Chaos w produkcji, brak możliwości zaplanowania czasu wolnego i złe traktowanie pracowników zarzucają pracujący w fabryce Stellantis w Gliwicach zarządowi firmy. O godzinie 14:00 rozpoczął się ich protest.
Mariusz Król, przewodniczący międzyzakładowej Solidarności nie kryje rozgoryczenia. – Od trzech lat zarząd Stellantis w Gliwicach nie daje żadnych propozycji rozwiązania. Człowiek jest tutaj na ostatnim miejscu – mówi w rozmowie z Francuskie.pl.
Za główny problem on i jego koledzy uważają brak stabilności i przewidywalności godzin pracy. – Bardzo często jesteśmy zaskakiwani zmianami planów produkcji. Przedłużanie lub skracanie zmian odbywa się w zasadzie z godziny na godzinę. Nie jesteśmy w stane nic zaplanować, mamy mniej czasu na życie poza pracą. Tak dłużej być nie może.
Pracownicy Stellantis w Gliwicach swój czas pracy mają rozliczany w okresie 12-miesięcznym. Oznacza to, że za pracę w nadgodzinach mogą nie otrzymywać dodatkowego wynagrodzenia, ale też na przykład wolne, które będzie do odebrania gdzieś w odległej przyszłości. Potwierdza to rzecznik zakładów, Agnieszka Brania.
– Z ludźmi zarząd się nie liczy. Interesuje go tylko realizacja planu i oszczędności, narzuconych przez Tavaresa – twierdzi z kolei Mariusz Król. I podaje przykład z niedawnego weekendu, gdzie pracownikom jednego z wydziałów zapowiedziano, że w sobotę będą pracować do 16, po czym już w trakcie produkcji dowiedzieli się, że jednak do 14-tej. – Praktycznie nikt nie robił żadnych planów rodzinnych, bo po 10 godzinach ciężkiej pracy chce się raczej odpoczywać.
I właśnie ten brak stabilności i przewidywalności jest według związkowców głównym problemem w Gliwicach. – Soboty pracujące są odwoływane i zajmuje nam się planowane soboty wolne. Przetrzymuje w pracy dłużej o czym dowiadujemy się w ostatniej chwili – to naprawdę nie jest w porządku –mówi Mariusz Król. Jednak według Stellantis pracownicy dowiadują się o tym tylko w przypadku szczególnych potrzeb pracodawcy w ramach płatnych nadgodzin.
Zarząd, według związkowców, nie chce rozmawiać. Zarzuca im, że próbują dezorganizować pracę. Solidarność czuje się też szykanowana – według związkowców niektórzy z pracowników dostali przeniesienie na niższe stanowiska.
– Pracownicy się nie poddają – dzisiejsza pikieta, która odniosła wielki sukces, to dopiero początek naszych działań – podsumowuje Król. Mamy wsparcie w Brukseli, zaalarmowaliśmy polskich parlamentarzystów i jesteśmy w kontakcie z kolegami w innych krajach. Człowiek powinien być najważniejszy, nie wszystko zmieści się w tabelkach Excela – kończy Mariusz Król z Solidarności.
Według fabryki negocjacje ze związkiem zawodowym są prowadzone od wielu miesięcy. – Stellantis Gliwice i Związek Zawodowy podpisały porozumienie dotyczące płac i czasu pracy, gdzie ustalono, że do 10 grudnia strony będą prowadziły rozmowy przy stole negocjacyjnym, bez prowadzenia dodatkowej, w tym zewnętrznej, działalności komunikacyjnej. Celem tego uzgodnienia było zapewnienie możliwie najlepszych warunków do prowadzenia merytorycznych rozmów. Niestety pikieta została zorganizowana na trzy miesiące przed upływem tego terminu – podsumowuje Agnieszka Brania, rzecznik zakładów.
Najnowsze komentarze