Życie redaktora portalu motoryzacyjnego jest pełne wyzwań. Naczelny goni, terminy również, niekiedy nawet pierwszego stycznia trzeba gdzieś pojechać, choćby po to, aby odebrać samochód czy gdzieś go zawieźć. Pociągi są więc siłą rzeczy częścią naszego redakcyjnego życia. I prawie za każdym razem, gdy korzystam z pociągów, przypominam sobie czemu ich nie lubię.
Nie zrozumcie mnie źle. Jest wygodnie, można wstać, przejść się, w większości przypadków punktualnie. Zwykle wybieram strefę ciszy, żeby móc w spokoju odpocząć, ewentualnie przejrzeć materiały dla redakcji. Jednak z tą ciszą w PKP to bywa bardzo różnie. Ludzie zachowują się tak, jakby w ogóle nie wiedzieli, że cisza w wagonie nie jest po to, aby mogli spokojnie porozmawiać czy posłuchać muzyki.
Dzisiejszy przejazd porannym pociągiem był dokładnie taki. Większość składu pusta, w strefie ciszy para młodych, sympatycznych ludzi. Od samego wejścia gadają, najpierw sami, potem dzwonią używając trybu głośnomówiącego, a na koniec zaserwowali współpasażerom zestaw muzyki z komórki na cały głos. Na szczęście całkiem dobrej, ale słuchanie dźwięku z tych mikrogłośniczków w strefie ciszy to i tak męka.
Po zwróceniu uwagi i życzeniu wszystkiego dobrego na Nowy Rok najpierw zdziwili się, że ktoś im przeszkadza. Szok na twarzy był aż za bardzo widoczny. Oni najwyraźniej nie zdawali sobie sprawy z tego gdzie są i jak się tu zachowywać, mimo że świadomie kupili bilety w strefie ciszy – a żeby to zrobić, trzeba się postarać – wybrać odpowiednią opcję w systemie lub poprosić w kasie.
Zdecydowanie więc wolę samochód. I zdecydowanie wolałbym, aby żaden polityk nie próbował mi nakazywać czym mam jechać, kiedy i dlaczego. Dlatego z obawą patrzę na próby wprowadzania różnego rodzaju zakazów i limitów wjazdu.
Najnowsze komentarze