Aresztowany w ubiegłym roku na tokijskim lotnisku szef wszystkich szefów w Aliansie Renault-Nissan-Mitsubishi, Carlos Ghosn, jawnie mówi o nissanowskim spisku przeciwko niemu. Osobiście nie przesądzam kwestii oskarżeń wysuwanych pod adresem Ghosna – nie mam wiedzy, nie jestem prawnikiem. Jednakże trudno nie dostrzegać faktów. A te zdają się sugerować, że w słowach Ghosna może być sens.
Carlos Ghosn w zasadzie osiągnął już – zależnie od kraju – wiek emerytalny. Ma 65 lat i mógłby już przejść na emeryturę. Z drugiej jednak strony ten menadżer był przez wielu, nawet niechętnych mu, ludzi uznawany za jednego z najlepszych i najskuteczniejszych prezesów w branży automotive. Na świecie! Pod koniec XX wieku wyciągnął z tarapatów Nissana. Realnie – uchronił tę markę od upadku. W efekcie Ghosna niemalże noszono w Japonii na rękach!
Ale ludzka wdzięczność ma swoje granice, a na pewno nie jest dozgonna. Nissan pod rządami Ghosna kwitł. Sprzedawał na świecie dużo więcej samochodów, niż Renault, który wyciągnął japońską markę z niebytu. Nie miał jednak w Aliansie tyle do powiedzenia, co przedstawiciele francuskiej marki, co po paru latach dynamicznego rozwoju musiało doprowadzać Japończyków do frustracji. I doprowadzało – widać to było po niektórych ruchach przedstawicieli Nissana.
Nie można więc wykluczyć, że ktoś w Japonii wpadł na pomysł pozbycia się Ghosna. Być może najpierw polubownego, ale nie sądzę, by dynamiczny i charyzmatyczny Carlos dał się tu łatwo przekonać. Chciał jeszcze bardziej rozwinąć Alians. Pozbycie się Ghosna mogło się jednak wydawać Japończykom kuszące. W sumie gość miałby z czego żyć – przez lata zarządzania dorobił się sporego majątku.
Nie neguję faktów – Ghosn na pewno posłużył się niejednokrotnie wpływami, a pewnie i majątkiem Aliansu do celów prywatnych. To nie ta skala, ale czyż wielu z nas korzystając na przykład z telefonu służbowego nie załatwia prywatnych spraw? Rzekłbym, że na wysokich stanowiskach rzeczy, o które posądza się Ghosna, i które niewątpliwie miały miejsce (choćby kwestia wynajęcia Wersalu), zdają się być standardowymi procedurami na tak wysokich stanowiskach. OK, to nieetyczne, pewnie nawet niezgodne z prawem, ale podejrzewam, że nawet rygorystyczne aparaty skarbowe mogą na takie działania przymykać oczy. Bo praca tych wysokich menadżerów przynosi więcej korzyści, niż dałoby karanie ich za takie czyny.
Nie usprawiedliwiam Ghosna. Po prostu stwierdzam fakty. Gdyby przyjrzeć się działaniom prezesów innych wielkich firm, nie tylko w branży motoryzacyjnej, to pewnie wielu z nich dałoby się zarzucić podobne działania.
Ale wróćmy do Nissana. Czy japoński koncern nie przeszarżował? Czy na aresztowaniu Ghosna nie straci więcej, niż zyska na zwiększeniu wpływu na działania Aliansu? W środowisku coraz częściej mówi się nawet o porzuceniu Sojuszu przez Japończyków. Tylko czy to na pewno będzie dla Nissana dobre?
Po aresztowaniu Carlosa Ghosna i wszystkich tych przeszło półrocznych już przepychankach widać, że przedstawiciele Nissana chyba nie do końca przewidzieli to, co może się stać. Nie mam tu nawet na myśli kwestii giełdowych, wyceny akcji itp. Okazuje się bowiem, że w ostatnich miesiącach wielu wysokich menadżerów japońskiej firmy postanowiło się z Nissana ewakuować. Portal Automotive News Europe wylicza ich całą masę. OK, wielu z nich, to niewątpliwie ludzie z ekipy Ghosna. Ale wielu też być może nie godzi się na takie działania, a pewnie znajdą się też tacy, którzy wietrzą ewentualne kłopoty japońskiej marki i nie chcą czekać, aż one wybuchną. Wolą wycofać się już teraz, czasem nawet zmieniając branżę.
Z pewnością kojarzycie nazwisko Denis Le Vot. To menadżer od wielu lat związany z Grupą Renault. Od początku kwietnia br. jest dyrektorem pionu samochodów dostawczych Aliansu Renault-Nissan-Mitsubishi. Co w tym dziwnego? Przed tą nominacją był prezesem Nissan North America Inc. Teraz Denis Le Vot nie tylko nie jest pracownikiem Nissana, ale wręcz powrócił – po 14 miesiącach – do Aliansu i podlega bezpośrednio Thierry’emu Bolloré, dyrektorowi generalnemu Grupy Renault, i Hiroto Saikawie, dyrektorowi generalnemu Nissan Motor. Denis Le Vot jest również członkiem komitetu dyrekcji Grupy Renault. Ma więc bezpieczniejsze stanowisko, niż jeszcze trochę ponad dwa miesiące temu.
Roland Krüger, były prezes marki Infiniti, zależnej od Nissana, odszedł w styczniu i objął stanowisko prezesa firmy Dyson. Cztery miesiące później Infiniti opuścił tez zastępca Krügera, Christian Meunier. Objął stanowisko szefa marki Jeep w strukturach grupy FCA.
Daniele Schillaci jeden z czołowych menadżerów Nissana, opuścił japońską markę w połowie maja. Włoch za niespełna miesiąc zostanie dyrektorem generalnym Brembo.
Kristina Adamski, jedna z kluczowych postaci Nissana w Ameryce Północnej, opuściła japońską markę pod koniec maja. Nie są jeszcze znane jej dalsze plany, ale to odejście nie mogło pozostać w branży niezauważone. Mówi się jednak, że opuszcza sektor automotive.
Szeregi Nissana opuścił też niedawno Randy Parker, dyrektor generalny oddziału Nissana, odpowiedzialny za globalny marketing i sprzedaż gamy lekkich samochodów dostawczych. Teraz odpowiada za sprzedaż Hyundaia w Stanach Zjednoczonych. Dołączył, czy został ściągnięty przez Jose Munoza, byłego ważnego menadżera Nissana, aktualnie (od kwietnia br.) szefującego Hyundaiowi w Ameryce Północnej?
Te wszystkie zmiany i awanse świadczą o tym, że ludzie awansowani kiedyś przez Carlosa Ghosna są znakomitymi specjalistami. Bez trudu znajdują zatrudnienie w różnych firmach, nawet w różnych branżach. Można nawet wysnuć dość daleko idący wniosek, że ci ludzie wyrażają w ten sposób swoje poparcie dla Ghosna i nie identyfikują się z zakulisowymi działania grupy wywrotowców w Nissanie. To już oczywiście moja prywatna teza, na której poparcie nie mam dowodów, ale jakiś cień sensu w takich spekulacjach jednak jest.
Poza strukturami Nissana są już także Arun Bajaj, globalny szef działu kadr Nissana, czy były dyrektor operacyjny Mitsubishi Trevor Mann. Ten drugi został skierowany przez Ghosna do Mitsubishi w celu naprawienia sytuacji w tej japońskiej marce po jej przejęciu przed trzema laty przez Alians. Trevor Mann odszedł z Sojuszu w marcu br.
Nissan ma problem. Ludzie uciekają nie tylko z uwagi na mniejsze, czy większe wsparcie dla Ghosna, ale także z bardziej przyziemnych pobudek. Wyniki japońskiej marki nie zachwycają, a to znajduje swoje odbicie w premiach i pakietach dla menadżerów. Szukają oni pieniędzy poza Aliansem. Dobra, sprawdzona kadra odpływa, a słabe wyniki nie pozwalają na przyciągnięcie godnych zastępców. Aresztowanie Ghosna dodatkowo utrudnia sytuację. Czy więc ewentualnie „wywrotowcy” w strukturach Nissana nie przeszarżowali?
A przecież sytuacja nie dotyczy tylko wysokich menadżerów. Także ludzie zajmujące kierownicze stanowiska średniego szczebla odchodzą z Nissana. Fluktuacja kadr jest coraz większa, a to nie służy dobrze żadnej firmie, w jakiejkolwiek branży. Potęgują ją jeszcze bardziej rozmowy pomiędzy Grupą Renault i koncernem FCA. Jeśli zakończą się porozumieniem, to nie wiadomo, czy Francuzi nie machną ręką na Japończyków drenując wcześniej ich zasoby, nie tylko personalne. Kto wie, czy Nissan nie opuści wówczas Aliansu, ale na mało rozkosznych dla siebie warunkach. Chyba nie o to chodziło grupie rebeliantów ;-) o ile taka grupa, rzecz jasna, istnieje.
W tym miesiącu odbędzie się Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy Nissana. Czy obecne władze Nissana uzyskają wsparcie akcjonariuszy? Trudno zgadnąć, wszak marka boryka się z najniższym zyskiem operacyjnym od ponad dekady, a to nie wróży uśmiechów na twarzach poważnych akcjonariuszy. Pamiętajmy też, że największym udziałowcem Nissana jest Renault, co dodaje dodatkowej pikanterii całej sytuacji. Francuzi oficjalnie chcą zacieśnienia relacji, ale jakie będą ich ruchy na WZA?
Jak na razie, zdaniem branżowych analityków, władze Nissana przeżywają lekki szok potencjalną współpracą Renault i Nissana. Gdyby do takiej fuzji doszło, japońska marka mogłaby zostać zmarginalizowana w Aliansie. Zwłaszcza, że w jej szeregach trudno znaleźć menadżera na miarę Ghosna. To także efekt tego, że szef Aliansu nie promował nikogo na swojego potencjalnego następcę. Nie widząc dla siebie perspektyw w Sojuszu niektórzy menadżerowie wybierali karierę poza Grupą. Idealnym przykładem jest tu Carlos Tavares, przez lata niekwestionowany Numer 2 w Aliansie i prawa ręka Ghosna, od kilku lat szef konkurencyjnej Grupy PSA.
Czy więc przyszłość Nissana bez Carlosa Ghosna będzie taka świetlana, jak oczekiwaliby tego japońscy menadżerowie marki? Jak na razie zbierają się nad Nissanem raczej ciemne chmury. Z niecierpliwością czekamy, co przyniesie najbliższa przyszłość. Wydaje się jednak, że pozbycie się Carlosa Ghosna (o ile faktycznie było inspirowane przez menadżerów Nissana) nie było do końca przemyślaną decyzją.
Krzysztof Gregorczyk
Najnowsze komentarze