Cała masa różnych ludzi wpiera nam regularnie, że prędkość zabija. Jak to mawiał mój Przyjaciel, zabija jedynie nagłe wytracenie prędkości. Tego typu argumentacji niestety nikt nie słucha, dlatego znaki ograniczające prędkość są jednymi z najczęściej występujących przy polskich drogach. Stawia się je dosłownie przy każdej okazji. Remontujemy drogę? Stawiamy znak, czasem nawet zapominając go zabrać po zakończeniu prac. Na drodze jest zakręt? Stawiamy znak, bo ktoś może zwolni i zauważy, że droga nie prowadzi już prosto. Raz do roku sołtys przeprowadza przez drogę krowę? Stawiamy znak, bo może to akurat dziś… Zepsuje się droga? Stawiamy znak. Wyjdzie taniej, niż uszkodzenie naprawić.
I nagle okazuje się, że na niektórych drogach w naszym kraju będzie można (w zasadzie JUŻ można!) jeździć szybciej. Wzrosły limity prędkości – na „ekspresówkach” bezkarnie można już mknąć 120 km/h, a na autostradach nawet 140 km/h! Po prostu szok. Ciekawe, czy zostanie zaktualizowane oprogramowanie fotoradarów stojących przy tych drogach, żeby potrafiło uwzględnić nowe przepisy ;-)
Oczywiście zmiany, wprowadzone od dziś, odbiły się szerokim echem w mediach. Niektórzy nawet zaproponowali swoim odbiorcom sondy, czy to dobrze, czy to źle, że zwiększono limity. Spójrzmy jednak prawdzie w oczy – autostrad mamy w naszym kraju – tak naprawdę – jak na lekarstwo. Wiele z nich ma na krótszych, czy dłuższych odcinkach, dodatkowe ograniczenia. Realnie więc nowe przepisy obowiązują tylko na części z tych dróg najlepszego gatunku, choć i tak w naszym wydaniu są to dalecy krewni autostrad niemieckich, francuskich, brytyjskich, czy włoskich. Ale OK – obowiązują.
Podobnie rzecz się ma z drogami ekspresowymi – też jest ich w Polsce niewiele, a czasem przy tych, które są, stoją maszty przeznaczone dla fotoradarów. O licznych ograniczeniach na „ekspresówkach” aż szkoda wspominać – są i na pewno nie znikną.
O co więc chodzi?
Może po prostu ekipa rządząca chce pokazać, jaka jest dobra dla polskich kierowców? Może chce odwrócić naszą uwagę od podwyżek cen paliw? Wszak w grudniu benzyna bezołowiowa 95-oktanowa w wielu regionach kraju oparła się o wartość 5 zł, a 98-oktanowa i benzyny uszlachetnione – znacząco tę barierę przekroczyły. Olej napędowy nie pozostawał w tyle i również w wielu miejscach zbliżał się do magicznej granicy połowy nominału najniższego banknotu NBP. Ale żeby nie było, że nas łupią, to pozwalają nam za to – na znikomym procencie polskich dróg – pojeździć szybciej.
Co gorsza – jazda z wyższą prędkością pociągnie za sobą zwiększone spalanie. A przez to wpływy do budżetu nieznacznie, ale jednak się powiększą, i to w majestacie (nowego) prawa. Może więc to wszystko jest ukartowane, zrobione specjalnie, żeby skuteczniej nas doić z kasy? Bo czemu na przykład jeszcze ładnych kilka miesięcy poczekać musimy na likwidację pustych masztów fotoradarowych? Czy tego nie można było wprowadzić już teraz? Nie bardzo – musimy łatać dziurę budżetową otrzymując w zamian bardzo niewiele.
Osobiście zamiast zwiększania limitów na drogach, których mamy w kraju niewiele, wolałbym zmienić układy komunikacyjne. Zakazać stawiania słupków rozgraniczających pasy na drogach krajowych i wojewódzkich. Na szosach niższych kategorii niechby sobie były, ale nauczmy wreszcie naród, że drogi są dla samochodów. Proponowałbym wytyczenie pasów dla rowerzystów, a przy okazji karanie tych, którzy jeżdżą bez oświetlenia. Czemu karać mamy tylko kierowców samochodów i ewentualnie motocyklistów? Oczekiwałbym kładek dla pieszych nad drogami o dużym natężeniu ruchu. Chciałbym, by obwodnice miast wchodzące w skład dróg krajowych już teraz budowano, jako dwupasmowe w nadziei, że kiedyś i owe „krajówki” zyskają dodatkowy pas. Wciąż naiwnie liczę, że zostaną skasowane obszary zabudowane mające po 200-500 metrów ciągnące się wzdłuż dróg krajowych, a takich jest mnóstwo! Pragnąłbym, by karano pieszych za durne przekraczanie ulicy w miejscach niedozwolonych, i by kary te egzekwowano z całą surowością prawa.
Mógłbym tak wymieniać długo, a Wy pewnie dopisalibyście do tej listy jeszcze swoje postulaty. Niestety i tak nic to nie da. Otrzymaliśmy dziś marchewkę, która ma nam dać troszeczkę radości, a budżetowi – dodatkowe złotówki. Które znowu pójdą Bóg wie na co, ale niemal na pewno nie na poprawę bezpieczeństwa ruchu drogowego.
Jeśli więc ktoś z Was ma niedaleko „ekspresówkę”, albo jest jeszcze większym szczęściarzem i może korzystać z autostrady, może w dodatku jeszcze nie płatnej, to niech się cieszy zwiększonym limitem prędkości maksymalnej. Wszak od jutra ceny paliw znowu wzrosną, z uwagi na wzrost stawki VAT, i szaleństwa na najlepszych drogach staną się bardzo drogie. Pamiętajmy więc, że od dziś wolno szybko, ale za to na pewno drogo…
Krzysiek Gregorczyk
Najnowsze komentarze