Koncern Stellantis pracuje nad przebudową swojej sieci sprzedaży. Po wypowiedzeniu umów, usunięciu części dealerów z sieci oraz rozpoczęciem przebudowy salonów na wielomarkowe Domy Stellantis czas na nowe umowy. To jednak idzie bardzo opornie a powodów ku temu jest co najmniej kilka.
W branży motoryzacyjnej krąży dowcip, że jeśli chcesz robić biznes w samochodach, to rób go odwrotnie niż zabiera się do tego Stellantis. Taka opinia nie bierze się znikąd. Szybkie zmiany, które wprowadza Carlos Tavares okazały się nie tylko nieprzemyślane ale odbiły się też negatywnie na poziomie sprzedaży, nie tylko w naszym kraju.
Jedną z głównych przeszkód dla wdrożenia modelu agencyjnego, który chce mieć Stellantis, jest dotychczasowy sposób zarządzania sprzedażą. Koncern sprzedawał samochód dealerowi, który dalej sam zajmował się procesem sprzedaży klientowi końcowemu. Za tym szło też finansowanie. W przypadku modelu agencyjnego wiele z aktywności dealera ma być po stronie koncernu. Problem pojawia się jednak w przypadku marży – Stellantis chciałby, żeby zarobki dealera były jak najniższe. Różnice w oczekiwaniach są bardzo duże i na razie trudno mówić o porozumieniu.
Współpracy na linii Stellantis – dealerzy na pewno przeszkadza też styl zarządzania, w którym mało jest miejsca na dialog. Odbierane jako autorytarne zarządzanie na pewno nie sprzyja budowaniu zaufania, tak ważnego w tym biznesie. Dopiero niedawno Roberto Matteucci, dyrektor zarządzajacy Stellantis, zdecydował się na wizyty u dealerów, które trudno uznać za przełomowe a jego kadencja przecież wkrótce się kończy.
Pozytywnie za to można odebrać zmianę polityki cenowej, która spowodowała wzrost sprzedaży. Citroën, Opel czy Peugeot dzięki temu odżyły i sprzedają się znacznie lepiej niż w poprzednich miesiącach. Tak trzymać!
Najnowsze komentarze