Ostatnio kumpel powiedział, że mam takie poglądy, bo w swoim czasie dokonałam złego zakupu. Gdybym trafiła na porządny egzemplarz i porządny komis, miałabym inne zdanie na temat używanych aut. Ależ ja się tego nie tylko nie wypieram, ale nawet nie wstydzę. Nie twierdzę też, ze wszyscy sprzedawcy są nieuczciwi, ale ja… zawsze jakoś akurat ja na takich nieuczciwych kombinatorów trafiam. Co gorsza, oni zawsze spadają na cztery łapy, bo komis, który mi to słynne auto sprzedał, nadal ma się dobrze, choć ilekroć koło niego przejeżdżam miotam gromy w jego stronę. A tu nic. Zero sprawiedliwości za moja krzywdę. Jak komis stał, tak stoi i sprzedaje kolejne graty.
Kiedy tak linczowano mnie za niechęć do używanych aut odezwał się inny kolega i powiedział, że się ze mną zgadza. Jemu tez zdarzyło się kupić podrasowanego grata. Po nim odezwał się kolejny znajomy, i kolejny, i nagle zrobiła się nas grupka. I wtedy ten, który tak mnie krytykował pękł. Wyznał, że i on w swoim czasie kupił używane auto, z którego nie był zadowolony. Auto miało bowiem zatrzaśnięty bagażnik i otworzyć się go nie dało, bo nie było klucza. Klucz miał poprzedni właściciel, który obiecywał, że podjedzie i zabierze z bagażnika swoje rzeczy, a wtedy klucz odda. Ale nie podjeżdżał. Tak minął kwartał. Kumpel opowiadał, ze jeździł nie używając bagażnika, bo auto było duże i swoje „bambetle” mógł wozić na tylnym siedzeniu. Wielokrotnie znajomi dziwili się, ze nie jedzie, nie otwiera tego bagażnika własnym sumptem, ale… z rozmów z poprzednim właścicielem wywnioskował, że tam jest coś cennego i nie chciał być posądzonym o kradzież tych skarbów. Zresztą ten poprzedni właściciel nawet nazwał zawartośc bagażnika skarbami. Nadeszły jednak wakacje i kumpel chciał z bagażnika skorzystać, bo tylne siedzenie okazało się za małe, by wziąć i bagaże i rodzinę na urlop. Dzwoni więc do poprzedniego właściciela, a ten mówi:
Najnowsze komentarze