Ostatnio podjechałam na Lwowską w Warszawie do Centrum Druku Cyfrowego. Wysiadałam już z samochodu, kiedy podbiegł do mnie facet i zaczął wrzeszczeć, że na jakiś tam skrzyżowaniu wcześniej zajechałam mu drogę. Nie kojarzyłam tego faktu, ale… może zajechałam? Powiedziałam więc:
– Nie kojarzę, ale jeśli tak, to bardzo pana przepraszam.
Okazało się jednak, że to nie wystarczyło. Mężczyzna dostał niemal szału, zaczął mnie przedrzeźniać:
– „Przepraszam”, „przepraszam” i co mi z tego "przepraszam"?
– A co by pan chciał zamiast przepraszam? – spytałam.
– Żeby pani takich rzeczy nie robiła.
– Tak. Obiecuję, ze nie będę robić.
– I co mi z tych obietnic! – krzyczał facet i sam się coraz bardziej nakręcał.
– Proszę pana – zaczęłam, starając się go uspokoić – to się zdarzyło i tego nie cofniemy (choć naprawdę faktu nie kojarzę i jest zupełnie możliwe, że nie o mnie chodziło, bo jeżdżę popularnym samochodem). Powinniśmy się cieszyć, że do stłuczki nie doszło, samochody mamy całe i my jesteśmy cali.
– Pani jest nienormalna! – wykrzykiwał facet, a to już i mnie zaczynało irytować. Powiedziałam więc chcąc zakończyć dyskusję:
– Uważam, że dalsza rozmowa nie ma sensu, przeprosiłam pana, nic się nie stało, więc do widzenia.
I wtedy okazało się, że oboje idziemy w to samo miejsce. Facet wyprzedził mnie i cały krótki odcinek drogi szedł oglądając się w moim kierunku i wygadując, że przepraszam mam sobie wsadzić w dupę, powinnam się leczyć i jestem nienormalna. W tej oto miłej atmosferze doszliśmy do Centrum Druku, którego drzwi pan szybko otworzył i zatrzasnął mi przed nosem. I tak sobie myślę… a może nie trzeba było przepraszać tyko wzorem mojego jednego kumpla mówić… spier*j! Przecież na to samo by wyszło, a może krócej wszystko by trwało? Tylko chyba nie bardzo mi wypada. No i mama by się w grobie przewróciła. Ale chyba nie każdemu warto mówić przepraszam. Tylko jak poznać, komu warto?
Najnowsze komentarze