Po długiej przerwie wyciągnąłem z garażu swojego Peugeota 605 V6. Uwielbiam ten samochód, ale ten postanowił sprawdzić moją cierpliwość. Przyczyna kłopotów okazała zaskakująca.
Zakup używanego, kilkudziesięcioletniego samochodu, to tylko początek – aby móc cieszyć się spokojną jazdą klasycznym autem będziemy musieli jeszcze pokonać drobne przeciwności. W niektórych przypadkach warte kilkanaście złotych elementy skutecznie unieruchomią pojazd, zmuszając właściciela do skorzystania z nie najtańszych usług pomocy drogowej.
Kierowcy starszej daty zapewne z rozrzewnieniem wspominają motoryzację z dawnych – tak zwanych lepszych lat. W owych wspomnieniach rozwiązania techniczne w kiedyś produkowanych pojazdach były nie tylko prostsze, trwalsze ale przede wszystkim ich obsługa nie sprawiała żadnych trudności. Faktycznie, w wielu kwestiach nie sposób się nie zgodzić – patrząc na współczesne modele w których prozaiczna wymiana żarówki uchodzi do rangi skomplikowanej operacji mechanicznej. Starsze samochody polegały w lwiej części na prostych mechanicznych rozwiązaniach i nieskomplikowanych przekaźnikach. Miało to swoje plusy, ma też minusy.
Po kilku dekadach od zakończenia ich produkcji sytuacja ulega jednak zmianie. O pomocy autoryzowanych serwisów w temacie rozwiązywania problemów możemy raczej zapomnieć, pracownicy którzy mogliby mieć kiedykolwiek z nimi styczność są już na zasłużonej emeryturze, zaś młodsza kadra kojarzy te modele z plakatów. Często poza niezależnymi specjalistami, entuzjastami marki są fora użytkowników oraz oczywiście inwencja własna. W sieci, przy odrobinie wytrwałości, znajdziemy cenne schematy techniczne, opisy i szereg wartościowych informacji.
Kilkadziesiąt lat użytkowania nawet w przypadku dobrze zachowanego egzemplarza w pewnym momencie może dać o sobie znać, chociażby w postaci problemów natury elektrycznej. Niewłaściwa praca przekaźnika za kilkanaście złotych faktycznie może unieruchomić samochód. Tym razem padło na mojego Peugeota 605, kończącego w tym roku trzydzieści trzy wiosny. Jak dotychczas wszelkie systemy pokładowe i mechanika funkcjonowały bez przeszkód – nawet wliczając w to elektrycznie wysuwaną antenę, którą dziś bardzo trudno kupić,.
Parę dni takiej bardziej wiosennej aury (widzieliście klucze ptaków? wiosna tuż tuż!) skłoniło mnie do wyjazdu z ciepłego garażu i weekendowej eskapady po okolicy. Rozruch po czterech miesiącach postoju był bezproblemowy, podobnie jak kilkadziesiąt pierwszych kilometrów. Po krótkim postoju w …aptece 605 już nie odpalił. Kontrolka sygnalizująca położenie wybieraka automatycznej skrzyni biegów uparcie twierdziła, że skrzynia pozostaje na biegu wstecznym – co uniemożliwia uruchomienie silnika. Rozsądnie, bo zabezpiecza auto przed uszkodzeniem, nierozsądnie jeśli przyczyna jest, jak się okazało, dość błacha. Ale o tym dowiedziałem się dużo później.
Z oczywistych względów także ewentualne holowanie czy przepchnięcie auta nie wchodziło w grę. W praktyce skrzynia pozostawała w położeniu parkingowym. Tego dnia – była to niedziela – jedyną opcją pozostało mi zabranie wiekowej limuzyny Peugeota do garażu. Z uwagi na niezbyt fortunne miejsce parkowania opcją dla mnie okazał się holownik – po kilkudziesięciu minutach przygotowań samochód został z sukcesem podniesiony i przygotowany do transportu.
Za namową mechanika trudniącego się na co dzień w naprawach samochodów grupy PSA zdemontowaliśmy tunel środkowy, aby dostać się do zakrytej części wybieraka przekładni i znajdującego się tam przekaźnika. Sam przekaźnik okazał się w pełni sprawny, problem rozwiązało zastosowanie kosztującego 15 złotych preparatu czyszczącego i konserwującego styki. Ponowne podłączenie przewodów i akumulatora obwieściło sukces – 605 bez cienia wątpliwości odpalił.
Ot takie przygody z klasykami. Ale swojego 605 nie oddam! Za nic!
Najnowsze komentarze