko jeden aspekt całej akcji jest „in minus”. Piłkarze przegrali (co było do przewidzenia), za to tuż przed rozpoczęciem spotkania w Klagenfurcie Robert Kubica triumfował w Montrealu. Po raz pierwszy nasz hymn zagrano na zawodach Formuły 1. Wielkie święto. Tylko jak tu wychować następców Kubicy, skoro na każdym kroku potencjalnych „miszczów” łapie policja?… Wszak oni też zwykle jeżdżą niemieckimi samochodami. To wprawdzie nie są konstrukcje BMW-Sauber, ale jaka to różnica – Kubica też zaczynał od innych aut…
Krzysiek Gregorczyk
Najnowsze komentarze