Pamiętacie doskonałą polską komedię „Miś”? Jest tam taka piękna scena, w której bohaterowie wchodzą do kawiarni i otrzymują zestaw obowiązkowy. Na ten zestaw składa się kawa i ciastko, nazywane wuzetką. Wszystko dlatego, że kawiarnia bije się o złotą patelnię. Dzisiaj wuzetka obowiązkowa nie jest, ale każdy kierowca powinien mieć w samochodzie zestaw obowiązkowy – składający się z biszkoptu, dżemu, bitej śmietany i pomady czekoladowej. Tylko trochę inaczej.
Ta refleksja dopadła mnie po przejechaniu blisko 1000 kilometrów w ciągu ostatnich kilku dni po polskich drogach. Testowy samochód odebrałem dzięki uprzejmości importera dzień wcześniej i od razu ruszyłem w trasę. Stolica, morze, Kujawy i Pomorze i znowu stolica. No będzie tysiąc jak obszył. I dochodzę do wniosku, że każdy kierowca dzisiaj musi mieć w samochodzie zestaw obowiązkowy, bo inaczej się jeździć po prostu nie da.
Zestaw obowiązkowy zaczniemy od telefonu komórkowego. To podstawowe narzędzie, które trzeba mieć. Ale koniecznie w wersji smart i koniecznie z transmisją danych oraz GPSem. Bo tylko wtedy będziemy sobie mogli zainstalować jeden z programów ostrzegających o pułapkach na drodze. W naszym przepisie na zestaw obowiązkowy będzie to biszkopt, czyli właśnie podstawa. Programów takich jest już kilka, ja od dłuższego czasu korzystam z Yanosika. Bez tego rozwiązania nie ma co ruszać w trasę. Dlaczego?
Zacznę może od tego, że sezon na wyjazdy nad morze to raczej nie jest, zgodzicie się ze mną? Ruch na drogach w stronę północy polski jest marną namiastką tego, co dzieje się latem. Jednak nie przeszkadza to wszelkiej maści strażnikom wiejskim wystawiać na działanie śniegu, wody i mrozu swoich ukochanych maszynek do zarabiania pieniędzy. W najbardziej głupawych miejscach, które nie mają nic wspólnego z bezpieczeństwem, stoją. I nie mówię tu o niesławnym Białym Borze, ale prawie każda szanująca swój budżet i mająca w nosie kierowców wiocha dzisiaj kupuje albo wypożycza fotoradar. Aplikacja w smartfonie zabezpiecza przed drenowaniem kieszeni skutecznie, ostrzegając o zbliżaniu się do przeciwnika odpowiednio wcześnie.
I wcale nie trzeba być piratem drogowym. W życiu! Wystarczy opatrznie zrozumieć oznakowanie (kto przejeżdżał przez Biały Bór ten zna pewnie standardowy numer z siedemdziesiątką na dłuuuuugaśnej prostej) albo na nudnej dłuuuuugiej drodze przez wieś z trzema oborami i jedną remizą pojechać 61 zamiast 50. Mimo, że zima, mimo, że warunki do pracy radaru nieodpowiednie, ten będzie błyskać ile sił w lampie.
Strażnicy miejscy to nie wszystko, bo są przecież jeszcze policjanci, którzy świetnie wiedzą, gdzie można znaleźć miejsca, w których da się zarobić na mandatach. Jest takie na przykład niepozorne miejsce, wjazd do Bydgoszczy od strony Wierzchucina Królewskiego. Jedzie sobie człowiek spokojnie, kulturalnie, 90 na godzinę po drodze wiejskiej i nagle trafia, zupełnie bez powodu na ograniczenie na wjeździe do 40. Normalny człowiek puka się w głowę a po dotarciu do komputera myśli gdzie by tu wysłać maila, by zgłosić ten idiotyzm. Dzisiaj, gdy jechałem przez ten fragment drogi, Yanosik życzliwie podpowiedział „uważaj panie kierowco, tam się czają współcześni rozbójnicy – jedź powoli”. Ja usłuchałem, ale jadący przede mną, wyjątkowo spokojny i wręcz nieco wlekący się kierowca Alfy utrzymał swoje 51 na wjeździe i od razu na maskę rzucił mu się rozradowany policjant z okrzykiem „mamy go”.
Druga pozycja naszego zestawu obowiązkowego u kierowcy to dżem, czyli nawigacja satelitarna, najlepiej działająca on-line z pokazywaniem ruchu na drogach. Taka nawigacja podpowie jak jechać i którędy, żeby nie stać w korku. Bo to, że ruch na nadmorskich drogach nieduży, nie oznacza, że jeździ się tam sprawnie. To w końcu Polska, tu nie można jeździć szybko. Wystarczy nieprzemyślany remont w trzech punktach miasta, oraz dwa ronda i z pięciu leniwych kierowców, by całe miasteczko zostało sparaliżowane. Wtedy taka nawigacja, która również może działać sobie w smartfonie, jest rzeczą niezbędną. No chyba, że mamy akurat Renault i korzystamy z genialnej opcji Live Traffic ;) Działa sprawnie.
Trzecia rzecz niezbędna w samochodzie to szeroko otwarte oczy kierowcy i najwyższy stan zaalarmowania drogą u niego. To pomada czekoladowa naszej wuzetki, prawie na samym szczycie listy i samego ciastka. To, co się dzieje na drogach wieczorami i w nocy woła o pomstę do nieba. Nie dalej jak dzisiaj, kilka godzin temu, wczesnym porankiem, mijałem z niewielką prędkością pieszego, który mimo 7.30 rano zataczał się z wdziękiem pijanego marynarza a przechyły sięgały połowy drogi. Szedł sobie raźno przez las do nieznanego mi celu, ubranie oczywiście przeciwodblaskowe, czyli nieokreślonego koloru szarość z czernią. Ze dwie godziny później trafił mi się jakiś wyjątkowy burak w pewnym niemieckim samochodzie o bardzo twardym zawieszeniu i prymitywnym wnętrzu, który najwyraźniej postanowił zabawić się w kamikadze i próbował wjechać w testowe auto na łuku drogi. Nie wiem czy był dzisiejszy czy wczorajszy, ale tylko wyjątkowa podejrzliwość co do jego toru jazdy wcześniej pozwoliły mi uniknąć uderzenia w tył.
Śmietanką na wuzetce musi być zasobny portfel. Kierowca to człowiek dojony nieustannie, do ostatniej złotóweczki. Ale musisz mieć dużo kasy. Do 114 podatków, które obowiązywały w zeszłym roku w Polsce doszedł nowy, opłata na rezerwę paliwową. Benzyna i ropa droższe. Mandaty poszły do góry a policja robi wszystko, by napędzić mamonę do nienasyconych urzędników. Skarbiec świeci pustkami? Minister finansów świetnie wie, że kierowcy to grupa, która zapłaci dużo za przywilej i luksus jeżdżenia po drogach. Sytuacji wcale nie ratuje niska cena benzyny, bo skoro benzyna tania, to dokładamy podatki. Proste? Tylko z tym pełnym portfelem u kierowców może być bardzo różnie, bo obywatel gnębiony podatkami wcale zasobny w pieniądze nie jest.
A gdzie w tym wszystkich francuskie samochody? W końcu nasz zestaw obowiązkowy jest potrzebny wszystkim kierowcom. Odpowiedź brzmi następująco: gdyby nie fakt, że jechałem bardzo wygodnym, komfortowym i wyjątkowo ładnym francuskim samochodem, te wszystkie kilometry byłyby trudniejsze. Dziury w drogach nie były jednak takie straszne, nawigacja była na pokładzie i pokazywała ruch na żywo a kolor auta i piękne nadwozie bardzo się podobało, o czym świadczyły aprobujące rozmowy podczas tankowania. Świat zza kierownicy takiego auta wydaje się być nieco ładniejszy.
Szerokiej drogi!
Najnowsze komentarze