Renault Laguna to wygodny samochód klasy D. Pokazano ten samochód od razu w dwóch wariantach nadwozia na ubiegłorocznym Salonie Samochodowym we Frankfurcie, czyli już rok temu. Niedługo później auto trafiło do sprzedaży, również w Polsce, a my zaliczyliśmy pierwszą jazdę. Nie paliło nam się więc jakoś szczególnie do testu i cierpliwie czekaliśmy na odpowiedni model ;-)
No i doczekaliśmy się – Renault Polska zaproponował nam do testu Lagunę GT i to tą w pięknym szafirowym kolorze! Nie mogliśmy się doczekać rozpoczęcia jazd, a że to auto ciekawe, zwrotne i szybkie, więc od razu wymyśliliśmy sobie długą i wymagającą trasę obejmującą również niemieckie autostrady…
Ponieważ jednak życie lubi weryfikować ludzkie plany, także i my zostaliśmy poddani pewnej próbie… Z uwagi na to, że już kilka razy udało nam się nie otrzymać zarezerwowanego samochodu, bo auta po dziennikarskich testach nader często wracają rozbite (czy tylko my zawsze oddajemy je w stanie nienaruszonym!?), zadzwoniliśmy do parku prasowego Renault Polska w dzień odbioru Laguny i usłyszeliśmy, że wszystko jest OK. Pojechaliśmy więc na Al. Jerozolimskie do Warszawy, gdzie sympatyczna pani powiedziała, że „nasza” Laguna jest w naprawie… No ładnie. Pokonaliśmy 200 km w jedną stronę, by się przekonać, że zrobiliśmy to bez sensu.
Na szczęście Renault dba o swoich klientów. Miła pani zadzwoniła do jeszcze milszego pana (pozwolimy sobie na publikację bez nazwisk) i pan ów zaproponował, żebyśmy wzięli zwykłą Lagunę, a jak zakończymy planowany czterodniowy test, to zamienimy ją na GT. Czyż mogliśmy odmówić? ;-) Nie mogliśmy, dzięki czemu w ciągu tygodnia przetestowaliśmy dwie wersje Laguny, obie w nadwoziu liftback, obie z silnikami wysokoprężnymi, acz o różnych mocach. Ale szczegóły silnikowo-wyposażeniowe będą za chwilę.

W ten sposób w poniedziałkowe wrześniowe południe odebraliśmy lekko przykurzoną, mocno nagrzaną na nasłonecznionym parkingu Lagunę. Odpalenie wysokoprężnego silnika i przejazd na miejsce, gdzie mieliśmy zostawić nasz prywatny samochód, to ledwie kilkadziesiąt metrów. Czasowo – może dwie minuty licząc z przejazdem Laguną przez bramę i oddaniem przepustki strażnikowi. To wystarczyło, żeby we wnętrzu zaczęło się robić naprawdę przyjemnie – wydajność klimatyzacji dwustrefowej w tym samochodzie jest naprawdę imponująca!

Wyjazd na Aleje Jerozolimskie, potem skok na Trasę Toruńską i zjazd na Wisłostradę – witaj przygodo! Drogą numer „7”, na pewnym odcinku nawet posiadającą status ekspresówki, ruszamy na północ. Radość z dwupasmówki kończy się jednak już w Płońsku, zanim tam jednak dojechaliśmy, Grześ zaczyna się skarżyć. Twierdzi, że Nowe C5 było lepiej wyciszone… Cóż – nie mamy urządzeń pomiarowych do badania natężenia dźwięku, więc ocenialiśmy mocno subiektywnie „na słuch”. Zwróciłem Grzesiowi uwagę na jedną kwestię – prędkość, z którą się poruszaliśmy. Droga ekspresowa pozwala na nieco więcej, niż zwykła, ale prędkości tej we wnętrzu Nowej Laguny nie czuć! Citroën C5 też znakomicie izolował od otoczenia, tym bardziej, że wersja Exclusive, jaką testowaliśmy, ma wyciszenie wnętrza rodem z rewelacyjnego C6, Laguna robi to jednak inaczej. Zawieszenie jest sprężyste, więc wiadomo, po czym się jedzie, ale charakteryzuje je dobre tłumienie i sprężystość owa zupełnie nie męczy. Hałas też wytłumiony jest jakoś inaczej, nie ma ciszy, ale i specjalnie wiele z zewnątrz nie dochodzi. Laguna nie jest więc głośna, tylko jest w niej inaczej, niż w C5.
Za wyciszenie wnętrza odpowiadają m.in. uszczelki. Pamiętamy, że w drzwiach C5 Exclusive są one potrójne. Obie testowane Laguny miały zaś po dwie uszczelki w każdych drzwiach. Musiało więc być nieco głośniej.

Odniesień do samochodu zaprezentowanego niedawno przez Citroëna nie sposób zresztą było uniknąć. Laguny testowaliśmy raptem dwa tygodnie po C5, auta walczą w tym samym segmencie rynku, wszystkie testowe samochody były napędzane dieslami, acz C5 miał jednostkę sześciocylindrową. Musieliśmy je odnieść jedno do drugiego – to się po prostu nie mogło nie zdarzyć!
W Płońsku odbiliśmy na Toruń i Bydgoszcz. Początkowo jechało się fajnie, ale w pewnym momencie trafiliśmy na roboty drogowe. No tak – ośrodek decyzyjny polskich władz mieści się w Toruniu ;-) więc drogę trzeba wyremontować. Szkoda, że nie wybudują tam autostrady :-( Straciliśmy trochę czasu w korkach spowodowanych ruchem wahadłowym, więc w pewnym momencie musieliśmy się posilić. Wszak pora była ku temu odpowiednia, a przed nami jeszcze kawał drogi, jaką zaplanowaliśmy na pierwszy dzień jazd testowych. Co gorsza – nigdzie nie było stacji sieci, na której możemy tankować samochody wypożyczone z Renault Polska! W baku niby coś tam jeszcze było, komputer zeznawał, że pokonamy na tym paliwie jeszcze tyle i tyle kilometrów, więc staraliśmy się nie stresować, ale kto wie, czy oprogramowania nie pisał pewien znany amerykański gigant software’owy – mogło się przecież pomylić ;-)))
Po obiadku (zaczynałem się „zaszczepiać” na ryby, Grzegorz z Piotrem pozostali przy daniach mięsnych) ruszyliśmy dalej. Przed Toruniem odbiliśmy na północ i dotarliśmy do Świecia. Wciąż jednak nie było pożądanej stacji benzynowej! Cóż by jednak było warte życie bez ry(d)zyka! Jechaliśmy dalej!
Bory Tucholskie… Piękne miejsce, które warto odwiedzić. Płuca Polski. Szybki przejazd po drogach nieco krętych, ale o dobrej w większości wypadków nawierzchni, i stolica tego regionu – Tuchola. Chwila wahania, czy skręcić na Borsk, miejsce kilku ogólnopolskich zlotów Klubu Cytrynki, ale w zasadzie po co? Wszak kolejny zlot KC zaplanował na nadchodzący wówczas weekend w Stegnie. A zobaczyć Borsk? Jakoś woleliśmy Kołobrzeg!

Paręnaście kilometrów przed Tucholą przypomniałem sobie, że stacja poszukiwanej przez nas sieci powinna być w Chojnicach. Szybka kalkulacja odległości i wychodzi na to, że spokojnie tam dojedziemy! Tak też się stało – tankowanie w Chojnicach odbyło się nawet przed zapaleniem kontrolki rezerwy! W ten sposób dojechaliśmy tam z Warszawy na mniej więcej połowie baku. Średnie spalanie według komputera – 7,9 litra na 100 km, a na pokładzie nas trzech i bagaże – jakieś 350 kg. Jazda w korkach zajęła nam ładnych kilkanaście km, może nawet dwadzieścia kilka. A na ekspresówce pojechałem nawet szybciej, niż wolno, bo nie wyczułem jeszcze prędkości :-( Dobrze, że nie znalazł się żaden radiowóz, który by mnie wyczulił ;-) Potem już uważałem na prędkościomierz, który wprawdzie nieco zawyżał faktyczną prędkość (sprawdzaną GPS-em), ale nieznacznie – o jakieś 2-3%.

Z Chojnic ruszyliśmy na Człuchów, Biały Bór, Koszalin, aż wreszcie dobrze po zmroku dotarliśmy do Kołobrzegu. Zabraliśmy moją wieloletnią (nie chcecie wiedzieć, ile to już lat!) Przyjaciółkę Ewę i ruszyliśmy na szybką przejażdżkę po mieście, jednym z moich ulubionych. Zaliczyliśmy spacer po oświetlonym molo, usłyszeliśmy szum Bałtyku (mój pierwszy raz od dwóch lat… Bałtyk szumi jednak zupełnie inaczej, niż Morze Śródziemne), przejechaliśmy przez kołobrzeską starówkę i wróciliśmy do domu. Do Ewy domu, oczywiście ;-) Kolacyjka, znakomita wiśniówka Piotra, którą uczciliśmy wortalowe zaślubiny z morzem, i czas spać! Zgasły lampki w Lagunie, wyłączyliśmy światło i my i udaliśmy się na spoczynek.


Rano – szok! Kubuś, synek Ewy, woła mamę słowami „Mamo! Zobacz, jaka fura na naszym podwórku!!!”. Tak – chodzi mu o Lagunę. Wiedział, że przyjadę, ale nie miał pojęcia, czym. Gdy usłyszał, że go zawieziemy Laguną do przedszkola, to mało nie oszalał z radości! Nie dziwię się – choć auto nie jest rynkową nowością nawet w Polsce, to jednak nie widuje się ich jeszcze zbyt wielu na naszych drogach. A tu szansa dla tego rezolutnego pięciolatka, że pojedzie „tą furą” do przedszkola! Dodam, że Kubuś jest przesiąknięty francuska motoryzacją – początkowo w swym życiu podróżował Xsarą Picasso, a teraz jest wożony Citroënem C3. Ciekawe, czy Ewa po naszej wizycie nie zaczyna już zbierać na Lagunę… ;-)

Po śniadanku ruszamy – na celowniku Szczecin. 150-konny diesel świetnie spisuje się na ruchliwej, wąskiej drodze. Pozwala bezstresowo, dynamicznie wyprzedzać tam, gdzie są ku temu warunki, z jednym wszak zastrzeżeniem – nie powinno się zaczynać wyprzedzania, jeśli na obrotomierzu mamy mniej niż 2000 obr/min. Powyżej tej wartości auto przyspiesza jak pocisk ;-) Z upływem kilometrów drogi się poszerzają, aż wypadamy na kolejne „nie wiadomo co” – mieszaninę ekspresówki z autostradą, jakąś dziwną hybrydę, przy której oczywiście stoją fotoradary. I dojeżdżamy do Szczecina.






Sylwetka Laguny nawet w tym mieście, które już niejedno widziało, wzbudza zainteresowanie. To auto, które na zdjęciach przed premiera wyglądało tak trochę nijako, na żywo generalnie się podoba, przyciąga uwagę, a przechodnie oglądają się za nim. I to nawet w Szczecinie, mieście, z którego do Berlina jest bliżej, niż dokądkolwiek indziej! A Niemcy, to przecież największy europejski rynek motoryzacyjny!




Kilka zdjęć w pięknym mieście, kilka ładnych kilometrów po jego drogach, sesja ze zdjęciami wnętrza na parkingu przed jednym z centrów handlowych i pora wracać. Po drodze zatrzymujemy się w polecanej przez Ewę restauracji. Faktycznie – pierogi mają niezłe. Grzegorz i Piotr potrzebują jednak więcej protein, czy co tam siedzi w mięsie i decydują się na wieprzowinę. Ja pamiętam o obiecanej wizycie w wędzarni ryb, wolę się więc nie obżerać – perspektywa zjedzenia czegoś, co kiedyś pływało, tępi mój bieżący głód i szykuje się na ucztę po powrocie do domu. Przy okazji robimy trochę zdjęć i po jedzeniu ruszamy znowu do Kołobrzegu.



Po drodze robimy parę zdjęć w Dźwirzynie, a kilka minut później kupujemy tamże obiecane ryby. Nawet Grzegorz, za rybami nie przepadający, decyduje się na jedną sztukę. Ja eksperymentuję – wybieram rybę, której nigdy nie jadłem i nawet nazwy nie jestem w stanie zapamiętać, ale i tak szczerze ją Wam polecam ;-))) Jest naprawdę przepyszna!



Chwila odpoczynku w Kołobrzegu, wymiana wrażeń z jazdy po jakże różnych drogach i… ruszamy robić zdjęcia. Ewa proponuje farmę wiatraków. Cóż – w tle mogą fajnie wyglądać, choć ustawiamy się na tyle daleko, ze po zmniejszeniu zdjęć widać je średnio. Ale za to Lagune dobrze ;-) więc nie ma tego złego… ;-)



Potem miejsce troszkę przygnębiające w swojej ruinie – lotnisko w Bagiczu. Poradzieckie, gdzie kiedyś stacjonowały (i latały) MIG-i i nie tylko. Robiliśmy w tym miejscu zdjęcia Logana (dwa lata temu), a teraz wróciliśmy z Laguną. Na lotnisku można spróbować przycisnąć gaz, choć stan nawierzchni i praktyczny brak jakichkolwiek zabezpieczeń nie skłaniają nikogo myślącego do rozwijania nadmiernych prędkości – nigdy nie wiadomo, czy z poprzecznej dróżki nie wyjedzie ktoś inny, albo nie wybiegnie jakiś zagubiony dzieciak. Bo na lotnisku zgubić się łatwo.






W Lagunie jest elektryczny hamulec postojowy (tzw. ręczny), więc nie poszalejemy bokami ;-) Próbujemy jednak nagłego przyspieszenia na skręconych kołach i dopiero wówczas przy utracie przyczepności kół interweniuje, nader delikatnie, ESP. Na tyle delikatnie, że gdyby nie migający wyświetlacz komputera umieszczony między zegarami deski rozdzielczej, byłoby to niemal nie do wyczucia. Jest już na tyle ciemno, że trudno zrobić dynamiczne zdjęcia, ale coś tam jednak cykamy.




Na koniec dnia zaplanowaliśmy wycieczkę krajoznawczą. Mam dylemat, czy o tym pisać, czy nie, bo jednak – mimo bliskości wielkiego kurortu – mało kto wypoczywający w Kołobrzegu tam trafia. A szkoda byłoby to miejsce zadeptać. A co tam – Wam, miłośnikom francuskiej motoryzacji, zdradzimy lokalizację tej atrakcji. Podczele, ale nie to osiedle przy lotnisku, tylko bliżej Kołobrzegu. Wyjeżdżając z kurortu w stronę Koszalina mijacie ostatnie tory kolejowe, macie zakręt w lewo i potem uważajcie – po lewej stronie są ze dwa, czy trzy domy wczasowe, czy inne sanatoria. Tam skręcacie, jedziecie kawałeczek lokalną dróżką i zatrzymujecie się na parkingu. Wysiadacie i idziecie w las. Po jakichś 200-300 metrach dochodzicie do grobli, po bokach której macie bagna. Widok po prostu niesamowity. Możecie tąże groblą dojść do plaży, ale to nie jest konieczne – można nacieszyć oczy widokami po obu stronach. Po prostu cudowne miejsce, a turystów – niewielu. Aha – nie zapomnijcie zabrać pieczywa. Warto podkarmić kaczki, których tam jest mnóstwo. Traficie też na łabędzie (uwaga – może się zdarzyć, że będą agresywne), a przy sprzyjających okolicznościach nawet na inne gatunki ptaków.





Wracamy do Kołobrzegu, zjadamy kolacyjkę, chłopaki odpoczywają, a ja wyjeżdżam Laguną, by zrobić kilka zdjęć w pięknie oświetlonym porcie. Fotografuję też wnętrze samochodu rozświetlone wbudowanymi lampkami.







Rankiem następnego dnia znowu odwozimy Kubusia do przedszkola. Po drodze opowiadam mu trochę o samochodzie. Jest wyraźnie pod wrażeniem. Potem jedziemy z Ewą do portu i na starówkę, by zrobić kilka zdjęć za dnia. Wjeżdżamy też do portu jachtowego. Naprawdę ładna Laguna powinna być fotografowana w atrakcyjnych miejscach.



Wracamy do domu, pakujemy się do Laguny, robimy kilka pożegnalnych zdjęć i… rezygnujemy z naszych planów wyprawy na niemieckie autostrady. Mieliśmy ochotę w zgodzie z tamtejszym prawem pogonić Lagunę GT i sprawdzić, ile auto pojedzie. No ale GT dopiero czeka na nas w Warszawie, więc rezygnujemy z wyjazdu na Berlin ;-) Za radą Ewy jedziemy na południe, drogami wojewódzkimi i lokalnymi, jakże malowniczymi! Piękna trasa, urocza, z mnóstwem zakrętów – Laguna czuje się tu, jak ryba w wodzie. Gdybyśmy mieli GT i pojechalibyśmy do Niemiec, to byłaby największa pomyłka tego testu – na tej trasie wijącej się pośród lasów, jeziorek, wspinającej się na wzniesienia i z nich się zsuwającej, Laguna GT ze swoimi skrętnymi czterema kołami czułaby się bez porównania lepiej, niż na Autobahnie!


Ciekawy moment przeżyliśmy na jednym z rond w Gorzowie Wielkopolskim. Zatrzymaliśmy się na światłach przed wjazdem na to skrzyżowanie z ruchem okrężnym. Przed nami stała Laguna, obok nas kolejna, a za nią – czwarta. W ten sposób w jednym miejscy znalazły się cztery Laguny, trzech różnych faz produkcji, a ta, która się dublowała różniła się od „siostry” rodzajem nadwozia – to były liftback i Grandtour. Niniejszym pozdrawiamy kierowców tych Lagun, jeśli tylko nas czytają.

Pod Gorzowem zjedliśmy obiadek, zatankowaliśmy Lagunę i wzbudziliśmy trochę zainteresowania, w zasadzie niechcący. Kiedy już wlałem oleju napędowego pod korek, to poszedłem za paliwko zapłacić. Kartę hands free mając w kieszeni… Chłopaki w tym czasie poruszyli się w samochodzie. Pani przy kasie stwierdziła, że mi się alarm w samochodzie włączył, co zobaczyła na ekranie podpiętym do systemu monitoringu. W ten sposób wszyscy, którzy byli obecni na stacji, zwrócili uwagę na Nową Lagunę :-) Czegóż się nie robi, by przyciągnąć wzrok innych użytkowników stacji benzynowej ;-)

Kolejne kilometry mniej, lub bardziej głównymi drogami zaprowadziły nas do Głogowa. Żaden z nas trzech nigdy nie był w tym mieście, dlatego była to dla nas niesamowita niespodzianka! Dolny Śląsk, zwłaszcza kilka miast, kojarzy się przeciętnemu Polakowi z wydobyciem na przykład miedzi. Okazało się jednak, że chodników z tego metalu tam nie mają ;-))) za to Głogów może się poszczycić po prostu przepiękną starówką! Jak się dowiedzieliśmy na miejscu – całość została zniszczona w trakcie działań wojennych, a cegły przeznaczono na odbudowę… Warszawy.




Na fundamentach starych kamieniczek odbudowano z czasem nowe starając się zachować przedwojenny klimat. Nie wiem, czy się udało, ale teraz jest po prostu pięknie! Dodam, że na całej starówce każda kamieniczka nie ma swojego odbicia w innym budynku – każda jest inna! Wszystkie są zadbane, pięknie odmalowane, a ich frontony składają się z wielu ciekawych detali architektonicznych. Szczerze polecam wizytę w tym pięknym, pełnym zieleni i cudownych miejsc mieście.



Wieczorem wyjechaliśmy z Głogowa. Początkowe plany zakładały wizytę w stolicy Dolnego Śląska – Wrocławiu – ale je zweryfikowaliśmy. Stwierdziliśmy, że skoro w Warszawie czeka już na nas Laguna GT, to warto oddać „zwykłą” odmianę jak najwcześniej w czwartkowy ranek i sprawdzić, jak się jeździ z systemem Active Drive. Tak też zrobiliśmy – ruszyliśmy drogami krajowymi (Boże! tam w każdej wiosce stoi masz z fotoradarem!!!), ale zmęczeni nawet tylko 200-metrowymi obszarami zabudowanymi z urządzeniami rejestrującymi przekraczających dozwoloną prędkość kierowców uciekliśmy na drogi wojewódzkie, czy jakieś tam. Nawigacja prowadziła nas pięknie i po dłuższym czasie wypadliśmy na autostradę A2. Dzięki temu odpocząłem trochę po drodze i koło północy dotarliśmy do Łowicza. Zjedliśmy coś na przydrożnej stacji, zdrzemnęliśmy się trochę i rankiem ruszyliśmy do Warszawy.



Stolica przywitała nas potężnymi korkami, ale wytrwaliśmy (nie mieliśmy innego wyjścia ;-))) ) i jakoś tak między 8:00, a 9:00 dotarliśmy do parku prasowego Renault Polska. Oddaliśmy „zwykłą” Lagunę, przepakowaliśmy się do Laguny GT i ruszyliśmy w stronę domu. Wszak rodzinie też się coś należy, a moje dziewczyny były niepocieszone, że nie zobaczą tego samochodu na żywo. Wszak zgodnie z zapowiedziami mieliśmy pojechać Laguną „w Polskę” i nie zajeżdżać do domu. Szczęśliwym zrządzeniem losu jednak Laguna GT trafiła do mojego garażu, a moje córki były zachwycone!


Zanim jednak przyjechałem do swego miasteczka, musiałem ruszyć z parku prasowego Renault Polska. A to okazał się nie takie proste! Sprzęgło jest ustawione zupełnie inaczej w Lagunie GT, niż w „cywilnej” wersji, którą właśnie pokonaliśmy 1.700 km. Inne jest zestopniowanie skrzyni biegów, inna jest charakterystyka silnika. Miał niby (w testowanej przez nas wersji wysokoprężnej) jedynie 28 KM więcej, ale jeździł zupełnie inaczej! No i to sprzęgło – pierwsze ruszenie skończyło się zgaszeniem silnika… Jakoś wytoczyłem się na zewnętrzny parking i tam… powtórka z rozrywki – znowu zgasł. Musiałem się przez chwilę oswoić z innym stylem prowadzenia samochodu, ale po paru minutach, już na warszawskich ulicach, przywykłem do charakteru Laguny GT. I spodobało mi się!!! Myśleliśmy, że wyciśnięcie dodatkowych 28 koni mechanicznych z silnika o tej samej pojemności przeniesie moment obrotowy i moc maksymalną w jeszcze wyższy zakres obrotów. Jednak z przyjemnością stwierdziliśmy, że motor Laguny GT jest bardziej elastyczny niż jednostka 150-konna. Do tego wydawał on dużo przyjemniejsze dźwięki


Laguną GT da się jeździć, jak normalnym samochodem, pozostaje jednak pytanie – po co? ;-) To auto preferuje raczej ofensywną jazdę. Nie, nie piszę, że szaleńczą, bardzo szybką, ale po prostu dynamiczną, aktywną. Ten samochód doskonale sprawdza się w trasie, ale znakomicie spisuje się również w mieście. Jednak jego żywiołem nie są korki. Wspomniana wcześniej charakterystyka sprzęgła powoduje, iż krótkie „podjeżdżanie” w korku często kończy się przypaleniem tarczy sprzęgłowej, co owocuje niezbyt przyjemnym zapachem wewnątrz. Z pewnością nie wróży to dobrze żywotności owego podzespołu, łudzimy się jednak, że zastosowano odpowiednio wzmocnioną tarczę. Dzięki skrętnym tylnym kołom (system Active Drive) promień skrętu jest taki, jak w aucie o dwie klasy niższym, a’la Clio. Manewrowanie w niczym nie przypomina innych pojazdów klasy średniej. Dynamiczny silnik pozwala na szybkie przyspieszanie, a skuteczne hamulce umożliwiają radykalne zmniejszenie prędkości, gdy wyniknie taka potrzeba. A wszystko w raczej stonowanym nadwoziu odróżniającym się od „zwykłej” Laguny naprawdę detalami.


Kawałek drogi ekspresowej pozwolił się przekonać, że i osiągnięcie prędkości wyższej, niż dopuszczalna w mieście, nie stanowi w Lagunie GT problemu. Trzeba się pilnować, żeby nie przesadzić, bo to Polska, a nie niemieckie autostrady – ograniczenia prędkości u nas funkcjonują. Nauczony pierwszymi kilometrami w „zwykłej” Lagunie regularnie kontroluję wskazania prędkościomierza, bo auto chętnie rwie do przodu i łatwo jest przeholować z prędkością.

Co ciekawe wrażenia dotyczące na przykład pracy zawieszenia mocno nas zaskakują. Jednogłośnie stwierdzamy, że Laguna GT… jest zestrojona bardziej komfortowo, niż „zwykła”! Różnica nie jest wielka, ale amortyzacja GT bardziej pasuje naszym zmęczonym plecom (i nie tylko…). Na szczęście pozostałe parametry pracy zawieszenia są równie dobre – skuteczne tłumienie sprawia, że auto nie kołysze się bez sensu.

Zaskakuje również układ kierowniczy – mam wrażenie, że wspomaganie pracuje z większą siłą w GT, niż w „cywilnej” wersji, jednak w żaden sposób nie cierpi na tym precyzja prowadzenia. Dodatkowo aby uzyskać taki sam skręt kół przednich, nie trzeba obracać kierownicą tak bardzo, jak w odmianie, którą właśnie oddaliśmy do parku prasowego. To efekt wspomagania zwrotności przez układ Active Drive. Jak więc widać manewrowanie Laguną GT odbywa się łatwiej, niż wersją standardową. A można ją mieć za podobne pieniądze, jak nieźle wyposażoną odmianę „cywilną”! Świetnie w rękach leży koło kierownicy. Jest niewielkie, w obu wersjach testowanych przez nas Lagun obszyte skórą, jednak kierownica w odmianie GT na części obwodu miała skórę perforowaną. Ciekawym patentem jest spłaszczenie koła kierownicy na dole. Ma to podkreślać sportowy charakter auta.

Delikatne, naprawdę subtelne spłaszczenie można jednak znaleźć również w wersji „cywilnej”.

Inne akcenty przywołujące skojarzenia sportowe, to na przykład gałka zmiany biegów. Okrągła, z aluminium, dobrze leży w dłoni i nieźle wygląda, ale zimą będzie pewnie niezbyt przyjemna w dotyku.


Na dużą pochwałę zasługuje także układ hamulcowy nowej Laguny. Hamulce są bardzo skuteczne, a siłę hamowania bardzo łatwo dozować. Układ przeciwpoślizgowy ingeruje bardzo późno, a zarazem dyskretnie – nie kopie brutalnie w pedał hamulca.
Testowane samochody wyposażone były w pełną elektrykę szyb i lusterek – wszystkie okna w drzwiach sterowane były przyciskami, podobnie oba zewnętrzne lusterka, które dodatkowo wyposażone były w funkcję ich składania. W obudowach zewnętrznych lusterek umieszczono boczne kierunkowskazy.




Czas na podsumowanie tego, co w Lagunie przypadło nam do gustu. Jest tego sporo, niemal wszystko ;-) pragnęlibyśmy jednak zwrócić uwagę na parę drobiazgów.
Ciekawie rozwiązano oświetlenie lusterek w osłonach przeciwsłonecznych. Zwierciadełka owa są zasuwane, a po odsunięciu roletek zapala się światełko umieszczone… w podsufitce. Częściej spotyka się lampki wbudowane w osłony, ale Renault poszedł swoją drogą. Czy to funkcjonalne rozwiązanie? Wydaje się, że tak, bo nie patrzy się w kierunku źródła światła, ale z drugiej strony światło z góry może powodować cienie na twarzy. Facetowi to nie przeszkadza, ale kobiety mogą być zrozpaczone ;-) Nad drzwiami kierowcy umieszczono z kolei schowek na okulary. Osobiście nie lubię prowadzić mając szkła na nosie, więc dla mnie akurat jest to gadżet zbędny, ale dla tych, co okulary lubią, to znakomite miejsce.


Lusterko wewnętrzne w obu testowanych modelach miało funkcję fotochromatyczną, czyli ściemniało się automatycznie wraz ze wzrostem natężenia padającego na nie światła. Dzięki temu praktycznie nie istnieje problem oślepiania przez samochody jadące za Laguną.

Trzeba podkreślić znakomite wykończenie Laguny. Materiały są lepsze, niż to się może wydawać na pierwszy rzut oka. Obicie deski rozdzielczej jest dość miękkie, ugina się pod naciskiem palca, choć wygląda – jak ja to nazywam – dość ekologicznie. W dotyku jednak mile zaskakuje. Również tapicerka sprawia wrażenie bardzo solidnej – półskórzana jej wersja sugeruje długie i bezproblemowe użytkowanie. Fotele mają niezłe trzymanie boczne i chyba każdy kierowca znajdzie sobie bez trudu dobrą pozycję. W Lagunie GT fotele, które zamiast materiału mają alcantarę, to niemalże „kubełki”, boję się jednak, że bardzo masywny kierowca nie zmieści w nich swoich szerokich barów… W obydwu egzemplarzach nawet bardzo długa podróż nie powodowała bólu pleców, a twardość siedzisk oraz oparć została odpowiednio dobrana


Deska rozdzielcza zupełnie nie przytłacza – panel sterowania klimatyzacją ma bardzo przyjemny kształt, a ustawianie temperatury odbywa się pojedynczymi wystającymi przyciskami. Niezadowoleni z obsługi będą jedynie ci, którzy oczekują regulacji temperatury ze skokiem co pół stopnia – Laguna oferuje zmianę co 1°. Naprzeciwko pasażera wygospodarowano miejsce na naprawdę duży schowek, wyłożony w środku miękką wykładziną. W konsoli środkowej umiejscowiono także składany i wysuwany uchwyt na napoje.


Panel radia jest znany z innych modeli Renault. Jego obsługa nie nastręcza trudności, choć wygodniej jest to robić manetką przy kierownicy – to również zwyczajne rozwiązanie w koncernie. Odtwarzacz ma możliwość odczytu plików mp3, a czułość radia jest na zadowalającym poziomie. Całość gra całkiem nieźle przez 8 głośników. Co ciekawe, pasażerowie tylnych siedzeń mają do dyspozycji zarówno głośniki średnio i niskotonowe, jak i wbudowane w tylne drzwi tweetery.

Sterowanie świateł, wycieraczek, przełączanie pozycji komputera pokładowego – to standardowe rozwiązania z innych modeli Renault. Nie pogubicie się w tym, jeśli jeździliście jakimkolwiek samochodem tej marki wyprodukowanym w ostatnich latach. Jeśli jeździliście innym „francuzem”, to też nie będziecie mieli z obsługą żadnych kłopotów.


Zegary są przejrzyste, a pomiędzy obrotomierzem i prędkościomierzem umieszczono wielofunkcyjny wyświetlacz prezentujący dane z komputera i wszelkie komunikaty dla kierowcy. Całość jest czytelna, a kiedy ktoś zrobi coś, co się Lagunie nie spodoba – wyświetlacz krzyczy ;-) Zmienia kolor na czerwony i dodatkowo dźwiękiem sugeruje, że mu się coś nie podoba. Chodzi tu m.in. o ESP, czy niezapięte pasy. Grzegorz wprawdzie uważa, że przy projektowaniu tej części wnętrza auta producentom zupełnie zabrakło polotu, ale ja osobiście jestem zdania, że w tym segmencie klasyka wygrywa z udziwnieniami ;-)


W aucie bez nawigacji w centralnej części deski wbudowano niewielki wyświetlacz pokazujący szereg różnych informacji, począwszy od aktualnego czasu, skończywszy na wyświetlaniu informacji z fabrycznego radioodtwarzacza. Jest on bardzo czytelny, a nocy nie razi w oczy, co nie jest tak oczywiste w nowych, naszpikowanych displayami autach.

Po lewej stronie kolumny kierownicy znalazł się panel z dwoma regulatorami i dwoma wyłącznikami. To pokrętła do regulacji nachylenia przednich reflektorów (używane w zależności od obciążenia samochodu) oraz regulator natężenia oświetlenia deski rozdzielczej. Włączniki odpowiadają za radar cofania (można go wyłączyć) i ESP.

Drzwi otwierają się szeroko i nie ma problemu ani z zajmowaniem miejsca wewnątrz samochodu, ani z jego opuszczaniem. Jedynie z tylnej kanapy wysiada się nieco trudniej, ale to raczej z uwagi na konieczność gimnastyki przy wyjmowaniu stóp spod przednich foteli ;-) Ale o tym za chwilę.



Obie testowane przez nas Laguny miały fabryczne roletki przeciwsłoneczne w tylnych drzwiach i na tylnej szybie. To naprawdę dobry patent. Kosztuje tych kilkaset złotych, ale rozwiązanie jest dopasowane do auta, estetyczne i funkcjonalne. Warto sobie to dokupić. Co ciekawe, bardzo skutecznie chronią one przed nadmiarem promieni słonecznych, nie ograniczając zbytnio widoczności z wnętrza auta



Pisaliśmy już o komforcie, ale nie podaliśmy, że obie testowane Laguny jeździły na 18-calowych kołach obutych w niskoprofilowe opony. „Zwykła” wersja miała kapcie Michelina, GT jeździło na Bridgestone’ach. Mimo niskiego profilu opon (225/45R18) oba auta oferowały spory komfort, GT nawet nieco wyższy! Nie bójcie się więc dużych felg w Lagunie! Choć jeśli chodzi o komfort jazdy, to da się zauważyć w naszej redakcji pewien dualizm ocen…

Otóż Naczelny miał w większości okazję testować nowe Laguny na drogach krajowych, ekspresowych bądź autostradzie. I tutaj muszę się z nim zgodzić – nowa Laguna oferuje sporo wygody – zarówno zawieszenia jak i wnętrza. Niestety gorzej jest, kiedy zjedziemy poza drogi o teoretycznie wyższym standardzie (jeśli o polskich drogach można mówić, że mają jakikolwiek standard…). Ładnych kilkaset kilometrów przejechanych po gorszej jakości drogach wojewódzkich oraz drogach gminnych obnażyły niedostatki komfortu w Lagunie. Niestety, jest tu twardo, można rzec bardzo twardo. Wytłumienie jest świetne, jednak sprężystość zawieszenia potrafi odcisnąć swoje piętno na kręgosłupie pasażerów. Zapewne sytuacja uległaby poprawie, gdyby wyposażyć auto w odrobinę mniejsze felgi, przy jednoczesnym wzroście profilu opony. To jednak wpłynęłoby chyba negatywnie na wygląd samochodu :-)

W bagażniku znajdziecie metalowe uchwyty, do których można łatwo przymocować siatkę. To drobiazg, ale jakże przydatny. Sam zaś bagażnik ma podwójną podłogę – pod nią umieszczono w wytłoczce gaśnicę, apteczkę, trójkąt – można tam przewozić najróżniejsze drobiazgi, których nie chcemy mieć porozrzucanych po całym kufrze. I dopiero pod tą wytłoczką znajdziecie zestaw naprawczy do ewentualnie przebitych opon. Zajmuje połowę kolejnej wytłoczki, a w drugiej połowie możecie przewieźć kolejne drobiazgi. Choć osobiście chyba wolałbym jednak pełnowymiarowe koło zapasowe. Podejrzewam, że gdyby wywalić tą wytłoczkę, to by się zmieściło. No ale kosztuje więcej, niż zestaw naprawczy… ;-) Niestety, nasze zastrzeżenia wzbudziła pojemność bagażnika, a w szczególności jego wysokość i szerokość. Okazało się, że nowoczesne auto klasy średniej ma bagażnik węższy i płytszy niż kilkunastoletni Citroën ZX hatchback. Zastrzeżeń nie budzi za to długość kufra nowej Laguny.




A skoro już jesteśmy przy bagażniku – znajdziecie tam gniazdko elektryczne 12 V, które przydać się może do zasilenia najróżniejszych urządzeń przystosowanych do korzystania z samochodowej instalacji prądu stałego – czy to lodówki, czy kompresora, czy wielu innych urządzeń. Oczywiście podobne gniazdka wmontowano także w kabinie – jedno w podłokietniku między przednimi fotelami, drugie dla pasażerów tylnej kanapy w obudowie tunelu środkowego.


Same tunele nie różnią się w obu testowanych wersjach. Praktycznie tylko dźwignia zmiany biegów pozwala na określenie, czy jedziemy wersją „cywilną”, czy GT. W obu jest elektryczny hamulec postojowy, w obu również w tym miejscu zlokalizowano przyciski do limitera prędkości.


Sam bagażnik otwiera się z zewnątrz, a przycisk zwalniający jego blokadę umieszczono wewnątrz rombu oznaczającego przynależność Laguny do francuskiej marki.


Fajny patent znajdziecie pod klapką wlewu paliwa. W Lagunie nie ma problemu, co zrobić z korkiem, bo został on w szczątkowej wersji zintegrowany z klapką. Po jej zamknięciu dociska on wlew paliwa w elastyczny sposób i problem z korkiem zniknął.

Dużą wagę przywiązali konstruktorzy Laguny do bezpieczeństwa podróżujących samochodem osób. Testowane przez nas auta miały czołowe i boczne poduszki powietrzne (boczne również dla pasażerów z tyłu) oraz kurtyny. Najważniejsze jednak, że samochody prowadzą się pewnie, nie wprowadzają nerwowości, są stabilne. To duża zaleta – poczucie bezpieczeństwa jest powszechne.

Na bezpieczeństwo wpływ mają także zagłówki. Ich regulacja w Lagunie jest wystarczająca dla znakomitej większości kierowców (i pasażerów), a konstrukcja sprawia, że są nie tylko efektywne, ale i efektowne.

Czy w Nowych Lagunach spodobało nam się wszystko? Niestety nie. Auto ma parę drobnych wad, które na zdrowy rozum nie powinny w tej klasie, w tak dopracowanym samochodzie, w ogóle wystąpić. Co to takiego?
Pasażerowie z tyłu nie powinni narzekać na brak miejsca na nogi. Jeśli już, to wysocy (180 cm i więcej) mogą się skarżyć na troszkę za bardzo – jak dla nich – opadającą podsufitkę. Problemem jest jednak miejsce dla… stóp. Przednie fotele są tak osadzone, że ich dolna krawędź (pod oparciem) przebiega zbyt nisko nad podłogą i dla stóp po prostu brakuje miejsca! Jak to się mogło stać???


Również z tyłu znaleźliśmy mało sympatyczne rozwiązanie. W podłokietniku opuszczanym z oparcia kanapy wygospodarowano miejsce na dwa kubki, ewentualnie jedną 1,5-litrową butelkę. To dobrze, ale kiepsko, że te „stojaczki” funkcjonują zawsze, kiedy tylko opuścicie podłokietnik – nie są w żaden sposób zakrywane. Opuszczenie podłokietnika skutkuje tym, że macie do dyspozycji plastikową wytłoczkę na kubki/butelkę, które nie ma czym zasłonić. To przykre, że niczym jej nie wykończono, że nie ma możliwości zamknięcia tego plastiku.

Poza tym czy znacząco wzrosłyby koszty produkcji Laguny, gdyby po otwarciu owego podłokietnika dało się otworzyć klapkę do bagażnika? Faktem jest, że jak ktoś wozi narty, to zwykle w bagażniku dachowym, ale taki otwór w oparciu kanapy byłby miłym ukłonem w kierunku tych, którzy mają nieco inne przyzwyczajenia, tym bardziej, że pozwalałoby to przewozić nową Laguną także inne długie przedmioty bez konieczności składania całej kanapy lub montowania dodatkowego bagażnika. Na szczęście kanapa jest dzielona i składana i nie przeszkadzają w tym wsuwane w oparcia zagłówki.


Nie przypadły mi do gustu także dysze nawiewów wbudowane w deskę rozdzielczą. Działają oczywiście dobrze, ale wolałbym mieć możliwość szerszej ingerencji w kierunek strumienia powietrza. Na boki można go ustawić bez problemów, w dół również, ale skierowanie go w górę jest nierealne. Praktycznie na kierunku poziomym kończą się możliwości ustawienia dysz. W Xantii sprzed 10 lat mam znacznie większy zakres regulacji kierunków…
Nie podoba mi się też rozwiązanie tylnej półki. Kiedy otworzy się bagażnik, to półka się unosi – standard w liftbackach i hatchbackach. Niestety przednia krawędź tejże półki nie opiera się wówczas o oparcie foteli, tylko opada tworząc szczelinę. Jeśli więc coś na półce leży, to automatycznie wpada do bagażnika, za oparcie foteli. A wystarczyło dorobić kawałek elastycznego połączenia i problem by nie istniał.

I z grubsza tak wygląda zapis naszej wyprawy w Polskę jedną Laguną i wrażenia z jazd drugą (GT). Tą pierwszą pokonaliśmy jakieś 1.700 km. Tą drugą przejechaliśmy ok. 1.200 km. Czy po mniej więcej 3.000 km można coś powiedzieć o samochodzie? Pewnie tak, tym bardziej, że większość dziennikarskich testów w naszym kraju odbywa się na krótszych dystansach. Może właśnie dlatego my doceniamy te samochody, a wielu je krytykuje? Może oni ich nie zdążają poznać? ;-)



A teraz wielkie podziękowania dla Ewy i Jej Rodziców za gościnę, jaką nam zaoferowali w swoim wspaniałym domu. Nie dość, że dostaliśmy na trzech czteroosobowy pokój, nie dość, że nas tam żywiono, nie dość, że Ewa wzięła sobie wolne dni na czas naszej wizyty, to jeszcze wspomogła nas fotograficznie. Część zdjęć zaprezentowanych powyżej jest bowiem Jej autorstwa i chwała Jej za to. Poświęciła nam mnóstwo czasu i środków, dzięki czemu powstał nie tylko najdłuższy test w dotychczasowej historii wortalu, ale i wspomogła nas logistycznie i artystycznie. Ten kwiatek w miejscu rombu na jednym ze zdjęć, to też kobiecy pomysł! ;-)
Chcąc się chociaż troszeczkę odwdzięczyć za to wszystko, co napisałem, i za jeszcze więcej, pozwalamy sobie zamieścić maleńką reklamę. Będzie nam bardzo miło, jeśli ktoś z Was zechce odwiedzić Kołobrzeg i zdecyduje się skorzystać z pokoi oferowanych przez Państwa Radziejewskich. Ze swojej strony szczerze polecam! Kliknijcie na poniższy obrazek, a zobaczycie nieco więcej szczegółów na temat tego kameralnego, przyjemnego pensjonatu.
Na koniec zostawiamy Was jeszcze z kilkoma zdjęciami Nowej Laguny GT w pięknym błękitnym, czy może szafirowym kolorze i polecamy Waszej uwadze ten samochód, a jeśli środki Wam pozwolą, to właśnie tę odmianę. To naprawdę znakomity samochód, na który Renault daje trzyletnią gwarancję! Nowa Laguna powinna odmienić wizerunek koncernu i wygląda na to, że ma ku temu ogromne szanse!






Zdjęcia: Ewa Radziejewska i Krzysztof Gregorczyk.
Dziękujemy Firmie Renault Polska za udostępnienie samochodów do testu.
Dziękujemy Państwu Radziejewskim i Ich Córce Ewie za ogromną pomoc w przeprowadzeniu testu.
Dziękujemy również naszej Przewodniczce po Głogowie ;-) za wspaniały wieczór i mnóstwo ciekawych informacji..
Najnowsze komentarze