Dolo jest (a w zasadzie była) marką, która budzi kontrowersje. Był to projekt, który pojawił się parę lat po wojnie, a za jego powstaniem stało trzech nieznanych w branży motoryzacyjnej ludzi o nazwiskach Brun, Dolo i Gautier. Pokazali oni na Salonie Paryskim, prezentującym głównie sztukę (także użytkową), a kilka miesięcy później na paryskim salonie samochodowym, prototyp nazwany Dolo JB-10, który wzbudził duże zainteresowanie wśród fanów motoryzacji. Pokazano go też na salonach w Brukseli i Genewie.
Było to dwumiejscowe, mocno przeszklone auto o futurystycznych kształtach. Górna część nadwozia wykonana była z pleksiglasu i miała kształt kopuły. Stylistyka pojazdu była co najmniej dyskusyjna, ale jednego odmówić jej nie można było – w czasach powojennych, gdy producenci samochodów wciąż oferowali auta oparte o przedwojenne konstrukcje, Dolo JB-10 na pewno przykuwał wzrok!
Zgodnie z informacją podawaną przez wytwórców, JB-10 był napędzany przez chłodzony powietrzem 23-konny czterocylindrowy silnik typu bokser o pojemności skokowej 592 cm³. Współpracował on z czterobiegową przekładnią synchronizowaną na dwóch najwyższych przełożeniach. Napęd przekazywany był na przednie koła. Takie były informacje, ale zespołu napędowego nigdy nie pokazywano – na wszelkich prezentacjach maska była zamknięta i nie wiadomo, czy prototyp w ogóle był w stanie poruszać się o własnych siłach. Wiadomo zaś, że rozstaw osi JB-10 wynosił 200 cm, a wiele elementów samochodu wykonano z lekkich stopów.
Prezentując JB-10 Dolo informowało, że projektuje też większy model o nazwie JB-20. Miał być większy od dwuosobowego JB-10 – w jego wnętrzu miało się zmieścić cztery osoby, a rozstaw osi wynosić miał 278 cm. Stylistyka obu modeli była bardzo zbliżona – JB-20 również miał mieć pleksiglasową kopułę w górnej części nadwozia. Do jego napędu miał służyć aż ośmiocylindrowy silnik, ale jego pojemność skokowa miała być niewielka – zaledwie 1.184 cm³, co przekładało się na zaledwie 148 cm³ na cylinder. To też miał być bokser i też miał być chłodzony powietrzem. Moc maksymalna miała sięgać 44 KM.
Spotkałem się ze stwierdzeniem, że realnie silnik z JB-20 to jakby dwa połączone silniki z JB-10 – pojemność skokowa większego stanowi dwukrotność pojemności mniejszego, podobnie jest z liczbą cylindrów, a i moc maksymalna jest niemal dwukrotnie większa.
Inne źródło mówiło z kolei o silnikach o pojemności odpowiednio 571 cm³ i 1.142 cm³, co jednak również wpisywałoby się idealnie w tezę o połączeniu dwóch jednostek mniejszych, by powstała jedna większa.
Choć Dolo JB-10 wzbudził duże zainteresowanie, samochód nigdy nie trafił do seryjnej produkcji. Owszem, nawet w trudnej powojennej rzeczywistości znaleźli się chętni do zakupu takiego pojazdu. Ba – wpłacali zaliczki! I tu właśnie pojawiają się wspomniane na początku kontrowersje, przy czym jest to z mojej strony pewien eufemizm…
Otóż okazuje się bowiem, że chętnych było całkiem sporo. Dolo oczekiwało wpłacenia zaliczki w wysokości 25% wartości auta. W czasie, gdy pierwszeństwo w zakupie samochodów miały instytucje państwowe i firmy, chętnych na własne cztery kółka nie brakowało. Nic więc dziwnego, że ludzie te zaliczki wpłacali. Godzili się na nawet dwu-trzyletnie oczekiwanie na zadatkowany pojazd!
Były to czasy, kiedy w zasadzie nie było prasy motoryzacyjnej, nie było instytucji, które mogłyby prześwietlić producenta i ostrzec potencjalnych klientów. A ci – zaślepieni nowoczesną konstrukcją i szansą na własny samochód – byli niemal gotowi do walki o pierwszeństwo we wpłacaniu zaliczki.
I, jak łatwo się domyślić, Dolo okazało się oszustwem. Twórcy samochodu zniknęli z wpłaconą kasą, a jakiś czas później odnaleziono JB-10 prezentowany na targach – był prostą makietą i niczym więcej. Dziś trudno powiedzieć, ilu ludzi straciło wówczas swoje pieniądze, ale warto pamiętać i dzisiaj – coś, co wygląda nadspodziewanie dobrze jest raczej wydmuszką i zaspokojeniem marzeń, ułudą. Nie dajmy się oszukać!
Cwaniacy trafili na swój czas. Parę lat po wojnie, kiedy państwa w Europie się odbudowywały, kiedy poprawiać się zaczął status materialny wielu ludzi w społeczeństwach Starego Kontynentu, łatwo było zamydlić oczy. Najwyraźniej tak właśnie stało się z Dolo. Trochę szkoda, ale z drugiej strony stanowić to powinno przestrogę dla kolejnych pokoleń. Niestety – nie zawsze stanowi…
Zobacz inne artykuły z cyklu Nieznane, niszowe, zapomniane – poznajemy francuskie samochody
Krzysztof Gregorczyk; zdjęcia: Flickr.com oraz ClassicCarCatalogue.com
Najnowsze komentarze