W pierwszej dziesiątce najchętniej wybieranych przez klientów marek samochodów nowych są tylko dwie francuskie – Renault i Peugeot. Citroën jest w drugiej dziesiątce, choć jeszcze nie tak dawno znajdował się w pierwszej. Dlaczego tak jest?
Jak wspomniałem na wstępie – wiara w mity jest w naszym kraju mocno rozpowszechniona. Kuzyn kolegi powiedział, że wujek jego szwagra miał awarię francuskiego samochodu (tu: wstawić markę). Albo mu się samochód spalił. Nieważne jaki, ale skoro się spalił, to na pewno był Peugeot 307… Albo mu się zepsuło coś, co kosztowało krocie. Jakby do innych samochodów części zamienne rozdawano za darmo.
Polacy nie potrafią też liczyć. Wolą kupować zamienniki oryginalnych części nie zważając na ich jakość – jedynym kryterium jest zwykle cena. A że część taka potrafi wytrzymać tylko znikomą część czasu, jaką zapewnia oryginał? Nieważne. I choćby per saldo koszty oryginału były nawet dwukrotnie niższe, niż suma kosztów zamienników w tym samym czasie, większość Polaków i tak wybierze część tańszą.
O regularnym serwisowaniu też wielu naszych rodaków nie słyszało – są przekonani, że pod tym pojęciem kryje się okresowe dolewanie paliwa. Wymiana oleju? Może i francuskie samochody tego oczekują, bo przecież w niemieckich nic takiego nie trzeba robić – tak sądzi nadzwyczaj wielu użytkowników samochodów w naszym kraju.
Przesadzam? Obawiam się, że nie. Nie patrzę bowiem przez pryzmat wielkich miast, ale staram się uwzględnić również na przykład wschodnie rubieże naszego kraju. Tutaj, to w ogóle ktoś jeżdżący francuskim samochodem sam się prosi o kłopoty – na pewno mu się zepsuje, a ogół patrzy na takiego pacjenta z mieszaniną politowania i ironii – jak można być tak głupim, żeby nie kupić superanckiego niemieckiego auta?
Szereg mitów krążących na temat samochodów francuskich jest wynikiem braku wiedzy na temat ich serwisowania. Nie tak przecież skomplikowane zawieszenie hydropneumatyczne co poniektórych Citroënów stanowi dla przeciętnego mechanika magię nie do zrozumienia, bo jak coś może się uginać, jeśli nie ma sprężyny? Po co pod podwoziem są jakieś rurki? Trzeba je wyciąć – młotek, przecinak i ognia! Przecież w szwagra Golfie tego nie ma, to i tu na pewno jest niepotrzebne.
Mnóstwo mitów, legend i przeinaczeń sprawia, że francuskie samochody nie sprzedają się w Polsce najlepiej. Do tego zwykle wyglądają inaczej, nie zlewają się z masą innych aut sunących po drogach, a wybór odmiennej stylistyki, to u nas społeczne przestępstwo niemalże równe z homoseksualizmem. Nawet Pietrek z „Rancza” wzbudził powszechną wesołość malując sobie włosy na zielono (czyżby LHM-em?). Miny prześmiewców jednakże zrzedły, gdy pokazał, ile zarobił, bazując po części na oryginalnym image’u.
Podobnie jest z samochodami. W segmencie E królują w większości nijakie stylistycznie propozycje niemieckich koncernów. Renault Vel Satis, Peugeot 607, czy Citroën C6, to wielkie rzadkości na polskich drogach. Trzeba mieć bowiem fantazję i pieniądze, choć pewnie w odwrotnej kolejności, by pozwolić sobie na właśnie taki samochód – odmienny, więc rzucający się w oczy. Kłujący co poniektórych, bo jak to może być, że „sumsiad” kupił coś takiego. Z jednej strony trzeba go wyśmiać za taką pokrakę rodem z Pana Samochodzika, z drugiej zaś podkablować do skarbówki, żeby sprawdzili, skąd miał taką kasę… Tak, czy inaczej – zazdrość zostanie wzbudzona, a w Polsce idą za tym jeszcze gorsze cechy. A to ktoś zechce sprawdzić, czy lakier spod paznokcia długo nie schodzi, a to czy blachy miękkie i pod gwoździem się ugną, a to czy opony są z dętkami, czy bez…
Co zrobić, żeby Polacy kupowali więcej francuskich samochodów? Trzeba pracować nad mentalnością narodu, kształcić go, pokazywać, że „inne” wcale nie znaczy „gorsze”. Zresztą widać już jakieś światełko w tunelu – Renault jest w czołówce marek sprowadzanych zza granicy w przypadku aut używanych. Coraz mniej boją się ludzie nawet Citroënów o regulowanym prześwicie – spotkanie dziś XM-a, czy BX-a nie jest czymś bardzo dziwnym, choć to przecież leciwe już konstrukcje, w zdecydowanej większości pochodzące z prywatnego importu. Ludzie decydują się na nie zapadając na chorobę – jak już wsiądą do takiego auta posiadanego przez kogoś znajomego, to przestają odczuwać wiele nierówności polskich dróg. Gdy w dodatku taki samochód można kupić za połowę wartości niemieckiego Panzerwagena w zbliżonej klasie i roczniku – po co wydawać kasę na coś, co nie wygląda? Bo że komfortu nie zapewnia, to oczywista oczywistość, że zacytuję klasyka ;-)
Daleko nam do Europy, oj daleko… W normalnych krajach naszego kontynentu francuskie samochody sprzedają się bardzo dobrze. Owszem – dominują niemieckie, ale też tamtejszy rynek jest największym europejskim rynkiem nowych aut. To ma przełożenie na ilość sprzedawanych pojazdów, bo przecież Niemcy, jak Polacy, kochają swoje produkty. Ale wielu Niemców docenia też auta francuskie, a nawet (w Polsce niektórzy już biją na alarm!) rumuńską Dacię. Auto tanie, proste, niczego nie udające. Tanie w zakupie, serwisie i eksploatacji. Bo takie miało być. W Polsce najważniejszy jest prestiż budowany przez posiadane auto, i nie wiedzieć czemu najwyższy jest w przypadku kilkunastoletnich niemieckich strucli. Bo chyba trudno uwierzyć w bzdurę, że niemal wszystkie importowane prywatnymi kanałami samochody z Niemiec pochodzą od emerytowanych lekarzy, księży, czy kobiet i mają – po 12 latach eksploatacji – raptem 70 tys. km, bo były używane tylko w weekendy, na dojazdy do sklepu, kościoła, czy innej szkółki niedzielnej. Nikt, kto choć raz był w Niemczech, nie uwierzy, że tak mobilny naród zupełnie się nie porusza, nie korzysta ze wspaniałej sieci autostrad i gnuśnieje w domu, jak Polacy.
Wiara jest w naszym kraju czymś niesamowitym. Wierzymy we wszystko, w co nam wygodnie, choćby to były największe bzdury. Ważne, żeby wiara była powszechna, bo jak się wierzy w coś innego, niż ogół, to już gorzej, niż brak pracy, mieszkania i posiadanie trzech teściowych naraz.
Europa jest nowocześniejsza, bardziej świadoma i nie boi się nowości. My jesteśmy zaściankiem kontynentu. W Europie nowe francuskie samochody sprzedają się naprawdę nieźle. W ubiegłym roku Renault wypracował trzecie miejsce wśród najpopularniejszych na kontynencie marek – sprzedał 1.087.712 ustępując tylko Volkswagenowi i Oplowi i jednocześnie zyskując w ujęciu rok do roku 0,4%.
Peugeot sprzedał w Europie 989.170 samochodów, co dało mu szóstą lokatę. Stracił w stosunku do wyniku z roku 2008 0,6%.
Citroën z kolei, siódmy na liście, pochwalić się może 1,5-procentowym wzrostem rok do roku dzięki sprzedaży 865.839 samochodów. To niezły wynik i dotyczy tylko samochodów osobowych!
W dziesiątce najchętniej wybieranych nowych samochodów na Starym Kontynencie na trzecim miejscu znajduje się Peugeot 207, na którego zdecydowało się 367.160 klientów. To wynik gorszy tylko od Golfa i Fiesty, których kolejne generacje trafiły na rynek właśnie w ubiegłym roku. Zyskały więc mocno. 207-ka traciła – chyba Peugeot wkrótce pomyśli o modelu 208, choć dobrze ponad 360 tys. sprzedanych 207-mek jest wciąż imponującym wynikiem. Renault Clio III, które sklasyfikowano na szóstym miejscu wśród najpopularniejszych modeli, sprzedało się w liczbie 312.925 egzemplarzy. To o ponad 14 tys. sztuk więcej, niż produkowana w Polsce (jeszcze) Panda, i ponad 20 tys. więcej, niż Volkswagen Polo. Ale zarówno Peugeot 207, jak i Renault Clio, tracą rynek, odpowiednio o 9,7% i 6,8%.
Czy w Polsce uda się zauważalnie poprawić sprzedaż samochodów francuskich? Może tak. Pomóc w tym mogą podróże – Polacy jeżdżą po Europie coraz więcej i widzą, co się tam po drogach porusza. Z czasem zaczną wybierać bardziej rozsądnie, kierując się nie tylko ceną, ale i wyposażeniem, poziomem bezpieczeństwa, a wreszcie zechcą się wyróżniać na drodze, w czym francuskie samochody na pewno mogą pomóc.
Jest tu też pole do popisu dla różnego rodzaju wspólnot zrzeszających miłośników marek, czy modeli, w tym naszego wortalu. Być może uda nam się w tym roku powrócić do zarzuconego kiedyś pomysłu Pikniku z motoryzacją francuską. Miałaby to być impreza ogólnodostępna, pozwalająca na pokazanie zalet samochodów francuskich, ale połączona z różnymi, również pozamotoryzacyjnymi atrakcjami. Jeśli uda się wszystko dopiąć, to zaprosimy Was na ów piknik pod koniec sierpnia.
KG
dane o sprzedaży samochodów w Europie zaczerpnąłem z publikacji IBRM Samar
Najnowsze komentarze